Artykuły

Michał Węgrzyński - aktor wbrew warunkom

W kilku szkołach teatralnych usłyszał, że nie ma warunków do pokazywania się na scenie. - Za grube nogi, zła dykcja - podsumowali go krótko w Krakowie. Dzisiaj MICHAŁ WĘGRZYŃSKI jest jednym z ulubionych kieleckich aktorów.

Michał Węgrzyński, bo o nim mowa, nie marzył o byciu aktorem. - Byłem zbyt nieśmiały, żeby myśleć, że mogę pojawić się na scenie, aczkolwiek zazdrościłem tym, którzy to robili - mówi. W podstawówce bywałem co najwyżej pastuchem w jasełkach, bo na króla byłem zbyt nieopierzony. Nie miał odwagi, ale przypadek sprawił, że na obozie Stowarzyszenia Szkół Twórczych trzeba było przygotować prezentację szkoły. - Razem z bratem przypomnieliśmy sobie kabaret ze szkolnego festiwalu młodych talentów, ale ponieważ nie było zbyt wielu chętnych, musieliśmy się wcielać w kilka ról. Wtedy odważyłem się bawić na scenie. Jedna z nauczycielek pochwaliła mnie i wspomniała coś o talencie. - Przygotowywałem się do egzaminu do szkoły teatralnej, ale na egzaminie w Krakowie od licznej komisji usłyszałem, że nie mam warunków. Za grube nogi, zła dykcja. Inteligentny i sympatyczny, owszem, ale padło też pytanie: a brzuszek to od piwa czy ciasteczek? - Od ciasteczek, dzisiaj może piję więcej piwa, ale okrągły jestem nadal - mówi Michał. - Po prostu, taka moja uroda. Zawsze starałem się za to być bardziej sprawny od moich chudszych kolegów. I udawało się.

Mimo tak przykrych słów Michał nie zniechęcił się. By nie tracić czasu, zaczął studiować na Akademii Górniczo-Hutniczej elektrotechnikę. - Wolałem informatykę, to było moim marzeniem od podstawówki, ale brakowało mi ciągle kilku punktów-wspomina. Na technicznych studiach męczył się, zrezygnował po trzecim semestrze, chociaż informatykę nadal bardzo lubi.

KILKA PODEJŚĆ

Z poczuciem niespełnienia, starając się poprawić dykcję, nauczyć śpiewu zdawał kolejny raz do szkoły teatralnej. Sytuacja powtórzyła się kilka razy. - Nie pasowałem do wizerunku studenta szkoły teatralnej - podsumowuje te próby. Ponieważ na jednym z egzaminów wiele osób było po rocznym krakowskim studium przygotowującym do zawodu aktora, postanowił dać sobie szansę i spróbować.

Warunek rodziców był prosty: chcesz się uczyć w prywatnej szkole, zarób na to. - Pojechałem do Norwegii pracować przy remontach. Pracę wyszukał już rok wcześniej mój młodszy brat Wojtek ze swoim kolegą. Potem utworzone zostały dwie ekipy po dwóch chłopa. Ja z zeszłorocznym kolegą, a mój brat z jego bratem. Wojtek i ja nie znaliśmy się w ogóle na tego typu pracy, ale tamci bracia od małego pracowali na budowach. Przy nich uczyliśmy się fachu, a my byliśmy ich tłumaczami i organizatorami.

Praca była ciężka, po 12-14 godzin siedem dni w tygodniu, ale po wakacjach mógł zapłacić czesne. Do Norwegii wracał kilkakrotnie. - Nasi koledzy mają tam domy, my z bratem Wojtkiem, artystą malarzem po warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, ciągle jesteśmy na dorobku.

Roczny pobyt w krakowskiej szkole, zetknięcie ze wspaniałymi profesorami, którzy choć czasem łamali studentów psychicznie, to otwierali ich, wiele mu dał. Co prawda tam też słyszał, że warunki ma nie za bardzo, ale praca nad dykcją, śpiewem odniosła skutek. Wreszcie Michał dostał się do wrocławskiej szkoły. Czasy studiów wspomina bardzo dobrze. Cztery lata zleciały szybko i trzeba było wyjść spod klosza, znaleźć pracę. - Pisałem podania do wielu teatrów, nawet nie sądziłem, że jest ich tyle w Polsce - mówi. Mając do wyboru teatr w Tarnowie i Kielcach, wybrał Kielce. - Tu lepiej się czułem - przyznaje.

W ostatniej sztuce "Romeo i Julii" nie tylko grał, ale także był asystentem reżysera. - Ale to nie oznacza, że granie przestało mi wystarczać. Nie chciałbym być reżyserem, obawiam się, że nie jestem dosyć twórczy. Trzeba mieć swoją wizję świata - mówi. Ja póki co wolę się odnaleźć w zadaniu, które jest przede mną stawiane niż zmuszać innych do akceptowania mojej wizji.

Młody aktor zachwycony jest Kielcami, a zwłaszcza okolicami. - Dużo jeździłem na rowerze, zimą na snowboardzie, po 20 minutach spaceru mogę być w lesie. To niesamowite.

W zespole znalazł przyjaciół, z którymi także spędza wolny czas aktywnie. Z Andrzejem Cempurą jeździ konno, Marcin Brykczyński zachęcił go do szermierki. - Pływam, nurkuję, żegluję, gram w kosza, chodzę po górach.Tańczę też. Chodzę na zajęcia do Kieleckiego Teatru Tańca.

POPULARNOŚĆ

Obecnie mieszka w teatralnym hoteliku, chociaż trochę doskwierają mu warunki: brak kuchni, wspólne toalety. - Trochę jak w akademiku, takie przedłużenie studenckiego życia - zbywa niewygody humorem. W Kielcach zna go coraz więcej osób. - To miłe, chociaż także zaskakujące, kiedy ktoś nieznajomy mnie pozdrawia.

Na pytanie co sprawia, że jest gotów poddawać się codziennej ocenie widzów - odpowiada krótko: adrenalina. -Aktor jest zwierzęciem próżnym, lubi, gdy na nim skupia się uwaga, gdy poruszy publiczność.

Lidia CICHOCKA cichocka@echodnia.eu

29 lat. Ukończył

w 2007 roku wrocławską szkołę teatralną. Współpracował z teatrem w Tarnowie, Teatrem Małym we Wrocławiu. Uczestniczył w działaniach muzycznej grupy Pogodno, z którą wystąpił na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu w 2006 r. Nadeskach kieleckiej sceny gra m.in.: Chrisa w "Bolerze" Pavla Kohouta, Barona w "Trans -Atlantyku" Gombrowicza, Gidiego Batzera i jego obrońcę w "Zabawach na podwórku" Edny Mazya, Bankiera w "Małym Księciu" Saint-Exupery, Benwoljaw"Romeoi Julii" Szekspira.

Inteligentny, sympatyczny, ale warunków nie ma - oceniały go komisje egzaminacyjne, a widzowie lubią go takim, jakim jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji