Artykuły

Podrywane Sabinek z tańcami i śpiewem

Redaktorka programu ostatniej premiery w Teatrze Polskim nazywa utwór F. i P. Schonthanow pt. "Porwanie Sabinek" określeniem "komedyjka". Na większe miano rzecz nie zasługuje rzeczywiście... O "komedyjce" trudno pisać poważnie. Prawdopodobnie m. in. dlatego program wypełniono cytatami z twórczości Tuwima. Bo treści komedyjki nie trzeba nikomu zbliżać, wyjaśniać, czy zwracać uwagę na subtelności. Szczególnie w wypadku "Porwania Sabinek" które jest typową komedyjką - samograjem.

Rzecz jest w treści banalna. Profesor języków starożytnych w prowincjonalnym miasteczku w młodości napisał tragedie osnutą na tle starożytnych opowieści. Jest obecnie ojcem dorosłych dzieci i pantoflarzem żony obwożącej swoje migreny po kurortach. W miasteczku zjawił się teatr wędrowny. I oto profesor zapragnął sławy autora dramatycznego. Oczywiście apetyt ten w skutku przyniósł wiele tragicznie komicznych nieporozumień. Ale rzecz jasna, jak to pisał pewien sławny recenzent krakowskiej konserwy o "Weselu" Wyspiańskiego, "wszystko kończy się pogodnym mazurkiem". Tylko, że w wypadku "Porwania Sabinek" kończy się to operetkowym tańcem, w którego ferworze oczy widzów dostrzec mogą niesłychanie cenną zdobycz stroju damskiego naszej epoki (w całości!) aktorek, a mianowicie tzw. rajtstopki.

I to już w zasadzie wszystko. Komedyjka nie należy jednak do tych najgorszych. Ratuje ją, dostosowana do atmosfery mieszczańskiej, panującej przed półwiekiem w Galicji, świetna adaptacja tekstu dokonana przez Tuwima. Pełno więc w tekście zabawnych powiedzonek, aforyzmów. Szczególnie wiele jest ich w kwestiach służącej Weroniki i dyrektora wędrownego teatru. One też, a nie sama fabuła, rozbawiają najbardziej widzów.

Reżyser spektaklu, Tadeusz Aleksandrowicz, potraktował komedyjkę bodajże w jedyny możliwy sposób. Założył po prostu, że będzie to satyra na tekst komedyjek. Dlatego na tym przedstawieniu widz musi przyjmować spektakl na wesoło, choć ubóstwo treściowe komedyjki bardziej nastrajać powinno do płaczu. Wyeksponowano słusznie adaptację tuwimowską do tego stopnia, że stała się ona wręcz parodią tekstu szacownych, braci Schonthanow. Bardzo przyczyniła się do strawności tej komedyjki celnie pomyślana scenografia Zofii Wierchowicz.

Sztuka nie daje oczywiście wielkich możliwości popisowych aktorom. Zresztą aktorzy występują niemal wszyscy w podwójnych rolach. Recenzent oglądać oczywiście musiał obydwie obsady. Nie ma w nich wielkich różnic. Na wyróżnienie zasługuje na pewno K. Korowicz - Kałczanlca. K. Miller, H. Słojewska, W. Ostrowska oraz M. Wielicz, Edward Lach, Jerzy Schmidt, W. Cichoracki, B. Bombor i A. Makowiecki, a także sufler, który na premierze prasowej tak wspaniale mówił tekst - niemalże razem z Leonardem Strzygą - Strzyckim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji