Artykuły

Teatr, który wygrał z Mundialem

Gdy 22 czerwca wybierałem się do sopockiej filii Teatru Wybrzeże, żeby obejrzeć nową inscenizację "Vatzlava" Sławomira Mrożka w reż. Marcela Kochańczyka, liczyłem się z tym, że będę jednym z nielicznych widzów w teatrze. W tym samym bowiem czasie trwał pamiętny mecz Polska-Peru, transmitowany z Mistrzostw Świata w Hiszpanii. Na sopockim molo ustawiono nawet kolorowe telewizory, zwabiając liczne grono turystów mimo chłodnej i wietrznej pogody. Gdy wchodziłem do teatru, wynik brzmiał 5:0 i mecz trwał w najlepsze. Ku memu zdumieniu widownia teatru w Sopocie zapełniona była do ostatniego miejsca, a przeciętna wieku publiczności nie przekraczała tego wieczoru 25 lat!

Moje zdumienie uzasadniają obawy licznych teatrów o pustki na salach oraz wybiegi dyrektorów w rodzaju wystawiania bajek dla dzieci lub wcześniejszego rozpoczynania urlopów, aby tylko uniknąć bezpośredniego "starcia" z Mundialem. Nie był to zresztą jedyny powód kłopotów z frekwencja w teatrach. W kończącym się właśnie sezonie było doprawdy dość zmartwień, finansowych obciążeń, codziennych utrapień, stressów i zwątpień, by wieczorne "wyjście do teatru" przestało być pociągającą i nobilitującą formą zaspokajania potrzeb towarzysko-kulturalnych. Podwyżki, cen biletów, gorsza niż dotąd informacja o nowych premierach, spora przypadkowość repertuaru utrudniały jeszcze możliwość normalizacji życia teatralnego w kraju. Zdarzały się więc w tym sezonie pustawe sale w dobrych, lubianych zwykle teatrach, dramatyczne porażki kasowe.

Próba nowej formuły

W Gdańsku sytuacja wygląda dokładnie odwrotnie. Dyrektor Teatru Wybrzeże, Andrzej Kudlik mówi dobitnie: "W tym sezonie nie było u nas pustych miejsc. Mniej więcej w zaplanowanych terminach odbyły się wszystkie premiery, a społeczeństwo Gdańska dało nam odczuć, że jesteśmy mu potrzebni." W sezonie 1981/82 Teatr Wybrzeże dał 10 premier, proponując publiczności Trójmiasta utwory Gombrowicza, Mrożka, Strindberga, Witkacego, Wojtyły. W ostatnim tygodniu sezonu można powiedzieć wyraźnie: był to sukces ekonomiczny i frekwencyjny nie notowany w tym teatrze od dawna.

Cofnijmy się jednak dwa lata wstecz. Mniej więcej wtedy o Teatrze Wybrzeże zrobiło się w kraju głośno. Z końcem sezonu 1970/80 odszedł na emeryturę długoletni zasłużony kierownik artystyczny placówki Stanisław Hebanowski. Gorące lato 1980 roku odwróciło uwagę od spraw sztuki. Gdy nastrój ostygł na tyle, że znowu zwróciliśmy się z wyczekiwaniem w stronę teatru, miejsce Hebanowskiego zajmował już Maciej Prus.

Ten znakomity reżyser z głośnego niegdyś pokolenia "młodych zdolnych" po bardzo udanym okresie współpracy z warszawskim Teatrem Dramatycznym zdecydował się sam pokierować gdańską sceną. Przedstawiony przezeń projekt repertuaru odbił się szerokim echem w środowisku artystycznym: triada rewolucyjna ("Sprawa Dantona" Przybyszewskiej. "Sto rąk, sto sztyletów" Żurka i "Kniaź Patiomkin" Micieńskiego) miała być teatralnym odpowiednikiem gorączki politycznej, wydarzeń dnia codziennego. A jednak stało się inaczej. Po inauguracyjnym sukcesie "Sprawy Dantona" (reż. Wajda) następne pozycje przyniosły teatrowi porażkę.

Stoczniowcy, robotnicy sami występujący dopiero co jako aktorzy w "teatrze historii" nie tego potrzebowali, byli zajęci po prostu czym innym. Ambitna intelektualnie, inspirująca wizja teatru dla robotników-polityków okazała się utopią, przywodząc na myśl podobne niepowodzenie Leona Schillera w międzywojennym Teatrze im Bogusławskiego w Warszawie, kiedy to chciał stworzyć teatr popularny dla robotników, a wyszła... scena elitarna dla inteligencji.

Koncepcja Macieja Prusa załamała się już w połowie sezonu 1980/81 i na wiosnę zaszła konieczność ratowania teatru od klęski finansowej. Wtedy właśnie, z potrzeby chwili, zrodziła się wybrana w demokratycznych wyborach 5-osobowa komisja artystyczna, która kolegialnie zaczęła kierować teatrem. Pod koniec sezonu zwróciła się ona do dwóch etatowych reżyserów Teatru Wybrzeże, Ryszarda Majora i Marcela Kochańczyka z prośbą o złożenie propozycji repertuarowych. Z nich powstał scenariusz pracy artystycznej, przyjęty, zatwierdzony i zrealizowany w sezonie 1981/82.

Sezon 10 premier

W kończący się sezon teatr wkroczył więc z zapałem i z jasną koncepcją pracy, choć jeszcze bez kierownika artystycznego. Kolejno odbyły się premiery "Szewców" Witkacego w reż. M. Kochańczyka i "Szkarłatnej wyspy" Bułhakowa w reż P. Dangela 13 grudnia na Wybrzeżu, tak jak w całym kraju tętno teatru zamarło. Ponad miesiąc na scenach panowała pełna oczekiwania cisza. I wreszcie 21 stycznia 1982 kurtyna znowu poszła w górę Tegoż dnia odbyła się premiera "Betleem Polskiego" Lucjana Rydla w reż. M Kochańczyka. Trzy tygodnie później do repertuaru wchodzi "Przed sklepem jubilera" Karola Wojtyły w inscenizacji Ireny i Tadeusza Byrskich z Haliną Winiarską i Jerzym Kiszkisem w rolach głównych. Potem: "Sonata widm" Strindberga reż (K. Babicki). "Zemsta" Fredry reż. (St. Hebanowski), "Vatzlav" Mrożka (reż. M. Kochańczyk). "Ślub" Gombrowicza (reż R. Major), a jeszcze w przyteatralnym Studium Aktorskim "Pieszo" Mrożka, "Parady" Potockiego i "Szelmostwa Skapena" Moliera.

Ilość, która łatwo mogła zastąpić jakość, ale tak się nie stało bo tutaj nie tylko widzowie chcą chodzić do teatru, także aktorzy - chcą pracować. W pracy widzą szansę przetrwania trudnego dla kraju okresu. W sezonie 1981/82 większość scenografii projektowano tak, aby wykorzystać stare dekoracje, stare kostiumy. Po prostu zakupienie nowych, potrzebnych materiałów często okazywało się niemożliwością. Od strony technicznej nie było wiec łatwo. Dużą stratą dla teatru było też odejście 30 osób (tj. 10 proc. pracowników) na wcześniejsze emerytury. Odeszli ci najlepsi, od lat zżyci z teatrem, gotowi dla niego na wiele poświęceń. Dyr Kudlik zadaje sobie, wiele trudu, by tych, co zostali "przywiązać" do teatru, szukając w nich gwarancji sukcesów placówki na przyszłość.

Plany pourlopowe

Od 1 kwietnia br. teatr ma nowego kierownika artystycznego, którym został Stanisław Michalski. Przejął on wszystkie obowiązki komisji artystycznej, kontynuując - jej zamierzenia i kończąc sezon zgodnie z wcześniejszymi planami "Ślubem" Gombrowicza. Michalski jest aktorem Teatru Wybrzeża od 27 lat, ma więc świetne rozeznanie w możliwościach zespołu, w jego niewykorzystanych potencjach. Chce teraz dać szansę wszystkim tym, którzy jej wcześniej nie otrzymali: "Interesuje mnie teatr widza i aktora - mówi u progu swej działalności - myślę, że w tym sezonie repertuar został dobrze dobrany, a publiczność spontanicznie zaakceptowała ten model teatru. Chciałbym go kontynuować. Tym bardziej, że udało się tu wytworzyć prawdziwą atmosferę pracy, a zespół w ciężkich chwilach nie rozpadł się, lecz skonsolidował".

Po urlopie Teatr Wybrzeże rozpocznie pracę od spotkań z robotnikami Stoczni im. Lenina, z przedstawicielami kuratorium, z gdańskimi recenzentami teatralnymi, by zapytać o ich życzenia, uwagi, Sugestie dotyczące repertuaru. A potem zaprezentuje premiery obecnie już planowane: "Kordiana" Słowackiego (reż. K. Babicki), "Niemców" Kruczkowskiego (reż. K. Gordon) i "Hioba" w tłum. Czesława Miłosza (reż. K. Balicki).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji