Artykuły

Po nas potop?

TRZYKROTNA błyskawica rozdziera kurtynę, huk piorunów - i oto jesteśmy na Atlantydzie. Kiedy kurtyna na "Testariadzie" w Dramatycznym idzie w górą, widzimy odwróconego do nas tyłem dostojnika. Przemawia. A gdzieś, za kulisami burzy tle sceniczny lud.

Zbigniew Bogdański nie tylko zaprezentował nam po raz pierwszy "Testarium" Mrożka, ale i połączył je w jedno spójne, przedstawienie z inną jednoaktówką "Na pełnym morzu". W ten sposób otrzymaliśmy (jak głosi podtytuł) żart sceniczny w dwóch częściach. Część pierwsza "Przed potopem" to "Testarium", część druga "Po potopie" to "Na pełnym morzu". Dodatkowym tortem Bogdańskiego jest osadzenie akcji tak powstałej "Testariady" na Atlantydzie. Rzecz nie do przyjęcia dla tych, którzy żądni walenia w pysk problemów współczesności chcieliby widzieć "Hamleta" w strojach współczesnych i koniecznie - ale to koniecznie - z aluzjami do reformy gospodarczej. Ogół jednak publiczności bawi się świetnie.

Jerzy Stanek gra Regenta, który nie jest potworem, ale raczej biurokratą. Odbębnia swoje zadanie lekko już znudzony, a nawet morderstwa wydają mu się z góry przewidzianą powinnością, jedyny moment prawdziwego ożywienia zdradza w czasie gry w dzieciństwo, jaką narzuca Woźnemu.

To teatr władzy odgrywany po raz n-ty. Cóż więc szkodzi w scenie kuszenia niezbędnego wykonawcy rozkazów - ofiarowywać mu miast zaszczytów i stanowisk, po prostu cukierek? Ten Woźny zresztą aż się o to prosi. Oto jeszcze jedna rola jowialnego woźnego (po "Dwóch teatrach") w dorobku Ryszarda Marii Fischbacha.

Ponieważ zjawienie się przed tłumami proroka jest sprawą coraz bardziej pilną, tempo wydarzeń narasta. Trzej królowie - jednocześnie profesorowie z zawodu - naradzają się coraz bardziej gorączkowo, jednocześnie zerkając na występ odwróconej do tłumów śpiewaczki. Znudzony Regent wyłuskał ją, jak potrzebny właśnie przedmiot, z azteckiego płaszcza, a my, na widowni, możemy podobnie jak uczeni mężowie widzieć tylko przez chwilę pełny akt Grażyny Przybylskiej. I być może - dla wielu panów będzie to najzłośliwszy żart Bogdańskiego.

Scenografia Janusza Tartyłły ukazuje mityczny świat legend tak dawnych, że przeszły już do świata teatralnych ilustracji. Oto gdzieś na niebie, łacińska mapa Atlantydy. Schody i stożkowe kolumny z miedzianymi ornamentami przysłaniają maszerujące w tle lwy - jakby asyryjskie? Nad całością czuwają ogromne posągi, o zatroskanych obliczach. A tak w ogóle, to jesteśmy na okręcie...

Zjawienie się dwóch identycznych proroków przyćmiewa wszystkie dotychczasowe efekty. Stefan Iżyłowski i Tomasz Jankiewicz nie do odróżnienia rzeczywiście, jako mędrcy chińscy. Z opanowaną bezbłędnie intonacją, zmieniającą słowa naszego języka w egzotyczne, szklano dzwoniące zawodzenie. Kiedy już na tę sztuczkę znajdujemy jakieś określenie nagle - jak nie "zaciągną". Publiczność zareagowała natychmiast tak zwanym frenetem.

Część pierwszą kończy niezmiernie teatralna katastrofa: masywne dotąd ściany zaczynają się chwiać, struga osacza Woźnego. Co było przed potopem - zobaczcie państwo sami.

W części drugiej zobaczyliśmy jubilatów Teatru Dramatycznego, a sam fakt jubileuszu na premierze został przez Jerzego Witowskiego dowcipnie włączony w rolę (Lokaj). Zgodnie z zapowiedzią, jest już po potopie... Na morskim dnie jeden z posągów zdobiących w pierwszej części pałac. Tratwa, a na niej trzech ocalałych mieszkańców Atlantydy. Są hieratyczni w swoich malowniczych kostiumach, zasiadają na pałacowych krzesełkach. Za chwilę jednak i krzesełka zmienią swe przeznaczenie. I posłużą - jako kojec - do odgrywanej przed Małym Rozbitkiem (Kazimierz Błaszczyński) sceny - urojonych - dziecinnych nieszczęść. Szybko tercet na tratwie indywidualizuje się, szybko nawet widz nie znający tekstu domyśli się, kto tu będzie ofiarą... Zbigniew Stokowski jako średni Rozbitek szybko przedzierzgnął się ze stetryczałego, drzemiącego staruszka w błyskającego szelmowskimi uśmiechami faceta z przedmieścia. Z tych, co to lubią przy tym komuś służyć. Ujawnia przy tym niepospolite poczucie czarnego humoru.

Skontrastowany z nim jest Gruby Rozbitek Zbigniewa Gawrońskiego, rozwijający bogatą gamę wiecowej demagogii, upozowany i sztywny przyjaciel ludu.

Kazimierz Błaszczyński przydawał zawsze swoim rolom wiele ludzkiego ciepła, przypomnijmy jego rolę w "Adwokacie i różach" Szaniawskiego. On nawet Pana Goldhaba grał jako zakochanego w córce poczciwca! Nic więc dziwnego, że jego Mały Rozbitek ma w sobie coś rzewnego.

Widownia tym lepiej bawiąc się tymi kontrastami, plącze ze śmiechu. Kulminacją wydaje się przybycie zasadniczego Listonosza (Józef Niewęgłowski) - zawsze na służbie i wiernego sługi - Lokaja (Jerzy Witowski)... w płetwach.

A przecież to arcyśmieszne przedstawienie kończy Bogdański chwilą zadumy nad kondycją ludzką, nad duchowymi przygodami nas wszystkich. Rozbawiona widownia milknie.

Po premierze, przy dźwięku fanfar, kurtyna poszła jeszcze rai w górę, aby ukazać nam przedstawienie na cześć jubilatów. Obchodzą oni 35-lecie pracy artystycznej. A tak naprawdę - Jerzy Witowski - 45 lot, Kazimierz Błaszczyński i Józef Niewęgłowski - 37 lat, Zbigniew Gawroński i Zbigniew Stokowski - 35 lat. Życzę jeszcze stu lat w imieniu czytelników i swoim własnym!

W czasie sobotniego wieczoru i widownia włączona została w akcję ku czci jubilatów. Najpierw, dzięki powtórzonej scenie początkowej, zostaliśmy obsadzeni jako tłum z Atlantydy. Tym razem wprost do nas zwracał się Jerzy

Stanek, a jubilaci wystąpili jako oczekiwani prorocy. Potem nastąpiło prowadzone przez Ryszarda Marię Fischbacha (gitara prowadząca) przedstawienie ze śpiewami i wierszami Danuty Borowskiej zdradzającymi tajemnice kulis. Szczególnie podobał ml się autor scenografii Janusz Tartyłło, który błysnął dodatkowym talentem w przyśpiewkach góralskich. Wystąpił prawie cały zespól teatru, przeczytano, jak zwyczaj każe telegramy, po czym wystąpiliśmy my, widzowie, śpiewając "Hej!" i wznosząc w górę wyimaginowane kielichy szampana (był to bowiem jubileusz suchy - ale serdeczny). Sojusz góralsko-kaszubski został przypieczętowany w krótkich słowach Jerzego Witowskiego (góral nad morzem osiadły).

Teatr zaprasza również na wystawy malarstwa - na galerii. Pierwszą, Mariana Mokwy, otworzył w sobotę wiceprezydent Gdyni Ryszard Łosiński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji