Artykuły

Kraina 105 tajemnicy

Premiera "Krainy 105 tajemnicy" jest szcze­gólnie ważna. Zarówno w jej planie artystycznym, jak i w szerszym kontekście życia teatralnego w kraju.

Po obydwu stronach proscenium na sto­jakach wirują koła z koncentrycznie wy­malowanymi spiralami. Jeszcze jedno ko­ło ze spiralą kręci się pośrodku kurtyny, też rozmalowanej w coraz szersze kręgi. Kiedy kurtyna prosceniowa się podniesie, podobne kręgi opaszą plan od podłogi po wewnętrzną, umieszczoną w połowie głębokości sceny, kurtynę. Po jej rozsunięciu się, wyznaczą plan akcji aż po horyzont i lunaparkową feerię lampek ponad sceną.

Z widowni wbiegają na proscenium trzy Misie (Wojciech Kaczanowski, Florian Staniewski, Jan Sieradziński). W opasłych, pluszowych futerkach, z miniaturowymi cylindrami, w błazeńskich charaktery­zacjach misie-clowny stepują i śpiewają do trzymanych w łapach mikrofonów.

Kurtyna się podnosi: młodzieżowy ansambl w barwnych strojach zapowiada musi calową estetykę tej bajki, w rytmie - także dialogów i akcji - wyznaczonej muzyką. A więc: pierwsze rewiowe entre - na płachcie spod nieba zjeżdżają na scenę protagoniści: Tatuś (Jerzy Kiszkis) i Asia (słuchaczka gdańskiego Studia Aktorskiego, Joanna Tomasik) - pisarz z córeczką, główne postaci bajki i jej zarazem rewiowi konferansjerzy.

W pierwszym dialogu zarysowują ogólną sytuację. Poprzez kałużę wpadli oto w krainę sto piątej tajemnicy. W rytm bluesa tańczą i śpiewają o tej krainie, w której żyje ptak Dintojra, co to żywi się kolorami. Tatusiowi i Asi towarzyszy ansambl z piłkami i skakankami. Żadnej mistyfikacji, żadnej iluzyjności - to smarkateria cieszy się swą wyobraźnią, możliwością wspólnego bajania, bo "w bajce się najlepiej czuję, głowę w chmurach mam różowych".

Czmychnęli. Na scenę, pchając swój potężny kufer, wczołguje się Jamnik Jeremisz (Sławomir Lewandowski.) Zawiera przyjaźń z Tatusiem i Asią. Wszyscy troje wpadli w tę bajkę przez sto piątą kałużę i wspólnie przez tę bajkę przejdą.

Misie zamykają Kruka Ksawerego w kufrze Jamnika. Leszek Ostrowski gramo­li się z kufra. Elegant to w metalowych okularach, czarnym fraku, cylindrze, z la­seczką. Też wpadł w sto piątą kałużę.

Cała kompania rusza w poszukiwaniu drogi powrotnej. Napotkany Gruby Głos (Halina Winiarska) zbyt zawile tłuma­czy.

Lecz oto muzyka zmienia się w furioso. Środkowa kurtyna rozchyla się i odsłania Dintojrę (Barbara Patorska).Gwiazda baj­kowej rewii, w stroju z błękitnych piór i zielonym ogonem ponad horyzont. Omdlewający głos, rytm powłóczysty. Rodzice uśmiechają się z cienkiego żartu, z rewiowego pastiszu. Ale oto nagle Dintojra z uwodzicielki zmienia się w wampira - rzuca się na czerń oniemiałego kusicielką Kruka. Bo ona - o zgrozo! - żywi się czernią.

Kiedy w sukurs przybywa Tatuś, Ania, Jamnik i Misie - nieszczęsnego Kruka wydobywają spod kurtyny w stanie opłakanym: jest całkiem biały. Trzeba więc koniecznie odnaleźć ptaka Enklitka, któ­ry żywi się bielą. On jeden może przywrócić czerń Krukowi.

Ale nie wszyscy przyłączają się do eks­pedycji. Odmawia Pingwin (Teresa Ka­czyńska) nie pomoże też i Bocian Bonifa­cy (słuchacz Studia, Wojciech Osełko). To gentleman w zielonym fraku i cylindrze, który porusza się na wysokich szczu­dłach. Nie udaje bociana - w nieiluzjonistycznej bajce wystarczą szczudła, by stać się bocianem. Gdzieżby ów bocian poma­gał, skoro nawet nie chce mu się łapać żab...

Na praktykablu z napisem ,,Duo Rose" wjeżdża musicalowa Różowa Krowa Mor­ska (Lucyna Legut i Teresa Lassota). Cała wszak baśń jest żartem, więc jest nim i krowa: we wspólnej różowej sukni dwie aktorki śpiewają piosenkę o fascynacji Krowy jej różowym kolorem. Ale miały by pomóc? - o nie!

I gdy załamany Kruk nie wierzy już w istnienie ptaka Enklitka - ten zjawia się w całej swej gali. Lecz właśnie zmienił gust - nie jada już bieli! Nawet piosenka Asi i jej taniec ze zrozpaczonym Krukiem nie skutkują. Ptak woli bujać nad sceną na strojnej huśtawce.

Gwiazda rewii - Dintojra - otwiera III akt. Smutna, samotna piękność jest teraz w czerni, z ogonem do samego nie­ba. Ona pomoże smutnemu Krukowi. Wynagrodzi mu krzywdę - po swojemu. Bo oto na scenę z rykiem wpada Morska Krowa... cała w bieli, biały jest pingwin, biały kot, biały bocian. Wyglądają jak ze "zbiorowej sypialni''. Powszechny lament!

Zemściło się na nich to, że nie chcieli po­móc Krukowi w potrzebie. Teraz są rów­nie nieszczęśliwi. Ich kolory pochłonęła Dintojra.

Lecz oto wpada, również biały, Struś. Znalazł w lesie kufer Jamnika, a kufer jest pełen kolorów. Wszyscy wyrywają so­bie kufer, wypadają przy tej szamotaninie za kulisy. Morał - jak przystało na bajkę - mamy za sobą. Finał - jak przystało na musical - zapowiada się szczęśliwie. Finał - wielkie schody rewii. Lampki migocą, po schodach rytmicznie, ze śpie­wem, schodzą wszystkie postaci. Z góry zjeżdża balon. Asia, Tatuś, Kruk i Jamnik wznoszą się ponad scenę. "Żegnajcie". Wielkie schody trwają przy aplauzie dzie­cięcej widowni.

* * *

42 sceny, 70 zmian światła, 85 kostiu­mów, grubo ponad setkę rekwizytów. Dowód to rozmachu i wagi, jaką teatr przyłożył do spotkania z najmłodszą swą widownią. To jeszcze nie dowód artysty­cznego spełnienia - ten tkwi w artysty­cznym wykorzystaniu tej całej mnogości rzeczy i pomysłów.

Kilka zaproponowanych przez Marcela Kochańczyka widowni dziecięcej zasad gry zasługuje na szczególną uwagę. Skłania bowiem do przeświadczenia, iż jest to może jedna z tych nie w pełni jeszcze przetartych dróg, na których ma szansę zacisnąć się związek teatru z jego jutrzejszymi i pojutrzejszymi widzami.

Przede wszystkim więc: profesjo­nalizm. Nie żadne tam klecenie na bo­ku ponadplanowej premiery, lecz pierwszy garnitur aktorski w pełnej zawodowej formie spełniający bynajmniej nie proste za­dania. Bez śladu luzu, bez ulgowej taryfy - w widowisku o rewiowym rozmachu, a tak zarazem "zapiętym", że trudno by w nim takie miejsce na luz znaleźć.

Dalej: edukacyjna funkcja zasto­sowanej konwencji. Miast bajeczkowych iluzji i udawanek - oparcie się o skrót, o teatralny znak, o pewną konwencję, którą stosuje się tu z zupełną jawnością.

Aby mógł on kiedyś przyjąć teatr, wprzód trzeba nauczyć młodego widza właściwego dla tej sztuki abecadła zna­ków. Zasad gry - jak choćby w tym wypadku pełnego sztafażu estradowego, z mikrofonami, z umownym traktowaniem postaci sytuacji scenicznych.

Clowni, konferansjerzy, gwiazdy, dra­maturgiczna funkcja muzyki i ruchu - to znaki wyboru scenicznego gatunku przedstawienia. Jego bynajmniej nie iro­niczny ani "z przymrużeniem oka" - lecz ludyczny, beztrosko zabawowy kształt da­je dzieciom inną wersję musicalu od tej, którą ich rodzice znają z telewizji. Daje swoistą zabawę w teatr, w teatralność, na tyle teatralną właśnie i nie iluzjonistyczną, że przystać w niej można i trzeba na autentyczność tego świata, który nie chce go udawać. Bo teatr musi uczyć reguł - wspólnej gry.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji