Artykuły

"Mimo wszystko" w Teatrze Współczesnym - recenzja

Kolejny przykład na to, że do stworzenia dobrego spektaklu nie potrzeba sporej liczby aktorów na scenie, zaskakujących zwrotów akcji, ani oszałamiającej scenografii.

"Mimo wszystko" - słowa te były dewizą życiową francuskiej aktorki Sary Bernhardt. Jej mocny, piękny głos, umiejętności aktorskie, a przede wszystkim nieprzeciętna osobowość uczyniły z niej jedną z bardziej wyrazistych osobowości XIX wieku. Nazywana przez publiczność "boską Sarą", rozgłos i sławę zdobyła dzięki dramatycznym rolom takim jak Dama Kameliowa.

Spektakl opowiada o późnych dniach życia aktorki, kiedy sparaliżowana i zdana na pomoc zaufanego sekretarza wspomina swoje życie próbując stworzyć autobiografię.

Po odsłonięciu się kurtyny oczom widzów ukazuje się aktorka - w wyzywająco czerwonej sukni, starsza, nosząca oznaki minionej już, choć niewątpliwie nieprzeciętnej urody. Wyraziste, wymowne oczy i mocny, zdecydowany głos momentalnie przykuwają uwagę - tak pozostanie już do końca spektaklu. Mimo wielkiej energii widocznej w każdym ruchu ręki, głowy, nie sposób nie zauważyć jakim kontrast stanowi dolna część ciała. Brak nogi to wielką strata dla aktorki - częste poprawianie sukni, wygładzanie, drapowanie - wszystko aby ukryć to kalectwo. Aktorce towarzyszy sekretarz, będący raczej przyjacielem niż pracownikiem, gotowy spełnić każde, nawet najbardziej dziwaczne życzenia swojej pracodawczyni - człowiek stworzony do tego, aby żyć cudzym życiem.

W miarę rozwoju akcji dowiadujemy się coraz więcej o przeszłości aktorki - stosunkach z jej matką, problemach z siostrą, dzieciństwie, dorastaniu, sławie.

Aktorka wspominając odgrywa swoje najbardziej znane role - możemy podziwiać jej warsztat aktorski, ale nie sposób nie zwrócić uwagi na żywiołowość charakteru, nieprzewidywalność, zmienność. Sara próbuje odtworzyć swoje życie, przywołać i poskładać strzępy wspomnień, przeżyć te najpiękniejsze momenty raz jeszcze.. Starając się to uporządkować i spisać co chwila zmienia zamiar, pomysł, jakby mając świadomość nieuchronnie mijającego czasu. W tym wszystkim wiernie towarzyszy jej Pitou. Mimo wieku w tym duecie to ona jest osobą dominującą - krzyczy, żąda, ale już w następnym momencie żartuje rzucając figlarne spojrzenie. Aktorką targa mnóstwo emocji - gniew, rozżalenie, świadomość kalectwa, ale równocześnie radość z przeżytego życia, próba zdystansowania się, zabarwiona dużą dozą autoironii.

Finał to dość wyrazista i znacząca scena - aktorka powstaje ze swojego fotela i lekkim krokiem opuszcza scenę - odniosła zwycięstwo nad swoją ułomnością, starością i kalectwem.

Na wielkie brawa zasługuje Maja Komorowska grająca główną postać. Wciela się w postać tak dobrze, że w pewnym momencie trudno określić czy to jeszcze Sara czy już może MajaNie sposób nie wspomnieć również o roli Wiesława Komasy - osadzonego w pozornie tylko skromnej roli. Tych dwoje aktorów stworzyło duet tak świetny, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, że rozumieją się równie dobrze poza sceną. Dzięki temu ten dwuosobowy spektakl ani przez chwilę nie wydał mi się nudny- wieczór z Sarą Bernhardt w Teatrze Współczesnym z całą pewnością uważam za ciekawy i udany.

Spektakl mogliśmy obejrzeć dzięki uprzejmości

Teatr Współczesny

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji