Artykuły

Bez głębszego sensu

W lipcu zmieniają się repertuary. Albo wchodzą w etap zaawansowanych prób spektakle, które dopiero po wakacjach mają mieć stały żywot na afiszach, i wtedy dopiero relacjonowanie ich będzie miało sens dla widzów i czytelników, albo też przywołuje się na deski sceniczne spośród pozycji kończącego się sezonu te, które miały szczególny odbiór. Kiedy wśród teatromanów następuje zmiana warty, bo warszawiacy rozjeżdżają się po kraju, a znów goście z innych miejscowości przejeżdżają przez miasto stołeczne, warto im pokazać "gwoździe" ubiegłego sezonu.

Jednym z takich "gwoździ" i bynajmniej nie "do trumny" Teatru Na Woli okazała się "Pralnia" Stanisława Tyma w reżyserii tegoż, scenografii Małgorzaty Treutler i z muzyką Wojciecha Głucha. Tytuł sztuki niezależnie od tego czy świadomie, czy bezwiednie koresponduje z "Łaźnią" Majakowskiego, stąd też widzowie spodziewają się od wychowanka STS ostrej satyry na niedoskonałą rzeczywistość i z góry nastawiają się na odczytywanie przenośni. Sztuka więc cieszy się dużym powodzeniem, zwłaszcza jej pierwsza część, gdy akcja się zawiązuje i umiejętności skeczowe autora mają pole do popisu.

RZECZ zapowiada się ostro. W bankrutującej pralna, która zatrudnia wyłącznie kobiety, zaś założycielką była sufrażystka sprzed I wojny światowej, grana w zasadzie przez Eugenię Gruszecką; zastąpioną na tym przedstawieniu, które oglądałem, przez Marię Concord, grozi bankructwo. Nie mając nic lepszego do roboty, praczki opowiadają sobie różne rzeczy, jak np. wyglądała parcelacja majątków na wsi po II wojnie światowej i jakie później na ten temat wystawiono widowisko teatralne. Jednocześnie roi się od intryg, kłótni, a nawet bójek w pralni, której przewodniczącą znakomicie wciela Halina Łabonarska, zaś sekundują jej w rolach kierowniczki bielizny brudnej i kierowniczki bielizny czystej tak wytrawne artystki, jak Barbara Horawianka i Maria Chwalibóg.

Sztuka, w której występuje 17 pań i 2 panów, jest jak wymarzona dla zwalczania "przestojów'', które dotkliwiej uderzają w artystki, niż w artystów. O to zatrudnienie dla pań dobrze więc zadbał autor i inscenizator w jednej osobie. A każda z dam dostała okazję do popisu od Zofii Merle w roli zmianowej do Marii Czubaszewicz w roli Róży. Ma swój "numer" Zofia Grabińska jako kasjerka. Trudno nie odnotować efektownej gry Barbary Rachwalskięj w roli Napiórnej i dostrzega się dyskretną interpretację przez Danutę Nagórną roli mniej eksponowanej niż tamte. Odpowiednio zgrany jest cały komplet grających pań, który obejmuje jeszcze Danutę Gellert, Annę Borowiec, Krystynę Chmielewską, Jolantę Żółkowską, Barbarę Górską, Ewę Serwa oraz Iwonę Głębicką.

EKSPOZYCJE zamyka krótka, lecz wymowna scena mężczyzn, którzy w nadrzędnej instytucji mają zdecydować o zamknięciu bezużytecznej pralni, która zmieniła się w już przysłowiowy "magiel". Tu występuje konflikt między Starym, granym przez Jana Matyjaszkiewicza, i Młodym, w której to roli widziałam Wojciecha Machnickiego. Stary uosabia tchórzowską ostrożność. Młody zawziętą dociekliwość prawdy. W tym momencie spostrzegamy, że z pralnią jest bardziej nie w porządku niż by się mogło zdawać.

Niestety, w tej drugiej części dalej mnożą się wątki, co gmatwa temat tak, że tylko uśmiercenie poszukiwacza prawdy może zamknąć fabułę. Podsumowując jednak bardzo dobrą pierwszą część i mniej przejrzystą drugą, można w sumie uznać, że autor uporał się z tematem "obronną ręką", inscenizator pomógł autorowi, to znaczy w danym wypadku samemu sobie, zaś cały zespół z poświęceniem i przekonaniem godnie przedstawił ten zdecydowanie satyryczny spektakl, wymagający niekiedy szczególnych umiejętności transformacyjnych przy zadaniach charakterystycznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji