Artykuły

"Holender tułacz" w stołecznym Teatrze Wielkim

W Palmową Niedzielę zespół Teatru Wielkiego w War­szawie wystąpił z nową premierą. Tym razem przygoto­wano operę romantyczną "Holen­der tułacz" Ryszarda Wagnera. Premiera ta oczekiwana była z dużym zainteresowaniem, co jest zrozumiałe, ponieważ w Polsce nie ma tradycji wystawiania dzieł Wagnera, nie ma też - jak zwykle sądzono - odpowiednich artystów-śpiewaków potrafiących unieść ciężar trudności utworów wielkiego kompozytora.

Premiera warszawska udowodniła jednak, że przynajmniej niektóre dzieła Wagnera (bez których nie może istnieć żaden współczesny teatr ope­rowy) mogą być wystawione w Pol­sce i to rodzimymi siłami. Naturalnie trzeba przyjąć poprawkę, że z War­szawy nigdy nie zrobimy Bayreuthu, co zresztą wcale nie jest potrzebne! Potrzebne jest natomiast, aby przynajmniej kilka wybranych dzieł ope­rowych Wagnera znajdowało się w repertuarze stołecznego teatru liry­cznego, jako harmonijne wypełnienie luk programowych.

Wystawienie "Holendra tuła­cza", zespół Teatru Wielkiego przygotował bardzo starannie. W odczuciu niżej podpisanego jako całość, była to najlepsza premiera dwóch ostatnich sezonów. Oczywiście, niektóre detale jeszcze nie były na poziomie sceny narodo­wej, jak np. niezbyt wyrównany poziom solistów, niedokładności intonacyjne chóru, brak wycyze­lowanej gry orkiestry itp., cho­ciaż właśnie orkiestra tym razem grała bardzo porządnie i z dużym zaangażowaniem.

Wśród solistów trzy osoby wy­bijały się zdecydowanie nad pozostałymi śpiewakami. Hanna Li­sowska (jako Senta) dała popis ładnego śpiewu, grając swoją rolę z przejęciem i dużą ekspresją. Jej głos znakomicie oddawał zawar­tość muzyczną.

Jak zwykle świetny był Jerzy Artysz (Holender) zarówno pod względem wokalnym, jak i aktor­skim. (Obserwując kolejne pre­miery TW w Warszawie można powiedzieć, że artysta ten jest jednym z głównych filarów zespołu solistów).

Bardzo dobre wrażenie na słu­chaczach zrobił Michał Skiepko (jako sternik statku Dalanda), uj­mując ich niezwykłą szczerością śpiewu, nieskazitelną czystością głosu i dobrą dykcją.

Niestety pozostali śpiewacy wystę­pujący w premierowej obsadzie "Ho­lendra tułacza" nie sprostali wyma­ganiom swych partii. Przede wszyst­kim zastrzeżenia można mieć do war­stwy wokalnej. Pomijając, że chyba nie byli dobrze obsadzeni ze wzglę­du na charakter ich głosów i możli­wości, śpiewali nieprecyzyjnie z dość dużą tolerancją intonacyjną, gubili rytm, a dykcja często nie pozwalała zrozumieć słów.

Mimo powyższych uwag, gene­ralnie cały spektakl ocenić należy jako dobry, udany. Antoni Wi­cherek, pod adresem którego na tych łamach kierowano wiele uwag krytycznych, tym razem prowadził przedstawienie dość sprawnie, chociaż czasem brako­wało precyzji, szczególnie w ko­relacji chór - orkiestra.

Pod względem reżyserskim ope­rę Wagnera przygotował doświadczony artysta Erhard Fischer z NRD, który pokazał dzieło wiel­kiego neoromantyka w sposób statyczny, oparte bardziej na grze "do wewnątrz" niż na ruchu sce­nicznym. Pomysłowe, aczkolwiek pozostawiające pewien niedosyt względem legendarnej tematyki opery dekoracje, były dziełem Szwajcara Rolanda Aeschlimanna.

Do uzyskania pełnej informacji do­dać jeszcze trzeba, że poza solistami, zespołami etatowymi Teatru Wielkie­go w spektaklu "Holendra tułacza" wziął udział chór męski Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Pol­skiego kierowanego przez Lucjana Mazurka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji