Artykuły

Między żwiatłem a mrokiem

Michel de Ghelderode (1898-1962), dramaturg belgijski. Fascynowała go kultura i estetyka manieryzmu i baroku, które w latach jego debiutu odczytywano na nowo m.in. pod wpływem surrealizmu i psychoanalizy.

"Eskurial" Ghelderodego to druga sztuka wyreżyserowana przez Tatianę Malinowską-Tyszkiewicz w Teatrze Krypta; wcześniej był "Judasz" L. Andrejewa. Oba dramaty pozwalają sądzić, że w przestrzeni dawnej krypty książęcej Malinowska-Tyszkiewicz będzie realizować własną wizję teatru.

W dramacie Ghelderodego bardzo ważna jest symbolika miejsca akcji. Otóż Eskurial, pałac wzniesiony w latach 1563-1584 na podmadryckim odludziu przez Filipa II, został zaprojektowany na potrzeby królewskiego dworu i zgodnie z ówczesnym systemem wartości. W budowlę wpisano program ideowy katolickiego królestwa, w jej centrum znalazł się kościół św. Wawrzyńca, przypominający centrum ziemskiego świata - bazylikę św. Piotra. Los świętego, jego cierpienie i męczeństwo, miało więc nadawać sens królestwu i światu, Podkreślono to jeszcze w ten sposób, że gmach został zaprojektowany na planie rusztu, na którym, jak głosi tradycja, św. Wawrzyniec poniósł męczeńską śmierć.

Eskurial miał być nie tylko pałacem, siedzibą administracji potężnego imperium, lecz także widocznym programem życia i władzy, dowodem, że jest taka jak ów program. W owej zideologizowanej budowli toczyło się jednak życie z wszystkimi jego ułomnościami. Gdy zestawić je z ideą, otrzymamy efekt często groteskowy, by nie rzec - komiczny. Dla przykładu: ów przypiekany na ogniu Wawrzyniec był w Hiszpanii jednym i najpopularniejszych świętych: nalał chronić od pożaru i reumatyzmu, za patrona obrali go sobie, wcale nie na ironię, kucharze i dekarze. Filip II wybudował pałac z owym - by tak rzec - ideowym rusztem, ale przecież jego kraj pełen był rzeczywistego ognia stosów Świętej Inkwizycji. Pałac zaświadczał, że król codziennie wyznaje wiarę w świętość cierpienia, co wystarczało, by mógł spokojnie oczekiwać profitów, tymczasem maluczcy, by podobnych profitów dostąpić, cierpieli rzeczywiście.

Dramaty Ghelderodego są o niewspółmiernościach świata, o złudności granic między śmiechem a powagą, wzniosłością a kpiną, cierpieniem a okrucieństwem, między życiem a śmiercią, snem a jawą. Właśnie z miejsc granicznych, a takim jest Eskurial, są ich bohaterowie, spomiędzy mroku i światła. Prawdziwym ich wizerunkiem, ale i portretem każdego człowieka, jest cień.

"Eskurial" jest rozmową, jaką król (Jacek Piotrowski) i błazen (Wojciech Przyboś) toczą w podziemiach pałacu (tam też jest krypta władców) w chwili, gdy w komnatach umiera królowa, otruta, "jak każdy wielki tego świata". W oczekiwaniu na jej śmierć toczą dysputę o sensie życia, wartości doczesnych ról i zasług, a bliskość śmierci ("tu chodzi się po trupach, tu cuchnie śmiercią") zdziera z nich przebrania i maski. Przestają grać wyznaczone im przez życie (kulturę) role, natomiast odzyskują to co pierwsze, najważniejsze i najmniej poznane - wspólne poczucie człowieczeństwa. Gdy więc próbują grać tradycyjnie śmieszną zamianę konwencjonalnych ról (błazen-królem, król-błaznem), nic w tym nie znajdują śmiesznego. Na jaką bowiem rolę może się zamienić taki sam w obliczu śmierci człowiek z takim samym człowiekiem? Oczekiwanie na śmiech zmienia się w grozę.

Malinowska-Tyszkiewicz wybrała niewdzięczną koncepcję realizacji: miast spełnić oczekiwania widzów, którzy woleliby zapewne widzieć karnawałowość Ghelderodego, jarmarczną groteskę, "wściekły chichot, który powinien wstrząsnąć sumieniem", prowadzi grę z tymi oczekiwaniami i nie spełnia ich. Rezygnuje z teatralizacji na rzecz idei, odczytuje "Eskurial" Ghelderodego raczej poprzez mroczność Goyi - w tym kontekście nabiera znaczeń prowadzona przez aktorów gra światłem świec, mrokiem i cieniem, podobnie muzyka, wycie wilków, postacie, które pojawiają się z mroku i mrok je pochłania.

"Eskurial" w Teatrze Krypta (gdzie - przypominam - także była prawdziwa krypta) to rzecz nie tylko o złudności granic między życiem a śmiercią, lecz także granic między widzem a aktorem, sztuką a życiem; inscenizacja podkreśla uniwersalność "farsy mrocznych" (król i błazen grają w strojach nie związanych z żadną epoką). Pod koniec przedstawienia zapada mrok, nic nie oddziela bohaterów, aktorów, widzów, przestają znaczyć role, które ludziom i cieniom wyznaczył obyczaj i kultura. Dzieje się tak, jakby wszyscy w tym symbolicznym mroku mieli odzyskać swoje człowieczeństwo. Co z tym poczną...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji