Artykuły

Baśń, która przyszła na czas

"Złodziej Czasu" w reż. Waldemara Wolańskiego w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Po wartościowym "Niebieskim piesku", przeciętnym "Cynowym żołnierzyku" i wcale niezłej cyklicznej szopce satyrycznej, z czwartą premierą Teatr Lalek "Arlekin" mógł skończyć sezon z tarczą lub na tarczy. Sprytnie "Złodzieja Czasu" w czasie odsunął, bo efekt...

Za scenariusz i reżyserię przedstawienia odpowiada dyrektor teatru Waldemar Wolański. Pod szatą klasycznej baśni (podróż na drugą stronę starego zegara, do magicznej krainy, pojedynek sił dobra z siłami zła) "Złodziej Czasu" skrywa metaforyczną opowieść o życiu i ludzkich powinnościach. Kolejne sfery spektaklu interesująco nakładają się na siebie i wzajemnie przenikają. Opowieść Dziadka (Pavel Kryksunou) o dawnej jego walce ze Złodziejem Czasu (Marcin Truszczyński) staje się dla najmłodszego w rodzinie Wnuczka (Maciej Piotrowski) teraźniejszością. Mierząc się z kradnącym czas Czarodziejem, pozna on jego sekrety i powody, które sprawiły, że zamierza zniszczyć świat. Przekona się, iż u podstaw wszelkich ludzkich spraw leży przemożna siła - miłość, w zależności do tego czy jest spełniona, czy nie. Ona jest też jednym z narzędzi walki z upływającym czasem. Na ile jednak przygody Wnuczka są prawdziwe, a na ile to projekcja jego wyobraźni, o której nieustanne pobudzanie dbają Babcia i Dziadek, poświęcając swój czas? Czas, którego nie można odstąpić, wypożyczyć, schować w pisaku, można go jedynie ofiarować "komuś, kto do serca czas nasz schowa" (jak brzmi puenta finałowej piosenki "Złodzieja..."). Chłopiec pozostawiony u dziadków, choć szczęśliwy, marzy jednak także o bliskości zabieganych rodziców. Ci jednak ze znalezieniem chwili dla syna mają spore problemy. Ktoś kradnie im czas.

Spektakl jest również wielką apoteozą teatru w ogóle. Nie byłby nią w pełni, gdyby nie niezwykła sceniczna forma, jaką na deskach "Arlekina" otrzymał. Wielkie wrażenie robi scenografia Andrzeja Czyczyło. Okno wystawowe w ciasnym sklepiku zegarmistrza - narratora, niegdysiejszego Wuczka, wykorzystane jest do retrospekcji i projekcji zdarzeń z odległych miejsc. Później cały warsztacik przekształca się - a to w przytulne mieszkanie dziadków (takie z kaflową kuchnią, wygodnym fotelem, pachnące co rusz podjadanymi konfiturami), to z kolei w pokój Wnuczka ze starym, magicznym zegarem, wreszcie w przedziwną krainę zamieszkaną przez złodziejskiego Czarodzieja. Mroczną niczym średniowieczny zamek.

Sugestywna animacja lalek czołowych bohaterów opowieści to wielki walor "Złodzieja". Pełne ciepłego humoru są sceny wspólnego spędzania czasu Dziadka i Wnuczka, siwiutkiej Babci robiącej "brzuszki". Marcin Truszczyński, energicznie animując stolikowy duplikat Czarodzieja, bogato gra też mimiką; zamaszyście i z impetem znika z lalką w kulisach, by podmienić ją na niciową. Dzięki świetnym czarnym "zakonnym" habitom przygotowanym dla aktorów i montażystów scenografii (jedni i drudzy z ogromu pracy wywiązali się brawurowo), nawet jeśli nie do końca byli oni skryci w mroku, publiczności jawili się jako tajemniczy mieszkańcy baśniowego świata.

Spektakl prowadzony jest dynamicznie, kolejne jego sceny wydzielone rozsądnie i z takim wyczuciem, iż rzeczywisty upływ czasu jest nieodczuwalny. Jeśli trzeba by wskazać jakieś niebezpieczne dłużyzny, to chyba tylko w pierwszej scenie mocowanie się posiwiałego zegarmistrza z niesfornymi zegarami, a później pojedynek Złodzieja Czasu z Dziadkiem. Tylko że im nieporadne zmaganie się z budzikami trwa dłużej, tym bardzie bawi młodego widza, a pełen napięcia pojedynek grany perfekcyjnie przez duet Kryksunou-Truszczyński tak w pierwszym, jak drugim planie, udowadnia, że sceny walki nie muszą być niemiłym, ograniczanym do minimum obowiązkiem.

Nie nużą także wplecione w spektakl piosenki autorstwa Wolańskiego. Skomponowane z uwzględnieniem wokalnych umiejętności aktorów "Arlekina", mądrymi tekstami udatnie akcentują wyłaniające się z akcji przesłanie. Dzięki onirycznym komputerowym animacjom Tomasza Popakula, prześlizgującym się po scenografii, dzięki muzyce (dzieło Krzysztofa Dziermy - kierownika muzycznego Białostockiego Teatru Lalek, znanego szerzej jako proboszcz Antoni z filmów serii "U Pana Boga za miedzą") i kwadrofonicznych dźwiękach otaczających widza prawdziwie "Arlekin" oczarowuje. Chce się, żeby również zaczarowywał - szczególnie tych, którzy poddani różnym złodziejom czasu z życiowego biegu otrząsną się za późno. Dobrze mieć w Łodzi teatr, który nie tylko zdobywa uwagę widzów, ale i, w nie mniejszym stopniu jak sądzę, ich umysły. "Złodziej Czasu" powinien być obowiązkową "lekturą" teatralną dla każdego. Na pohybel telewizyjnym maniakom!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji