Artykuły

Wrocław. Album o Janie Kaczmarku

Jan Kaczmarek we wspomnieniach przyjaciół, na fotografiach z rodzinnych archiwów, w felietonach pisanych dla "Wieczoru Wrocławia" i w "Listach dygresyjnych" - ukazał się właśnie album poświęcony artyście.

Jan Kaczmarek doczekał się kilku książek ze swoimi tekstami. Biografii, na którą niewątpliwie zasługuje, wciąż brak. Album pod redakcją Jana Bortkiewicza, który ukazał się pod koniec ubiegłego roku, tylko w niewielkim stopniu ten głód zaspokaja. Zdecydowanie bardziej budzi apetyt na spójną opowieść o artyście, satyryku, jednym z założycieli kabaretu Elita, autorze niezapomnianych piosenek, takich jak: "Czego się boisz głupia", "Do serca przytul psa" czy "Kurna chata".

Album "Jan Kaczmarek" dowodzi, że materiał na taką książkę istnieje. Historia poznaniaka, który zakochał się we Wrocławiu, inżyniera, specjalisty od maszyn matematycznych o duszy humanisty, artysty estradowego, który przez całe lata zmagał się z nieśmiałością i tremą, satyryka, który usiłował zachować dystans także do własnego dramatycznego cierpienia, kryje spory potencjał. Szkoda, że nie udało się go w pełni wykorzystać.

Obok wielu anegdot, ciekawostek, fotografii z prywatnych zbiorów i niepublikowanych tekstów znalazły się w albumie felietony, które ukazały się już wcześniej drukiem. Nie ma natomiast piosenek ani słuchowisk. Trudno dopatrzyć się przemyślanego planu w takim połączeniu.

Największą wagę mają wspomnienia znajomych i przyjaciół Kaczmarka, często bardzo osobiste, podkreślające jego delikatność, nieśmiałość, ciepło, wyrozumiałość i życzliwość, a także imponującą erudycję. Janusz Drozda opowiada, jak Kaczmarek po skończeniu studiów pracował w Centralnym Biurze Rozliczeń Przemysłu Węglowego. Jako jedyny potrafił obsługiwać radziecki kalkulator EW80 obliczający pensje górników. Kiedy estrada zaczęła go już wciągać, zdarzało mu się podczas wyjazdów w trasy udzielać zastępcom instrukcji przez telefon: - "Niech pan wyjmie tę dolną szufladkę i mocno z powrotem wsadzi" - pouczał. "Nie pomogło? To niech pan w nią mocno kopnie - ruszył? OK".

Bogusław Klimsa wspomina obóz w Szklarskiej Porębie w 1967 roku zorganizowany przez Teatr Pantomimy "Gest", obok wypoczywali chórzyści z politechniki. Jeden z nich zwracał powszechną uwagę: "Chudy, brzydki, ale za to z gitarą. Chodził, brzdąkał, korzystając z dwóch harmonicznych funkcji i". Kilka miesięcy później zobaczył go podczas koncertu w pałacyku: "Zjawił się facet o zupełnie niescenicznych warunkach. W dodatku nie udawał miłego, pięknego cherubina i śpiewał, lekko sepleniąc". Maria Woś przypomina "Listy dygresyjne" Kaczmarka, w których pokazywał swoją drugą twarz - były pisane "nie tylko spod serca. Także z dna ludzkiego cierpienia".

W "Listach..." Kaczmarek pisze obszernie o swojej wielkiej pasji - historii, ale sporo miejsca poświęca też swojej chorobie, próbując ze wszystkich sił utrzymać dystans wobec cierpienia. W liście z Wielkanocy 2000 roku szczegółowo relacjonuje badania, jakim był poddawany w szpitalu. Pisze o rezonansie magnetycznym dającym "niezwykle ostre, o niewiarygodnej wręcz rozdzielczości, przepiękne fractale, obrazy przekrojów mózgu w odstępach co 5 milimetrów". Najbardziej przejmujące są momenty, kiedy dystans pęka: "Mój drogi Przyjacielu!" - czytamy w liście z 30 września 2001 roku. "Znów piszę do Ciebie ze szpitala. Coś często ostatnio piszę listy w szpitalu. Ale widać tak chce mój zły - powiedzmy to sobie otwarcie - zły los. Tak! To zły los szlaja człowiekiem po szpitalach".

Najpiękniejszym podsumowaniem, jakie znajdziemy w książce, są słowa Zenona Laskowika: "Jeśli chodzi o ontologię bytu, to Janek już jest, a my dopiero będziemy".

"Jan Kaczmarek", wyd. Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu, Wrocław 2009

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji