Artykuły

Konwencjom stało się zadość

"Fidelio" w reż. Wernera Pichlera w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Bogdan Twardochleb w Kurierze Szczecińskim.

"Fidelio" to jedyna opera, jaką napisał Ludwig van Beethoven. Niełatwo jej sprostać i to nie tylko od strony muzycznej. Problemy sprawiać też może libretto, dla koncepcji spektaklu bardzo ważne.

Jest to historia Leonory, żony Florestana, która w męskim przebraniu, jako Fidelio, po dwóch latach poszukiwań odnajduje męża, wtrąconego do więzienia przez politycznie umocowanego szubrawca. W ostatniej chwili ratuje go przed śmiercią, a szubrawiec, Don Pizarro, zajmuje w lochach jego miejsce. Tryumfują wierność ideałom i małżeńska miłość, zwycięża wolność i sprawiedliwość.

W libretcie są jeszcze wątki poboczne, rodem z komedii pomyłek: piękna Marcelina, córka dozorcy więzienia, kocha Fidelia, nie wiedząc, że to Leonora w męskim przebraniu...

Akcja "Fidelia" dzieje się w Sewilli, w czasach napoleońskich. Ale reżyser szczecińskiego przedstawienia, Werner Pichler, umieścił ją w rzeczywistości raczej współczesnej, wychodząc z założenia, słusznego skądinąd, że wszystko mogło (i może) wydarzyć się zawsze i wszędzie. Scenografia Hansa Richtera też jest niemal współczesna, podobnie stroje. Wystawianie klasycznych oper we współczesnej scenografii to dziś standard.

Tyle czy w tym wypadku jest to zabieg szczęśliwy? Na przedpremierowej konferencji prasowej Warcisław Kunc mówił, że libretto "Fidelia" jest nudne, schematyczne, trywialne. Przeciwny takiej ocenie był reżyser, ale mało stanowczo.

Libretta oper nie są na ogół arcydziełami literatury, ale jednak nie ma oper bez librett. Skoro więc libretto jest niezbędne dla całości sztuki, to czy warto zabierać się za realizację czegoś, czego wartość w zasadzie się neguje? Jeśli Warcisław Kunc uważa, że libretto "Fidelia" jest bez wartości, to po co było tę operę realizować? Można było przygotować jej koncertową wersję.

Da się "Fidelia" zrealizować pięknie od strony i muzycznej, i dramaturgicznej.

Piątkowa premiera w Szczecinie zakończyła się owacjami na stojąco. Ale było to dziwne przedstawienie. Akcja dzieje się na dziedzińcu więzienia i w lochach, a scenografia jest jak z komputera: jasna, kanciasta, lśniąca. Marcelina (Joanna Tylkowską), która w libretcie jest bohaterką z klasycystycznej komedyjki, opala się w przykusej spódniczce na białym dziedzińcu więzienia. Komedyjka, którą da się grać jak komedyjkę, zmienia się więc w farsę, mimo że Joanna Tylkowską śpiewa swoje partie pięknie.

Opery trzeba pięknie śpiewać, orkiestra musi sprawnie grać i muzycy pod batutą Warcisława Kunca czynią to na ogół dobrze. Ale dziś opera to także widowisko dopracowane aktorsko. Szczeciński "Fidelio" jest jednak statyczny, drętwy w partiach mówionych, sztuczny w sztucznej scenografii, groteskowy.

Były podczas premiery momenty piękne. Katarzyna Hołysz (Leonora) i Sylwester Kostecki (Florestan) wzruszająco zaśpiewali znany duet "O nameniose Freude!", pięknie wykonany był też kwintet "Du schlosest auf des edlen Grab", śpiewany przez Grzegorza Pazika (Fernando), Katarzynę Hołysz, Sylwestra Kosteckiego, Joannę Tylkowską, Pawła Izdebskiego (Rocco). Od strony muzycznej jest to dobry spektakl.

Był też chór, przygotowany przez Małgorzatę Bornowską, któremu za stronę wokalną również należą się brawa. Dobrze jednak, że opera uchodzi za sztukę mocno skonwencjonalizowaną. Bo tylko przywołanie tej zasady uratowało część widzów przed niestosowną reakcją, gdy chórzyści, którzy mają być jednocześnie wygłodzonymi więźniami, wchodzili na scenę rozebrani do pasa, podtrzymując portki opadające z brzuchów...

Gdy opadła kurtyna, były tylko owacje. Konwencjom stało się zadość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji