Blaski i cienie trudów filozofa
Czytujemy Sartre'a, tłumaczymy, czasem gramy jego sztuki, bo chociaż wiele z jego tez filozoficznych i politycznych jest nam obcych - pisarz to, po wszystkim, pobudzający zawsze do myślenia, znakomicie dyskusyjny, w formie nowoczesny i odkrywczy.
Czy wartościom tym odpowiada każdy utwór autora [brak fragm. tekstu] Oczywiście nie. Czy odpowiada im "Diabeł i Pan Bóg"? Tylko częściowo. Jest to utwór o pewnych wyraźnych tendencjach, mocno wrośnięty w sztukę zaangażowaną. Ale jest to zarazem sztuka nierówna, zawiła, mająca obok scen znakomitym językiem teatru przerażających myśl autora, sceny puszczone, barokowe i [brak fragm. tekstu], które nużą widza - mniej może czytelnika, mającego czas na przerwanie lektury i pozadramaturgiczne refleksje - sceny, wymykające bezpośredniemu rozeznaniu każdego ich zakrętu i wykrzyknika. I nie zawsze są to głębokie dostępne tylko batyskafom. Nawiasem zaskoczenie okazuje się sztuczką kuglarską, a bywa, że autor popada w gadatliwość i powtórzenia. Sartre pisał "Diabła i Pana Boga" w 1951 roku, a więc jako dramaturg doświadczony i wtajemniczony we wszystkie prawidła scenicznego odbioru. Tym bardziej dziwne, że tak zwięzły i celny w "Ladacznicy z zasadami" czy w "Drzwiach zamkniętych" potrzebował aż czterech godzin spektaklu dla wypowiedzenia tych tez, którym "Diabeł i Pan Bóg" daje wyraz. Przetworzenie tego tryptyku w dzieło dwuczęściowe - oto co mi się marzy po obejrzeniu widowiska w Teatrze Dramatycznym.
Głębie "Diabła i Pana Boga" po trosze mistyfikują i podszeptują, by o nich mówić także w sposób zawiły, pokrętny, pełen terminów filozoficznych powoływań się na ojca Hegla i matkę egzystencjalizm. Wielu da się może skusić tym kręgom na wodzie... ograniczmy się do omówienia zasadniczych założeń sztuki.
Rzecz dzieje się w okresie reformacji i wielkiej wojny chłopskiej w Niemczech, ale próżno byś szukał historycznych odpowiedników w fabule "Diabła i Pana Boga". Sartre postępuje równie dowolnie i bezceremonialnie z historią jak większość pisarzy - filozofów. Bohaterem sztuki jest Goetz, niby to historyczny Goetz, rycerz - kondotier, raz sprzymierzony z chłopami, innym razem ich ciemiężyciel - ale w rzeczywistości to czysto literacka transpozycja współczesnego egzystencjalisty w czasie rebeli z XVI wieku. Sartre'owi chodzi o problemy filozoficzne: poszukiwania absolutu - i walkę z nim - poszukiwania boga i filozoficzne uzasadnienie ateizmu. Ale jest to zarazem pisarz zbyt współczesny, by z tła historycznego robić tylko tło. Po cóż by zresztą pisać utwór historyczny, .gdyby nie miał on zarazem rzutować we współczesność?
Absolut dręczy, i Goetz szuka go niby kamienia filozoficznego, wiadomo, że mądrość wieku szła w parze z szarlatanerią. Goetz chce być panem Zła, a potem Dobra, a tymczasem wciąż oszukuje: fałszuje przy "wróżebnej" grze w kości, podrabia krwawe stygmaty na swych rękach, wmawia w nas swój sadyzm i masochizm, robi zbyt wiele zamieszania, by nie wzbudzić i wielu podejrzeń. Prawda może się obywać bez takiego nadmiaru kostiumów: i historyczna i indywidualna. Chłopi, zrywający się do rozpaczliwego buntu pod sztandarem z jednym słowem "Wolność" byli bardziej ludzcy i dramatyczni niż ich skomplikowani przedstawiciele w sztuce Sartre'a, a ideologia Tomasza Munzera, choć zrozumiała dla i wszystkich, do których miała dotrzeć, zasłużyła na większe księgi analiz i komentarzy. Gdy natomiast Goetz wymyślnie tworzy Zło, kłania mu się Nietzsche i jego następcy; gdy zaś Goetz wyżywa się w czynieniu Dobra jest sztuczny, chwilami pusty wewnętrznie, tęsknimy wówczas do prawdziwego Goetza, do niepodrabianego obrazu czasów i ludzi.
I jeszcze jedno. Są krytycy, którzy w warstwie filozoficznej, w ideologii "Diabła i Pana Boga" szukają podobieństw do założeń marksistowskich, ba, niemal identyczności z marksizmem. Słyszymy i czytamy czasem, że egzystencjalizm nie gra w tej sztuce roli głównej (a gra!), że przeprowadzona w niej krytyka chrześcijańskiej metafizyki, pojęć Dobra i Zła jest zgodna z marksizmem, że Goetz dokonuje wyboru społecznego i politycznego bardzo po ziemsku i w duchu rewolucyjnego postępu, że tło wojen chłopskich przedstawione jest w ścisłym oparciu o analizy Engelsa i w duchu jego wniosków. Są to naciągane dowodzenia. Walka Goetza z ideą Boga więcej przypomina metafizyczne zmagania się romantyków i modernistów z bogiem niż naukową analizę materialisty. Nawet ostateczna decyzja Goetza - objęcie dowództwa nad powstańczym ale już pokonywanym chłopstwem - może się wydać raczej ostatnim kaprysem cezariańskiego anarchisty (aliaż, z którym nawet Sartre'owi trudno sobie dać radę) niż świadomym wyborem człowieka, który "dorósł ideologicznie". A już co do konkretnych obrazów z tematu walki klasowej, można je interpretować bardzo różnie: tak sceny, ukazujące nikczemność, przeniewierstwo i przekupstwo sług kościoła, jak i sceny ukazujące mieszczański czy chłopski tłum. Za wiele w nich pogardy dla człowieka, mimo umiłowania ludzkości. Ale zgódźmy się, że końcowa decyzja Goetza nie jest powrotem do punktu wyjścia: Goetz jednak podejmie walkę, która go kłączy, pojedna z gromadą ludzką, nie pozostanie samotny wobec pustego nieba, a walka jego będzie walką rewolucyjną, walką o wywalczenie nowego życia dla uciskanych chłopów. A ponieważ Goetz zdaje sobie sprawę, iż walka ta będzie na razie przegrana - tym bardziej jego decyzja nabiera cech pełnego, świadomego wyboru, o który tak zdecydowanie chodzi Sartre'owi.
Przedstawienie "Diabła I Pana Boga" w Teatrze Dramatycznym zasługuje na uznanie, jest to widowisko piękne - jako całość - i nowocześnie ukształtowane. Wspiera się ono na dwu filarach: grze - GUSTAWA HOLOUBKA i inscenizacji LUDWIKA RENE. Do czego dorzućmy scenografię JANA KOSIŃSKIEGO, świetną w niektórych osiągnięciach (portal katedry i zwłaszcza jej wnętrze) l trafną w ogólnym wyrazie, choć nie wzmocnioną niezbyt wydarzonymi kostiumami. Rene opracował tekst niemal bez skrótów, tuszując niektóre jego naturalizmy (z wyjątkiem sceny biczowania Goetza) i upraszczając barok tła. Na pierwszy plan wysunął akcję filozoficzną. Podobnie postąpił Holoubek. Bardziej emocjonalnie, bardziej - zgódźmy się - tradycyjnie zagrali inni aktorzy, co jednak - stwierdzam lojalnie - nie znaczy, by zagrali źle. Owszem, były i role słabsze, ale były też mocne. HALINA MIKOŁAJSKA, HENRYK BĄK, JAROSŁAW SKULSKI, STANISŁAW WINCZEWSKI, BOLESŁAW PŁOTNICKI, JÓZEF PARA wykonali swe zadanie interesująco, w bogatej skali aktorskiego wyrazu; chociaż przyznaję, że wolałbym Mikołajską i Bąka widzieć w rolach, bardziej im odpowiadających. Ale rzecz w tym, ze warsztat, którym w tej sztuce posługuje się Holoubek, wydaje się lepiej dopasowany do materii utworu, lepiej odpowiadający jego klientowi.
Holoubek jest jakby Goetzem a równocześnie świadomie nim nie jest. Holoubek Jest w "Diable i Panu Bogu" egzystencjalistą, sartrystą, obkutym we wszystkich dziełach mistrza, a jest jakby zarazem krytykiem odtwarzanej postaci. Można i rolę Goetza przeżywać, Jak rolę Katarzyny, Hildy, Biskupa czy Proroka - ale przecież nie o to chodzi, nie o to. Holoubek przekazuje przeżycia intelektualne, przekazuje precyzyjnie i drobiazgowo gdy trzeba, a syntetycznie gdy pora. Jest jakby wewnątrz Goetza, gdy Goetz myśli, rozważa, podejmuje decyzję, a jakby poza nim, gdy Goetz miota się, błazeńsko czy bohatersko. Odtwarza kongenialnie procesy myślowe, zachodzące w Goetzu, a niemniej stwarza prawdę buntownika i Jego gestów. Holoubek to wspaniały aktor.