Artykuły

Nudny zamach

Twórczość Ireneusza Iredyńskiego - w warstwie obyczajowej raczej ekscentryczna - nieraz bulwersowała krytykę i odbiorców. Tym razem Iredyński jest autorem raczej paradoksalnego ekscesu. W Teatrze Polskim zdołał uśmiercić nie tylko połowę bohaterów swojej nowej sztuki, ale zanudzić przy tym na śmierć nie mniejszą część publiczności. Współwinnym tej zbrodni jest reżyser Jan Bratkowski, który z pieczołowitością równą średniowiecznym kopistom celebrował każde słowo mistrza. I tak "Terroryści", w których zawartości myślowej i akcji - przy sprawnej reżyserii - starczyłoby na dobrą jednoaktówkę, przypominają anegdotyczne naczynie nocne: niby to błyskotliwe i dźwięczne, ale długo na tym wysiedzieć nie sposób.

W bliżej nie określonym kraju Ameryki Środkowej ku upadkowi chyli się wojskowa dyktatura. W egzotycznej scenerii kolonialnego pałacu, gdzie pod okna podchodzi bajkowa dżungla (sugestywna scenografia Krzysztofa Pankiewicza) poznajemy reżimowego ministra (Andrzej Szczepkowski) szykującego się do kolejnej zmiany maski politycznej. Sytuacja bliżej nieznanego dyktatora, określanego mianem starej hieny, cokolwiek przypomina losy nikaraguańskiego Somozy: bezsensownym terrorem zraził nawet możnych zagranicznych protektorów, a oddziały partyzanckie już przygotowują się do ostatecznego szturmu na stolicę. Nic więc dziwnego, że przewrotny minister dyktatora dyskretnie gości w swoich apartamentach strojnego w rewolucyjną frazeologię przywódcę partyzanckiego ruchu zwanego "Numerem Jeden" (Janusz Zakrzeński) oraz jego plakatowo szlachetnego towarzysza (Marek Barbasiewicz).

Na zegarze historii za pięć dwunasta, a bohaterom sztuki jakby się nie śpieszyło. Zabawiają się dykteryjkami, wspomnieniami z przeszłości. Słowa, słowa, słowa... O tym, że cel uświęca środki i jacy naprawdę są bohaterowie, wiemy już od pierwszego aktu. Nieporozumieniem wydaje się więc rozciągnięcie na cały drugi akt wywiadu przeprowadzonego przez głośną dziennikarkę (Halina Mikołajska) z przywódcą zamachowców. Wywiad, którego celem było obnażenie prawdziwego oblicza "Numeru Jeden" staje się tasiemcem ckliwych, okraszanych przekleństwami, historyjek niewiele poszerzających naszą wiedzę o bohaterach.

Jedyną dobrą stroną tego spektaklu jest aktorstwo, zwłaszcza Andrzeja Szczepkowskiego, który konsekwentnie prowadzi swoją rolę cynicznego i jednocześnie autoironicznego prominenta.

Wydaje mi się, że publiczność do teatru Dejmka przychodzi oczekując sensacji. Czasami nie chwytając całych konstrukcji myślowych, oklaskuje oderwane sformułowania kojarzące jej się ironicznie z językiem propagandy. Jest w tym coś z reakcji kaprala, któremu się wszystko z jednym kojarzy.

Przed kilku laty Michał Misiorny popełnił sztuczkę zatytułowaną również "Terroryści", którą grano na jednej z prowincjonalnych scen. Niestety, ten intrygujący temat nadal nie może znaleźć mistrza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji