Artykuły

Kod dostępu do sypialni

"Amfitrion" w reż. Wojtka Klemma w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Klemm i Stokfiszewski w lekkim, kabaretowym spektaklu według Kleista badają, co dziś oznacza podszywanie się, kopiowanie, zawłaszczanie tożsamości

(...)

Wojtek Klemm i Igor Stokfiszewski prezentują swoją adaptację w chwili, gdy nie tylko wspierany aparatem państwa "agent Tomek", ale każdy internauta może podawać się bez trudu za dowolną osobę czy instytucję. A nawet za państwo bądź firmę, z czego chętnie korzystają aktywiści, prowokatorzy i artyści o zacięciu krytycznym - od Davida Eerný'ego (czeskiego rzeźbiarza, który własną instalację przedstawiał jako wystawę prac artystów 27 krajów UE) po Sachę Barona Cohena ("Borat", "Brüno") i Yesmenów (antyglobalistów, którzy podając się za biznesmenów czy ekspertów, "wkręcają" przeciwników).

Jednocześnie "właściciele" naszych skrzynek pocztowych i portali społecznościowych (uważający się za właścicieli naszych listów i zdjęć), towarzystwa ubezpieczeniowe i banki, a nawet drogerie, gdzie wpadliśmy po szminkę - wszyscy gromadzą dane osobowe. Zgodę na ich wykorzystanie podpisuje się zwykle bez czytania. Dowodzenie "to nie byłem ja" w sytuacji, gdy ktoś kradnie nam IP, nazwisko czy wizerunek, może być tylko ciągiem komicznych gestów.

Taki też jest "Amfitrion" ze Starego Teatru. Ludyczny. Cyrkowy. Utrzymany w stylu kabaretu czy teleturnieju. Kim jesteś ty? Kim jest on? Kim jestem ja? Pytania powtarzają się w nieskończoność. Fragmenty tekstu powracają, zwielokrotniają się, komentują wzajemnie. W lustrzanych zboczach zbudowanego na scenie obrotowej wzniesienia swoje odbicie zobaczy nie tylko prawowity król Teb, Amfitrion (Błażej Peszek), ale też podszywający się pod niego władca bogów Jupiter (Adam Nawojczyk). Nie tylko sługa królewski, Sozjasz (Marcin Kalisz), ale też jego doppelganger - Merkury (Arkadiusz Brykalski).

Gdzie kopia, gdzie oryginał? Z kim przespała się królowa Alkmena (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) i co właściwie z tego wynika? Klemm i Stokfiszewski przenoszą temat piractwa, nielegalnej kopii i kradzieży praw autorskich w sferę najbardziej intymną. Do małżeńskiej sypialni. Bóg "zhakował" ciało Amfitriona - kod dostępu do ciała królowej. Merkury skopiował wygląd Sozjasza. Czy to sugestia, że godząc się na swobodny przepływ plików, wolne lektury i creative common wkrótce dojdziemy do zawłaszczania nie tylko własności intelektualnej, ale i fizycznej? Wyglądu, żon, uprawnień, płci?

Twórcy spektaklu nie bawią się w przebieranki, nie czynią najmniejszych starań, by oszukanych i oszukujących upodobnić fizycznie. Jupiter w garniturze w niczym nie przypomina obrońcy Teb. Chłopięcy, pajacowaty sługa jest nie do pomylenia z Merkurym - brutalnym, cynicznym graczem, antypatycznym i niejednoznacznym płciowo. Żonom, które zabawiły się z bogami, nie pozostaje żadna wymówka. Autorzy nie wchodzą głębiej w temat "to była zdrada czy nie?". Nie budują ani komedii omyłek, ani dramatu intencji, nie idą w psychologiczną szarpaninę. Monolog-epizod-obrót. Gag-piosenka-zmiana. Powtórka, powtórka, powtórka. Ta scena już była? No to co? Kopiujemy, wklejamy, i od początku.

(...)

Sprawne, zwarte przedstawienie wiele wątków podrzuca, żadnego nie kończy. Niczego też nie zamyka, nie forsuje żadnej ideologii (jak zdarzało się w poprzednich wspólnych realizacjach reżysera i redaktora "Krytyki Politycznej"). Wszystko określa jedynie górujące nad sceną hasło (trawestacja tytułu albumu brytyjskiej wokalistki Lily Allen): "It's not you, it's me".

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji