Artykuły

"Porwanie Sabinek"

Wielu z nas pamięta doskonale przedstawienie tej komedyjki w parę lat po wojnie. Pamiętam je takie, było to moje pierwsze olśnienie teatralne - dyrektora Strzygę-Strzyckiego grał Józef Węgrzyn. Nieprzytomny z radości, "nastoletni", latałem do odrapanej wówczas budy przy ul. Grodzkiej ile razy się dało. Dlatego dzisiaj nie mogę nie być stronniczy.

Balem Hę trochę, ie "Sabinki" doszczętnie się jut zestarzały. Nie istnieje dzisiaj tak powszechny sentyment dla. teatru, profesor łaciny nie budzi srogich, dawnych skojarzeń, a na pewno trzeba liznąć trochę łaciny w gimnazjum, by móc w pełni wysmakować postać poczciwej kuchty, która z całkowitą swobodą posługuje się trzecią deklinacją i konstrukcją "accusativus cum infinitivo". Tuwim przerobił komedię na użytek swoich współczesnych, poupychał w nią dowcipy i powiedzonka, z których zaśmiewała się Warszawa, napisał pełne poetyckiego wdzięku piosenki, tak niepodobne jednak do dzisiejszych piosenek, choćby przez znakomity poziom tekstów. No i tradycje aktorskie - obok Węgrzyna, profesora grał Znicz. Ale Tuwim zwyciężył i tym razem, wspierany walnie przez inwencję aktorów bydgoskich; nawet najniewdzięczniejsza premierowa widownia, chłodna trochę w przeciągającym się I akcie, bawiła się później jak rzadko w swoim teatrze. Okazała się wrażliwa na ów niezjadliwy ciepły rodzaj humoru, podobnie jak zespół aktorski i reżyser spektaklu - dyr. Tadeusz Aleksandrowicz, który wzorem Strzygi-Strzyckiego zapowiedział swój teatr "osobiście i personalnie".

Bardzo cenną cechą reżysera jest umiejętność liczenia się z aktorem i wykorzystania inwencji zespołu; wydaje mi się, że Aleksandrowicz tę właśnie sztukę w "Sabinkach" zaprezentował - spektakl iskrzy się od dowcipnych pomysłów i gierek, odkrywa przed nami nieznane dotąd umiejętności znanych nam doskonale aktorów. Swoistą kreację stworzył Mieczysław Wielicz w roli profesora - był stylowy, przezabawny, uroczy w jakiś trudny dla mnie do opisania., staroświecki sposób. Komiczną, choć może trochę przerysowaną sylwetkę służącej, stworzyła Klara Korowicz-Kalczanka, świetne pomysły i wyczucie stylu epoki zademonstrowały Wanda Ostrowska i Halina Słojewska. Nawet najmłodsi: Edward Lach i Jerzy Szmidt dowiedli, że wywodzą się ze szkoły prof. Sempolińskiego. Niektóre z piosenek aktorskich (Wielicza o kobietkach, duety Słojewskiej i Lacha, Ostrowskiej i w ogóle piosenki Ostrowskiej i Szmidta) dają widzowi nieporównanie więcej satysfakcji, niż gdyby były śpiewane przez zawodowców. W takiej komedii styl to niemal wszystko.

Widziałem przedstawienie dosyć nieszczęśliwe - krótki okres przygotowania i atmosfera premiery przytłumiły trochę werwę aktorów, spektakl był niezbyt zwarty, niezbyt rytmiczny (przy czym trzeba zauważyć, te tempo osłabiały pewne ozdobniki i fioriturki reżyserskie). Niedość pewnie czuł się w roli Strzygi-Strzyckiego Alojzy Makowiecki, nie wszystkie pomysły zostały zrealizowane do końca (jak w świetnej skądinąd scenie wieczoru rodzinnego). Są to jednak w większości usterki czysto techniczne, które najprawdopodobniej znikną w następnych przedstawieniach. Idźcie więc na "Porwanie Sabinek"; wystarczającym powodem mogłaby być śliczna, lekka, dowcipna scenografia Zofii Wierchowicz, z kapitalnym pomysłem jednolitych w kolorze kostiumów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji