Artykuły

Gra w Wyspiańskiego

Stało się. W 232. rocznicę Inauguracji działalności Teatru Narodowego, po bez mała 13 latach nieobecności tej sceny na kulturalnej mapie Polski wskrzeszono ją. Dyrektor Jerzy Grzegorzewski wystawił dawno zapowiadaną i długo oczekiwaną "Noc listopadową" Stanisława Wyspiańskiego. Przedstawienie zapowiadane było jako kontrowersyjne. Inscenizator nie zawiódł oczekiwań.

"Noc listopadowa" w Narodowym nie przypomina w sposobie podejścia do tekstu "Dziadów-12 Improwizacji", lecz i tak z całą pewnością podzieli widownię dostarczając tematów do dyskusji.

Po opuszczeniu teatru pozostaje wrażenie wielkiego piękna i formalnej czystości spektaklu, wspaniałej, sterylnie wręcz czystej scenografii Andrzeja Kreütz-Majewskiego, poruszającej muzyki Stanisława Radwana, który wspiął się tym razem na wyżyny swoich możliwości, a także urody wielu scen, choćby monologu Kory (Magdalena Warzecha) mówionego z towarzyszeniem dźwięczących gongów, lub obrazu poległych spoczywających na lawecie armaty. Są to chwile, gdy na widowni zapada kompletna cisza zachwytu. Grzegorzewski nie zawiódł swoich zwolenników, jest przecież mistrzem układania pięknych scenicznych obrazów. Pod względem plastycznej urody jest to przedstawienie które trudno zapomnieć.

Niebezpieczny listopad

Inscenizacja Grzegorzewskiego należy do modnego ostatnio nurtu "niemożności robienia polskiej klasyki", w który reżyser wpisał się wspomnianymi już niedawnymi "Dziadami". W tym samym nurcie można też umieścić telewizyjne adaptacje dwóch romantycznych arcydramatów dokonane ostatnio przez Jana Englerta. Na naszych oczach dokonuje się dość dziwne przewartościowanie arcydzieł polskiej dramaturgii.

Wielkie sztuki z romantycznego i postromantycznego repertuaru straciły - oby na zawsze - swój tragiczny kontekst "Listopad - dla Polaków niebezpieczna pora" - to słynne zdanie Wielkiego Księcia Konstantego Krzysztof Globisz wygłasza w tym przedstawieniu tak, jakby wyrzucał właśnie zmięty papierek po cukierku.

Cóż niebezpiecznego może dziś stać się w listopadzie? Najwyżej wybory rozstrzygnięte nie po myśli którejś z partii. Odzyskaliśmy niepodległość, a wraz z nadejściem wolności motyw walki o nią według niektórych brzmi co najmniej anachronicznie. Rozpoczęto więc branie go w nawias. W przedstawieniu Grzegorzewskiego tym nawiasem (a nawet dwoma nawiasami) jest stary jak świat, a przewrotnie tu użyty pomysł teatru w teatrze. Przedstawienie rozpoczyna się początkowym fragmentem "Wyzwolenia", a kończy modlitwa Łukasińskiego podchwytywaną przez zbiedzony tłum. Modlą się o wytrwanie. Cóż z tego, skoro ta modlitwa wypowiadana jest na de odwróconej dekoracji antycznej architektury, dekoracji ukazującej "bebechy teatru".

Komedianci, nie spiskowcy

Gramy więc "Noc listopadową", nie jesteśmy uczestnikami i obserwatorami napadu na Belweder, nieprawdziwe są ludzkie postawy i wybory i wpływ mitologicznych bóstw na ludzkie decyzje. Kwestie spiskowców mogą więc wygłaszać komedianci z teatru. Cała rzecz jest tylko grą. Całkiem niedawno na łamach ŻYCIA pozwoliłem sobie zgłosić obiekcje wobec tych zabiegów, które kwestionując zasadność walki o Polskę są zarazem aktem nielojalności wobec autorów, którym wmawia się zeznania nigdy przez nich nie składane.

Idea interpretacji dramatu Wyspiańskiego jako teatralnej gry ma swoje konsekwencje aktorskie. Wszystkie właściwie role w tym przedstawieniu są swoistymi znakami. Krzysztof Globisz grający Wielkiego Księcia Konstantego nie daje nam wiarygodnego psychologicznego portretu dzikusa i okrutnika pałającego nieodwzajemnioną miłością do Polaków, Piotr Wysocki grany przez Mariusza Bonaszewskiego biega po scenie zamiatając połami płaszcza i nawołuje do powstania aż nazbyt "teatralnym" głosem. Eugenia Herman grająca Demeter posługuje się patosem zarzuconym bodaj już w czasach warszawskich teatrów rządowych.

Efekt obcości

Mamy w tym przedstawieniu do czynienia ze swoistym "efektem obcości" przynależnym wszak zupełnie innemu repertuarowi. W tym przedstawieniu można określić go mianem "gry w trzeciej osobie". Nie wszyscy jednak utrzymują tę konwencję. Daniel Olbrychski (Krasiński) i Olgierd Łukaszewicz (Łukasiński) w epizodycznych rolach rysują postacie bliższe scenicznej prawdzie. Teresa Budzisz-Krzyżanowska zagrała wspaniałą patetyczną Pallas Atenę najbliższą jak się zdaje wizji Wyspiańskiego. Wszystkie jednak role w tym przedstawieniu, zróżnicowane konwencjami i stylistyką, są wciąż elementem gry u Wyspiańskie go, w ujmowanie wielkiego polskiego repertuaru w teatralny cudzysłów Przyjęcie lub odrzucenie tej poetyk jest sprawą wyboru każdego świadomego widza. Ja pozwalam sobie za chować chłodną rezerwę, chyląc jednocześnie czoło przed twórcami tego przedstawicienia. Wysiłek inscenizatora, scenografa, kompozytora, aktorów orkiestry i Kompanii Reprezentacyjnej wart jest podziwu. Szacunek wzbudza cała maszyneria Teatru Narodowego, te wszystkie zapadnie, wyciągi pozwalające w mig zmienić całą konfigurację sceny. "Noc Listopadowa" stała się pokazem możliwości aktorskich i technicznych nowego teatru. Jest to jednak dziwne przedstawienie. Wzbudza zachwyt i parzy na podobieństwo bryły suchego lodu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji