Artykuły

Zmarnowana szansa na sukces przedstawienia

Po wyjściu z teatru natychmiast zagłębiłam się w lekturze "Romulusa Wielkiego" Friedricha Durrenmatta. Z powodu popremierowego entuzjazmu? Nie, z powodu niedosytu. Cóż to za świetna sztuka! Finezyjnie zbudowany świat groteski; zbliża się koniec świata, czyli upada rzymskie imperium. Rządzi nim cesarz Romulus opętany kurzą manią. Obłąkaniec prześwietne królestwo zamienia w kurnik. Germanie tuż tuż. Dzielna cesarska małżonka czuje w swej piersi bicie serca matki Rzymu, dzielna córka pragnie złożyć ofiarę na ołtarzu ojczyzny ze swego ponętnego ciała, dzielni ministrowie sprawdzają się jako patrioci, wojownicy gotowi są umierać za kraj z pieśnią na ustach, a ów Romulus, haniebny król żre, pije i z rozkoszą rozprawia o problemach kurzych niosek. O tym, że świat jest na opak wywrócony, a cesarz nie jest błaznem, tylko sumieniem narodu, dowiadujemy się dopiero w HI akcie. Przemyślnie zaplanowana przez władcę błazenada, doprowadzająca cesarstwo do zguby, jest aktem dziejowej sprawiedliwości. Italianie mają to, na co zasłużyli jako naród występny i zbrodniczy. Romulus konsekwentnie dla siebie też szykuje straceńczy los.

Sztuka Durrenmatta świetnie koresponduje ze współczesnością. Powszechny chaos, destrukcja autorytetów, demoralizacja władzy, kult pieniądza, brak faktycznego wpływu człowieka na rzeczywistość - to jej problemy. Jest bardzo ostra w opisie zjawisk, ale i śmieszna, a przy tym posiada walor popularności.

Co z tego zostało na scenie? Trochę zamazana plama, bez kontrastów. Posłaniec, wpadający już w pierwszej minucie spektaklu z hiobowymi wieściami na temat stanu państwa, zamiata peleryną deski sceny i krzyczy, sprawiając wrażenie człowieka, który za chwilę zwariuje. Cały dwór robi wrażenie lekko zbzikowanego. Na tym tle kurza mania Romulusa nie wygląda groźnie. Nie ma kontrastu między pozorną słusznością zachowań otoczenia władcy, a nim samym. Przedstawienie momentami ma usypiające tempo, momentami nabiera rześkości. Zdecydowanej rześkości nabiera w obecności Jerzego Stuhra - Romulusa. Jest to rola napisana jakby dla niego. Ale Romulus - Stuhr nie gra sam ze sobą, wie to, co mogłoby być kreacją, jest jej cieniem. Poza Stuhrem przykuwają pomysłami na zagranie postaci Jerzy Grałek - fabrykant spodni, oraz Odoaker, książę Germanów - Krzysztof Globisz. Gdy grają Stuhr z Globiszem, przedstawienie iskrzy. W przypadku pozostałych ról rozpełzła się.

Jak grać groteskę, żeby była śmieszna? Czy śmiesznie jest, gdy aktor krzyczy, albo zamiata peleryną scenę? Niekoniecznie. Postać groteskowa musi być w najdrobniejszym geście zaprogramowana. W przedstawieniu "Romulusa Wielkiego" w reżyserii Giovanniego Pampiglione nie widać finezyjnego planu zachowań postaci. Aktorzy grają pod dopingującym hasłem: ratuj się kto może! Pierwszy raz widziałam np. Zbigniewa Kosowskiego, który potrafi być aktorem arcykomicznym, w roli bezradnie ponurej. I nie dlatego, że tak jest napisana, tylko dlatego, że tak ją gra. Smutne to, bo "Romulus Wielki" Durrenmatta na scenie Starego Teatru jest zmarnowaną szansą na sukces. Do widza zdołał się przebić jedynie tekst - wspaniały tekst sztuki i Jerzy Stuhr, choć nie w pełnej krasie możliwości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji