Artykuły

Nieprzyjemna komedia

W listopadzie 1981 roku odbył się w Brukseli "festiwal Witkacego". Były wystawy, przedstawienia i dyskusje - odkrywano Witkacego jako filozofa, dramaturga, powieściopisarza, malarza, prekursora nowoczesnej fotografii, estetyka i teoretyka kultury. Wszystko to działo się pod hasłem: "Witkiewicz, genie multiple de Pologne", co w dowolnym tłumaczeni brzmi: "Witkiewicz, wielokrotny (różnorodny) geniusz i Polski".

(1.)

Następny "festiwal Witkacego" po Jeleniej Górze, Pizie i Brukseli - odbędzie się prawdopodobnie w USA. W Szwajcarii ukazał się nie tak dawno kolejny zeszyt poświęcony Witkiewiczowi. W USA wydano książkę profesora Daniela Geroulda pt. "Witkacy Stanisław Ignacy Witkiewicz as an Imaginative Writer", która prawie równocześnie ukazała się i na polskim rynku w przekładzie Ignacego Sieradzkiego. O ile czegoś nie pokręciłem, to wystawia się ostatnio dramaty Witkacego w Meksyku, a na pewno w Szwecji, Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Gdzie indziej chyba też, a na pewno wystawia się dramaty S. I. Witkiewicza także w Polsce i to tak często, że budzi to zdziwienie niektórych publicystów Ostatnio np. zdziwił się Błażej Kusztelski w słowach: "zdziwi pewnie niejednego fakt że w okresie stanu wojennego cztery teatry w Polsce grają "Szewców", a piąty przygotowuje premierę". Nie wiadomo czy Błażej K. pisząc o piątym teatrze miał na myśli lubelski Teatr im. J. Osterwy, czy warszawski Teatr Polski, ale miesięcznik "Teatr" skomentował to krótko: "najbardziej zadziwiające jest to, jakie informacje dziwią dziś publicystów".

(2.)

Przed premierą lubelskiego przedstawienia zastanawiało mnie parę spraw. Po pierwsze: czy reżyser, a jest nim Wowo Bielicki, nie uwierzy czasem, że dramaty Witkacego to taki "surrealistyczny nadkabaret" (jak wielu krytyków i badaczy spuścizny Witkacego określa jego dramaturgiczną spuściznę). Po drugie: co będzie robił w spektaklu Autor Szalony, czyli postać spoza obsady przewidzianej w planie obsadowym przez rzeczywistego autora. Po trzecie: dlaczego Sajetana Tempe ma zagrać Ludwik Paczyński, a nie na przykład Jan Wojciech Kryszczak albo Włodzimierz Wiszniewski; dlaczego rolę Prokuratora Scurvy'ego otrzymał Marek Prażanowski, a nie Ignacy Gogolewski: dlaczego Czeladników nie obejrzymy w duecie Szrenica - Rogalski, lecz Szrenica - Motek i wreszcie dlaczego Księżnej nie zagra Anna Świetlicka, lecz Hanna Peter, albo Barbara Kobiarska. Tak mi się wydawało i myślało przed premierą, co nie jest przecież żadną próbą pomniejszania walorów tych artystów, którzy znaleźli się w obsadzie, lecz moim jedynie "chciejstwem" i konsekwentnym następstwem wniosków wyniesionych z przedstawień poprzedzających wystawienie "Szewców". Także - z przyzwoitej chyba w sumie znajomości dorobku autora.

Na premierze akt pierwszy zdawał się potwierdzać zasadność pytania o sens obecności Autora Szalonego i zasadność "chciejstwa" co do obsady. Miotający się po rampie scenicznej i jej okolicach Henryk Sobiechart (Autor Szalony) drażnił jak krasnoludek, który dostał się nie do tej bajki. Ludwik Paczyński w roli Sajetana Tempe zbyt często zapominał, że zdania mają nie tylko swój potencjał "dźwiękotwórczy", ale także swój logiczny sens; że są tam przecinki, myślniki kropki, itp. znaki orientacyjne chociaż zapisał je sam Witkacy. Wiesław Motek jako Czeladnik II. Edek starał się, to prawda, ale ciągle okazywało się, że partytura środków jakimi dysponuje jest albo niezbyt pojemna, albo jest nieumiejętnie wykorzystywana. Hanna Pater w roli Księżnej sprawiała wrażenie jakby dopiero przymierzała się do roli i nie wiedziała czy zbudować ją na potocznych wyobrażeniach o "damach krwi", czy na katalogu cech przedstawicielek tego gatunku zapełniających powieści i dramaty Witkacego. Ale już w pierwszym akcie było wiadomo, że Wowo Bielicki nie ma zamiaru ogłupiać widowni ani "nadkabaretami'', ani dziwnościami! Tak samo od pierwszego pojawienia się na scenie przykuwał uwagę Marek Prażanowski w roli Prokuratora Scurvy'ego. Wystarczyło, by liczyć na szansę pojawienia się teatru.

(3.)

Teatr pojawia się w akcie drugim. Stopniowo okazuje się, że zespół postawiony przed autentycznie trudnym zadaniem, jakim jest niewątpliwie najlepszy dramat Witkacego, potrafi prowadzić dialog na sposób teatralny, a nie recytować i deklamować co tak bardzo denerwowało w innych inscenizacjach na lubelskiej scenie. Że aktorzy potrafią budować role (a nie opowiadać jak one mają wyglądać), co w przypadku "Szewców" jest zadaniem - wydawałoby się - wyjątkowo trudnym. Rzecz jasna, że w "tej nieprzyjemnej komedii", jak na dzisiejsze czasy - są do zagrania role i "rólki", są postacie obdarzone sceniczną historią na pełne trzy akty i zaledwie na epizody. Ale - widać to szczególnie w akcie trzecim - nie ma w tym przedstawieniu ról "puszczonych" i nawet to, co raziło u niektórych wykonawców w akcie pierwszym, gotowi jesteśmy zapomnieć, za propozycje z późniejszych partii spektaklu.

Odnajduje się bowiem i Paczyński w roli Sajetana i Motek w roli Czeladnika II, a Autor Szalony już nie drażni. Okazuje się pomocnym komentatorem i sensownie wkraczającym w materię spektaklu interwenientem, chociaż ma do zagrania właściwie tylko didaskalia. Nienowy to pomysł (Kantor w "Umarłej klasie", chwyt zastosowany przez Jowitę Pieńkiewicz w "Nowym Wyzwoleniu" w Słupsku), ale - dla mnie przynajmniej - pomocny. Również Hannie Peter w roli Księżnej udaje się stopniowo przekonywać do swojej propozycji i - jest Księżną, wyzwalaczem męskich namiętności polityczno-erotycznych. W dwa dni po premierze oglądałem w tej samej roli Barbarę Koziarską; ta kilkoma dosłownie "cięciami", szkicowym gestem i umiejętnie przerysowanym podaniem odpowiednich partii tekstu osiągnęła rolę o wiele szybciej. Czy trafniej? Brawa dla obydwu pań.

Wśród dobrych - zawsze są najlepsi. Od początku więc, od pierwszego aktu Maciej Szrenica w roli Czeladnika I Władka, wspomniany już Marek Prażanowski, Jan W. Kryszczak w roli Hiper-Robociarza zdający się drwić a zarazem kreślić apokaliptyczne Mane - Tekel - ... i znakomity Gnębon - Puczymorda Włodzimierza Wiszniewskiego, który - wbrew - przewidywaniom samego Witkacego - puczył się o wiele lepiej niż każda, możliwa do pomyślenia maska. Z bardzo epizodycznych ról sprawnie i pokerowo wypadli Towarzysz Abramowski i Towarzysz X czyli Maciej Polaski i Witold Zarychta, a Bubek Joanny Morawskiej ludziom z wyobraźnią też mógł napędzić strachu.

Z rzeczy, których nie mogę wpisać reżyserowi po stronie "ma" odnotowuję całą sekwencję kmiecą, razem z "Dziwką bosą". Być może obciąża mnie pamięć tych i brawurowych "Szewców" z prapremiery we wrocławskim "Kalamburze", ale folklor w spektaklu Bielickiego - co wnosi? Miał być przerywnikiem? To jak na "Szewców" za mało.

Natomiast wszystko co dobre wpisuję Trzcińskiemu za muzykę; nie dość, że interesującą, to przy tym rozpiętą cytatami od "Wesela" Wyspiańskiego po drugą połowę dwudziestego wieku.

I najważniejsze pytanie: o czym są "Szewcy"? Nie będzie odpowiedzi, bo skoro w dalekiej Belgii uznano, że Witkiewicz był "geniuszem z Polski", to twórczość geniusza trzeba znać. Może nie na pamięć, ale dokładnie, bo to i wypada i - "wicie - rozumicie" - w życiu się przydaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji