Artykuły

Koniec świata po trzykroć

"Osąd" w reż. Jerzego Kaliny, Leszka Mądzika i Pawła Passiniego we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Pisze Magda Podsiadły w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Długo oczekiwana pierwsza premiera Wrocławskiego Teatru Pantomimy pod nową dyrekcją nie zawiodła miłośników tego teatru.

(...)

Słynny obraz stał się inspiracją do zbudowania własnej wizji końca świata. Mądzik - twórca słynnej Sceny Plastycznej KUL, chętnie poruszający się w bogatej stylistyce sztuki średniowiecza, zafascynowany w swej twórczości rozpadem, śmiercią, zawsze konsekwentny i rozpoznawalny w swej poetyce teatru plastycznego - podobał mi się najbardziej. Jego część spektaklu jest zwarta kompozycyjnie, piękna wizualnie, prosta w pomyśle i świetnie wykorzystująca sprawne ciało mima. W jego koncepcji końca świata ludzie wychodzą z grobu, odrzucają ziemską skorupę i wędrują ku górze, od ziemi ku niebu. Mądzik dał aktorom trudne fizycznie zadanie wspinania się na całą wysokość sceny po drabinach i odpadania-spadania, bo nie każdemu dane jest wejść w nową przestrzeń. Tylko jednemu się udało - to scena karkołomna fizycznie, ekspresyjnie rozegrana przez Marka Oleksego, mima ponad 60-letniego, legendarnego aktora Henryka Tomaszewskiego.

Widzów uwiódł także Jerzy Kalina - performerskim talentem, subtelnym czytaniem kultury europejskiej w obrazach i zacięciem choreograficznym. Jego wizja końca świata, zatytułowana inaczej niż cały spektakl ("Sąd idzie"), jest rodzajem osobistej apokalipsy artysty. Kalina przywołuje malarstwo i teatr Tadeusza Kantora, buduje scenę za sprawą prostego ruchu, za pomocą szarości - także w kostiumach mimów - oraz prostych rekwizytów: drewnianych europalet, które wypełniają i płynnie przekształcają przestrzeń. Sceny zbiorowe przywodzą na myśl znaną wrocławianom rzeźbę-instalację "Przejście" przy ul. Świdnickiej. Kalina cytuje obrazy w sposób niedosłowny, prowokuje widzów do poszukiwań we własnej pamięci i wrażliwości. Przez moment zdaje nam się, że to "Umarła klasa" Kantora, innym razem czujemy przerażenie i beznadzieję "Tratwy Meduzy" Géricault, a za chwilę, gdy drapieżna grupa podnosi do góry i obraca dziewczynę, by wytrząsnąć z niej pieniądze jak duszę, pytamy, czy to nie jedno z "Rozstrzelań" Andrzeja Wróblewskiego. Przeczuwamy nie tylko katastroficznego Memlinga, ale i Boscha.

W części spektaklu autorstwa Kaliny mimowie otrzymali największą przestrzeń dla budowania swoich postaci. Ten fragment spektaklu wymagał jednak doskonałego warsztatu i paradoksalnie obnażył słabość dwóch trzecich zespołu. Tylko starsi aktorzy, jeszcze ze szkoły Tomaszewskiego: Anna Nabiałkowska, Katarzyna Sobiszewska, Marek Oleksy, Artur Borkowski i Radosław Piorun, zrealizowali swoje zadania bezbłędnie warsztatowo.

Rozczarował mnie za to Paweł Passini, choć chwalę doskonały treściowo pomysł - koniec świata nadejdzie na drodze szybkiego ruchu, skonfrontowany z tekstem biblijnym. Świetny jest prolog - stary aktor, kuglarz uliczny, smutny Pierrot próbuje nam powiedzieć, że przedstawienie czas zacząć, ale nikt go nie słucha, nikt nie zauważa, że to koniec świata. To zarazem świetna etiuda Oleksego, który na końcu spektaklu Passiniego przeistacza się w okrutnie znużonego i smutnego Archanioła Michała z obrazu Memlinga, oddzielającego dusze błogosławione od potępionych. Passini tworzy teatr multimedialny, z projekcjami wideo, z udziałem aktora dramatycznego. Jednak poza ciekawym Oleksym sceny zbiorowe, na których zbudowany jest spektakl, nie mają ani choreograficznej siły, ani oryginalności.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji