Artykuły

Lekkie jest fajowskie

W tym roku mija 30-lecie pracy artystycznej PAWŁA WAWRZECKIEGO. Swój komediowy talent, z którego słynie, w pełni rozwinął w Teatrze Kwadrat, gdzie pracuje od 1986 roku. Dziś "narzeka" na przesyt zajęć: teatr, film, kabaret to jego codzienność. A nawet więcej niż codzienność...

Monika Woś: - Bardzo trudno się z Panem umówić, jest Pan człowiekiem potwornie zajętym.

Paweł Wawrzecki: - Od kilku lat jednocześnie pracuję przy kilku filmach, w kabarecie i teatrze - aktualnie jestem w repertuarze ośmiu sztuk. Z domu wyjeżdżam bardzo wcześnie. Jadę prosto na plan. Dużo jeżdżę też po Polsce i po świecie. Poza tym od czasu do czasu muszę porozmawiać z zaprzyjaźnioną redakcją, wziąć udział w jakimś programie, pojechać na jubileusz któregoś z kolegów. Myślałem, że po nowym roku to szaleństwo trochę się uspokoi, ale nie! Nie narzekam, tylko nie mogę pozwolić sobie na przyjmowanie nowych propozycji. W tej chwili doba już jest dla mnie za krótka, a czasem chcę mieć sekundę tylko dla siebie.

- Znalazł się Pan w sytuacji, której z pewnością wielu aktorów Panu zazdrości...

- Opowieści o bezrobotnych aktorach, moim zdaniem, narodziły się kilka lat temu, kiedy telewizja nadawała góra trzy seriale. W tej chwili sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Fakt - fabuł robi się niewiele, za to powstaje mnóstwo seriali, telenowel, sitcomów, a wszystkie trzeba obsadzać. Gdy byłem na wręczeniu Teleekranów, niektórych nominowanych do nagrody w kategorii "seriale" w ogóle nie znałem. Wydaje mi się, że śledzenie ich wszystkich nie jest możliwe. Problemy, o których opowiadają, powtarzają się, co może spowodować, że produkcje te wręcz mogą się widzom mieszać. Kiedyś potwornie bano się seriali. Dużo mówiono o "zaszufladkowaniu".

- Pan tego też doświadczył?

- Tak. Np., kiedy po wyemitowaniu dziesięciu odcinków "Matek, żon i kochanek", usłyszałem, że będziemy kręcić następne dziesięć, przestraszyłem się. Tak samo było, kiedy dostałem propozycję zagrania w "Ztotopolskich", a potem w "Graczykach" którzy przemienili się w "Bułę i spółę". Długo się zastanawiałem, zanim rolę przyjąłem. Nie żałuję. Postaci te mają zupełnie inną barwę niż wszystkie inne, które zagrałem. Pasują do kolekcji (śmiech).

- Gra Pan postaci charakterystyczne. Rzeczywiście każda z nich jest inna, ale wciąż są to jednak role wyłącznie komediowe...

- Tak się jakoś układa, a ja nie protestuję. Od zawsze byłem związany z kabaretem - najpierw był to kabaret Kur, potem występowałem w kabarecie Dudek, od wielu lat gram w Kabarecie Olgi Lipińskiej. Poza tym występuję w warszawskim Teatrze Kwadrat, który znany jest z lekkiego repertuaru.

- Widzowie wolą lekkie, komediowe produkcje. Dla wielu są one odskocznią od dnia codziennego.

- Mam nadzieję, że dzięki temu, co robię, innym choć przez chwilę świat wydaje się piękniejszy. Taka już moja rola. Nie wszystko w moim życiu szło tak, jak bym sobie tego życzył. Wiele przeżyłem, wiele doświadczyłem. Generalnie jestem jednak optymistą. Świat nie jest dla mnie ciemny, szary i ponury. Jest kolorowy. Nigdy się nie poddaję. Zawsze wierzę, że będzie dobrze. Nie chcę zwariować. Staram się zagłuszyć rozmaite troski. Gdy stawiałem pierwsze kroki w aktorstwie, starsi koledzy powtarzali mi, że jak się kreuje postać - nawet czarny charakter - trzeba w niej znaleźć coś fajowskiego, optymistycznego. Bo nawet bardzo źli ludzie mają w sobie coś dobrego. Dzięki czemu można ich jakoś bronić.

- Wśród postaci, które Pan gra, jest jakaś szczególnie "fajowska"?

- Nie oceniam ich w ten sposób. Dla mnie najważniejsze jest to, że są to postaci prawdziwe. Nawet doktor Kidler z serialu "Daleko od noszy" funkcjonuje w świecie. Tacy ludzie - zakręceni, nieudani, ale pełni optymizmu - naprawdę istnieją. Można ich spotkać wszędzie, najczęściej, niestety, w służbie zdrowia. Oczywiście my w naszej opowiastce o szpitalu nigdy nie zmierzamy się z prawdziwą rzeczywistością. Zwracamy uwagę na pewne paradoksy. Pokazujemy je w krzywym zwierciadle i to w tej pracy jest najfajniejsze. Ta zabawa w życie, trochę odmienne od prawdziwego, bardzo mi się podoba. Niedawno pojawiła się szansa i być może wkrótce zagram w "normalnym" filmie. Tym razem też nam poważne obawy... Boję się, że nie dam rady. Powtórzę się, ale doba naprawdę jest za krótka, a ja na nic nie mam czasu.

- Jakie "normalne" filmy ma Pan myśli?

- Na pewno nie będzie to film komediowy, raczej obyczajowo-psychologiczny. Jest ojciec, dziecko, konflikt rodzinny. Kiedyś już próbowałem się w tego typu roli z nienajgorszym skutkiem.

Na zdjęciu: Paweł Wawrzecki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji