Tym w Salonie Polityki
- Trafiłem na bardzo porządnych szefów w urzędzie wojewódzkim, gdzie szefową kultury była Alicja Bednarczuk. Konkretna, życzliwa, zawodowa, przyjazna. To właściwie zdecydowało o sukcesie teatru, by zrobić Wiosnę Teatralną, by ruszyć. To wszystko, to przecież były jej pomysły, jej inicjatywy i propozycje, które potem przyszło już realizować - czasy swej elbląskiej dyrekcji wspomina aktor i satyryk STANISŁAW TYM.
Stanisław Tym był gościem spotkania w Salonie Polityki, które odbyło się w minioną środę w Bibliotece Elbląskiej. To nie tylko satyryk czy felietonista, to także były dyrektor Teatru Dramatycznego w Elblągu. Być może dlatego na spotkaniu była tak liczna frekwencja, a z widowni padło dużo ciepłych słów. Aktor opowiedział nam o ludzkiej głupocie, wyznał także po czym poznać dobrego satyryka i kto go rozśmiesza.
Jak trafił pan do Elbląga?
- Przypadkowo. Zaproponowano jednemu z moich kolegów, żeby stanął do konkursu na stanowisko dyrektora Teatru Dramatycznego w Elblągu (obecnie Teatr im. Aleksandra Sewruka - red.). Odpowiedział, że go to nie interesuje, że zna faceta, którego być może to zaciekawi i powiedział o mnie. Zgodziłem się na udział w tym konkursie i tak to było.
Przyjechał Pan do Elbląga kilka godzin przed spotkaniem. Kogo pan odwiedził?
- Umówiłem się na obiad z zaprzyjaźnioną pracownicą. Po spotkaniu podeszli do mnie młodzi panowie i pytali o to samo, a nawet zachęcali do tego. Obiecałem im, że dołożę wszelkich starań, w miarę swoich możliwości, i mogę to pani powtórzyć.
Jak Pan wspomina elbląski teatr?
- Bardzo, bardzo pozytywnie!
Był "Miś", był "Ryś", czy będzie jeszcze "coś"?
- A skąd ja mogę wiedzieć?
"Rejs" i "Miś" powstawały w tamtej epoce, a co Pana zdaniem dzisiaj śmieszy ludzi...
- Przypuszczam, że zawsze to samo, czyli głupota ludzka, nieodpowiedzialność. To, co zawsze było podstawą komedii i dowcipu, czyli to, że ktoś co innego mówi, a co innego robi, a potem się głupio tłumaczy. Zawsze były nieporozumienia związane z niezgodnością zachowania z tym, co człowiek głosi i to są tematy żelazne.
... bo niektórzy satyrycy, kabareciarze mówią, że w poprzednim ustroju polityka była bardzo wyrazista i to dawało im natchnienie do pracy. Teraz narzeka się na brak tej puenty.
- Zawód komediowy, pisanie komedii, nie ma praktycznie żadnego związku z sytuacją polityczną. Także pisanie satyry. Chcę pani powiedzieć, że w czasach największego reżimu politycznego satyry, ani dowcipu, raczej nie było. Mówię o okupacji hitlerowskiej, czy okresie stalinowskim. Nie było, bo muszą być spełnione pewne warunki, by ludziom chciało się śmiać. Natomiast w PRL-u było łatwiej, bo się mówiło "zdrastwujtie" i to była satyra na Związek Radziecki. Teraz nie ma cenzury i można mówić wszystko to, co się chce powiedzieć. Bez odwoływania się do tego, że jesteśmy na tyle przebiegli, że wam powiemy po rosyjsku "zdrastwujtie tawariszcz" i wiecie, co jeszcze byśmy chcieli powiedzieć, ale nie możemy. I nic więcej nie umieli... Teraz jest okres sprawdzania, co kto umie. Napisz dowcipny tekst, zrób dowcipny kabaret i pokaż co potrafisz. Pokaż, że jesteś dowcipny. Nie to, że nie możesz. Możesz. Okazało się, że wielu nie umie.
Czyli prawdziwy satyryk dopiero teraz wypłynie?
- Tak, teraz, gdy żadna cenzura mu nic nie skreśla. Może napisać to, co chce, żeby to było dowcipne, mądre i z sensem.
Wobec tego, co pan poradzi początkującym satyrykom?
- To, co radzę wszystkim, łącznie ze sobą, dużo więcej pracy i dużo więcej skromności. Bez pretensji do innych, że się nie śmieją, że są głupi. Nie, widocznie tekst jest nieśmieszny.
A kto pana rozśmiesza?
- Kto mnie zawsze rozśmiesza? Uczciwie?
Poproszę.
- Jarosław Kaczyński. Nie jest złośliwe to, co ja mówię. Naprawdę nie jestem jedyny, który tak twierdzi. Jest dużo osób, które opowiadają o nim, śmiejąc się z tego, co on mówi. Nie on, tylko właśnie to, co mówi jest śmieszne. Jakby tak stanął i zaczął normalnie rozmawiać, to przypuszczam, że by nas nie rozśmieszał, ale jak wychodzi na mównicę i zaczyna przemawiać, to rozśmiesza.
Zna pan Elbląg, mieszkał Pan tutaj... Jakie jest Pana ulubione miejsce w naszym mieście?
- Chyba nie odpowiem pani, bo zacząłbym coś wymyślać. Przyjeżdżam zawsze z dużym sentymentem i miło jest mi tu spędzać czas z ludźmi, których znam. Miło wspominam, było naprawdę świetnie. Trafiłem na bardzo porządnych szefów w urzędzie wojewódzkim, gdzie szefową kultury była Alicja Bednarczuk. Naprawdę trzeba było mieć szczęście, by trafić na taką osobę. Konkretna, życzliwa, zawodowa, przyjazna... To właściwie zdecydowało o sukcesie teatru, by zrobić Wiosnę Teatralną, by ruszyć... To wszystko, to przecież były jej pomysły, jej inicjatywy i propozycje, które potem przyszło już realizować. Muszę to powiedzieć jeszcze raz, teraz, zawsze jej dziękuję za to, i losowi, że mnie tutaj zesłał.