Artykuły

Babarzyńca z Czechowa

"Trzy siostry" w reż. Piotra Ratajczaka w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Artur Łukasiewicz w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

Jeśli ktoś liczył na klasycznego Czechowa w zielonogórskim teatrze, będzie zwiedziony i lepiej żeby został w domu. Ale jeśli choć trochę wierzył, że Czechow uwalniał upiory, powinien to zobaczyć.

Sto lat temu, mały dwór na rosyjskiej prowincji. Nawet zegar się spóźnia. Córki nieżyjącego generała Prozorowa zżera nuda. Każde słowo wywołuje ból w duszy, najbardziej u najmłodszej Iriny. Najstarsza Masza musi znosić towarzystwo nieokrzesanego męża, nauczyciela z miejscowej szkoły. Średnia Olga, też nauczycielka i 28 lat na karku. A kiedyś mieszkały w sercu Moskwy. W cywilizacji, w stolicy sztuki. Każdego dnia wierzą, że tam wrócą. Jeszcze będzie pięknie, szczęście przyjdzie. Kiedyś, później.

To "kiedyś" do wspomnianych aktów "Trzech sióstr" w zielonogórskim spektaklu dopisuje młody Jan Czapliński, a na scenie przyszłość projektuje równie młody reżyser Piotr Ratajczak, związany z Teatrem Współczesnym w Szczecinie.

Pierwsze sceny są klasyczne. Białe suknie, biała porcelana na stołach, paradne mundury oficerów. Reżyser ucina je szybko i przed oczami pojawia się "kiedyś". Jeśli świat Czechowa można zamknąć w małym nadmuchanym baloniku, to następne stulecie reżyser nadmuchuje w gigantyczny latający balon z helem i spuszcza go razem z aktorami na scenę. Po prostu stosuje terapię wstrząsową z cyklu "najazd barbarzyńców".

Każda kolejna sekwencja rozlicza marzenia dawnych sióstr za pomocą techniki multimedialnej. Scena wędruje po suwnicy, ze ścian odpadają świetlne kostki szachownicy, aktorzy już w uniformach jak bohaterowie filmowi "1984" według Orwella poruszają się jak manekiny. Nie mówią, ale wygłaszają do mikrofonów manifesty, dosadne, wulgarne. Zasada polityki? "Albo ruchasz, albo jesteś ruchany!". Droga do sukcesu? - Trzeba mieć jaja. Ja mam z żelaza - pręży się celebryta.

A sto lat temu Czechow obsadzał kogoś takiego w roli służącego. Dystyngowany pułkownik Wierszynin (w tej roli świetny Przemysław Kosiński), "kiedyś" będzie zdegenerowanym w bahamach. Jego brygadę przenoszą. Może do Czeczenii? A on by chciał - mówi do Maszy w czerwonym mini (dobra rola Agnieszki Przepiórskiej - do Nowego Jorku, i wścieka się na "pierdolniętą" żonę (w pierwowzorze często się truje, gdy słyszy o romansach męża).

Sto lat temu z prowincjonalnego letargu dworek wyrwał nieduży pożar w okolicy. Co to za pożar? - W następnych z dymem poszło sześć milionów Żydów, w Auschwitz, Sobiborze, Bełżcu - deklamuje histerycznie dzisiejsza anarchistka Olga (Karolina Honchera). Za jej plecami leci film. W rolach głównych Stalin, Hitler, Che Guevara.

Machina teatralna puszczona w ruch miele widza jak kombajn górniczy. Na koniec widownię zasnuwa gęsty, gryzący dym. Po ostatnim słowie masz wrażenie, że brakuje ci oddechu. Przytłoczyło jak głaz. Ale że to wszystko, co widziałeś przed chwilą, niebezpiecznie balansuje w stronę przerostu formy, po to by stało się tylko efektowne. Tego wrażenia, niestety, nie da się długo z siebie strząsnąć.

(...)

Zielonogórska scena "Trzema siostrami" Ratajczaka podniosła sobie wysoko poprzeczkę. Mimo wszystko ryzyko było warto ponieść. Bo nasz teatr nie chce stać w miejscu i znudziły mu się grzeczne kapcie. I za to wielkie brawa się należą.

Całość w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji