Artykuły

Lukrowane ciastko

Profesjonalizm solistów, cukierkowa scenografia i wykwintne toalety gdańskiej śmietanki towarzyskiej - oto popremierowe impresje w telegraficznym skrócie.

Krzycząca kolorami sobotnia premiera "Cyganerii" Pucciniego i równie barwny bankiet zainaugurowały 52, sezon artystyczny w Operze Bałtyckiej. Komuś, kto zapomniał o dziurze budżetowej, ten początek mógł się wydać zapowiedzią sezonu prosperity. Tymczasem w dołączonym do programu "Cyganerii" pierwszym wydaniu biuletynu "Kulisy Opery Bałtyckiej" (tej idei entuzjastycznie przyklaskuję, zwłaszcza że pisemko jest znakomicie redagowane) dyrektor Nawotka przyznaje, że przed artystami rysuje się perspektywa najtrudniejszego z dotychczasowych sezonów... Trzeba więc życzyć zespołowi współpracy z takimi partnerami, jak Grupa ING, która wsparła finansowo produkcję sobotniej premiery. Dziś kultura wysoka musi prosić o mecenat.

Największym atutem przedstawienia był wyrównany, profesjonalny poziom solistów - śpiewaków, którzy ponadto spisywali się nieźle jako aktorzy. Muzyka Pucciniego jest niezwykle ilustracyjna, sama partytura kreśli klarowne szkice postaci. Wystarczy wspomnieć dwie role kobiece: subtelną Mimi (w tej roli podziwialiśmy urodziwą i utalentowaną młodą śpiewaczkę z Krakowa, Martę Abako) oraz pełną życia, przebiegłą Musettę (interesująca kreacja Jagny Jędrzyńskiej). Duże i zasłużone brawa zebrali też panowie, zwłaszcza Paweł Skałuba jako Rudolf i Leszek Skrla, odtwarzający partię Marcelego.

Niemałą niespodzianką był, odtworzony przed podniesieniem kurtyny, jedyny zachowany zapis głosu Pucciniego, zarejestrowany w 1912 roku - to jest swoisty symbol patronatu duchowego twórcy "Cyganerii" nad wysiłkami gdańszczan. A trzeba przyznać, że szef artystyczny zespołu, Krzysztof Słowiński, odczytuje wolę kompozytora z pietyzmem, dlatego trudno byłoby doszukać się większego uchybienia w warstwie muzycznej spektaklu. Czasem tylko przeszkadzały mi złe proporcje w natężeniu brzmienia orkiestry zagłuszającej solistów, głównie z winy nadgorliwej grupy perkusyjnej przesadzającej nieco w najdramatyczniejszych momentach dzieła.

Nie do końca przekonała mnie scenografia, bo nie rozpoznałem w niej znanej mi dobrze atmosfery Dzielnicy Łacińskiej Paryża. Scena migotała kolorami, zwłaszcza w scenach zbiorowych, gdy biegały po niej barwne gromady dzieci z chorągiewkami i wiatraczkami. Nie każdy lubi taką estetykę lukrowanego ciasteczka. Chyba że to miał być kontrast do ubóstwa tytułowej bohemy, która skądinąd wcale na scenie nie wyglądała tak nędznie. Ciekawe, że podobne zestawienia kolorów kłujących w oczy ze sceny, pojawiły się potem na bankietowych, pełnych smakołyków talerzach. To chyba nie był przypadek.

Prawdziwie przekonała mnie estetyka ostatniej sceny przedstawienia. Muszę przy tej okazji pochwalić specjalistów od oświetlenia za stworzenie niezapomnianej i według mnie idealnie "trafionej" atmosfery ponurego mroku rozświetlanego bladą jasnością ilustrującą śmierć Mimi i rozpacz jej kompanów.

"Druga" premiera "Cyganerii" odbędzie się w Operze Bałtyckiej 7 października i będzie połączona z wernisażem prac Romana Hennela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji