Artykuły

Karnawałowy Dostojewski

Kim jest dziś Dostojewski w kulturze światowej? Czym jego dzieło, tak osobne, nieporównywalne? Jest to jedyny bodaj pisarz rosyjski, który aż tak głęboko wszedł w krwiobieg myślenia sztuki współczesnej - i owa "jedyność" jest ogromna, imponująca. Głosy, jakie pojawiły się w związku z kolejną rocznicą śmierci pisarza w roku ubiegłym, były pełne nabożeństwa. Dostojewski to wielki święty literatury współczesnej, o którym pisał Arseniusz Tarkowski ("Polityka", 1971/20):

"Byliśmy bez Dostojewskiego innymi ludźmi. To Dostojewski wpoił w nas moralne poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych, przed sobą i przed wszystkimi. Jak wszyscy wielcy myśliciele, Dostojewski jest współtwórcą naszej osobowości i naszego charakteru. Dawno już przestał być pisarzem. Stał się powietrzem, którym oddychamy i bez którego, choćbyśmy chcieli, nie moglibyśmy żyć".

Fascynacja owa jest udziałem nie tylko ludzi pióra: wśród manifestujących czynnie swe zainteresowanie znajdziemy i ludzi teatru, i filmowców. Zainteresowanie koncentruje się na "Biesach", "Braciach Karamazow" i "Idiocie". "Biesy" oglądaliśmy w inscenizacji Andrzeja Wajdy w Teatrze Starym. "Idiotę" wyreżyserował Waldemar Krygier w Teatrze Ludowym. Zrobił to po raz drugi, jako że w pamięci ludzi teatru do dziś żyje jego inscenizacja tej powieści w "Teatrze 13 Rzędów" w Opolu w roku 1961, która podzieliła krytyków na entuzjastów i oburzonych "szarganiem świętości".

Zabiegi, takich dokonał Krygier na "Idiocie", dla wielbicieli tego dzieła mogą się wydać na pierwszy rzut oka nie do przyjęcia. Wystarczy powiedzieć, że znikła Nastazja Filipowna, że wiele postaci zostało zredukowanych, sceny - skomponowano w kolejności ustalonej przez reżysera. Otrzymaliśmy pigułkę z Dostojewskiego. Chociaż nie, byłoby to sformułowanie krzywdzące Krygiera: mamy do czynienia ze skondensowaną wizją powieści, wizją funkcjonującą niejako równolegle do utworu żywiącą się jego sokami. Jest to obraz sugestywny i selektywny, skupiający się na pewnych motywach powtarzalnych, obsesjach, na nastroju wreszcie. Krygier tworzy w swojej adaptacji klimat z Dostojewskiego - i zarazem obraz tego, co o Dostojewskim i "dostojewszczyźnie" myśli się potocznie. Jego konstrukcja oznacza zarazem wyznanie wiary i sprzeciw - i ta ambiwalencja w traktowaniu dzieła wielkiego pisarza wydała mi się najbardziej interesująca. Tyle adaptacja. A realizacja?

Muszę przyznać, że największe obawy żywiłem o wykonawców. Nie żeby Teatr Ludowy zupełnie nie dysponował dobrymi wykonawcami - ale że trzeba tu nie tylko wykonania, ale i twórczej kreacji. Obawy zostały w dużej mierze rozwiane; Krygier popracował ze swoimi aktorami solidnie, narzucił im ten rodzaj dyscypliny, który nie krępuje własnej inwencji. A najważniejsza że udały mu się dwie główne| role: księcia Myszkina (Czesław Wojtała) i Rogożyna (Aleksander bednarz), dowodzące że tylko uczenie pływania na głębokiej widzie daje dobre rezultaty. I Wojtała, i Bednarz są aktorami młodymi, mimo że ten ostatni ma na swoim koncie już kilkadziesiąt ról. Czesław Wojtała - zgodnie z konstrukcją postaci u Dostojewskiego - swoją żarliwą naiwnością i fanatyzmem w traktowaniu ludzi i świata (fanatyzmem szczególnego rodzaju, graniczącym z anarchią uczuciowo-myślową) wciąga widza w mroczne głębie filozofii Dostojewskiego, w tajniki "duszy rosyjskiej", której problemy okazały się powszechnymi. Aleksander Bednarz jest wystylizowany - może nawet z pewną przesadą - na demona zła, jakiegoś Hamleta skrzyżowanego z Mefistofelesem. Obaj tworzą oś, na jakiej rozgrywa się dramat miłości i śmierci, dobra i zła, pragnienia więzi z ludźmi i samotniczych odruchów, szaleństwa i przygnębiającej powagi. Dużą rolę odgrywają w stworzeniu tła postaci kobiece: Lizawieta Prokofiewna (Bogusława Czupryn) i jej córki: piękna i kapryśna Agłaja (Danuta Jamrozy), figlarna Aleksandra (Barbara Zgorzalewicz) i Adelajda (Wanda Swaryczewska). Zwłaszcza rola Jamrozy wydaje się być udana i "prosto z Dostojewskiego". Odnotować również należy Księżną Biełokońską Krystyny Feldman, bardzo arystokratyczną i "comme il faut". Eugeniusza Pawłowicza grał R. Marzec, Iwana Pietrowicza - Jan Krzywdziak, Kolę - M. Staszewski, zaś R. Mayor, I,. Swigoń, L. Bijałd i A. Wiśniewski tworzyli dobraną kompanię zainteresowanych Myszkinem.

Wszystko, co napisałem, nie rozwiązuje jednak problemu zasadniczego: koncepcji przedstawienia i jego kształtu. Zacznijmy od scenografii Krygiera: nie nazbyt udana. Bardzo dobry pomysł z lampkami karnawałowo-ogrodowymi i wątpliwy nadmiar błyszczącej folii drzew i ogrodowego "ołtarzyka". Poprzednia adaptacja "Idioty" Krygiera opierała się na sytuacjach rozmów przy stole - obecna jest roztańczona, pełna ruchu, kalejdoskopowa. Reżyser stara się stworzyć feerię zdarzeń, myśli i uczuć ludzkich, zatopioną w zmiennych nastrojach, pełną gwałtownych spięć i przeskoków. Rozpad więzi międzyludzkich, męki duszne bohaterów, tragizm obcości wśród innych, namiętne poszukiwanie sensu życia, asceza i rozpasanie, świętość pomieszana ze zbrodniczością przybrane zostały w szatę groteski, nawet - burleski, spontanicznej ekscentryczności karnawału, błazenady. W ten sposób zrealizowano interpretacyjny pomysł badacza Dostojewskiego - Michała Bachtina, który wysunął tezę o "karnawalizacji" "Idioty", widocznej szczególnie w przypadku księcia Myszkina, relatywizującej wszelkie zastane związki. Teza nader interesująca - i chyba jest to na tle dzisiejszego teatru niezły klucz do scenicznego Dostojewskiego. Krygier wcielił ją w życie w sposób dość dosłowny: bal maskowy, korowody taneczne, wodewilowy charakter niektórych scen, robienie "kupy" (pomysł znany z Gombrowicza, Kadena-Bandrowskiego i szkolnych zabaw), elementy pantomimiczne tworzą całość interesującą, ale trochę nierówną. Sceny bardzo dobre sąsiadują z takimi, które przypominają trochę komedię bulwarową, jakiś "Słomkowy kapelusz" Labiche'a lub zgoła cyrkowe popisy klownów. Nie, to nie jest zarzut godzący w całość przedstawienia - warto tylko zastanowić się, czy nie należało owej "karnawałowości" wprowadzać bardziej wyważając środki wyrazu. Krygier trochę ich nadużył - stąd może z pola widzenia zniknęły mu pewne niuanse, podciągnięte pod wspólny mianownik karnawału. Mimo to przedstawienie, jest jako propozycja bardzo interesujące, a jeśli skłania do dyskusji - to do dyskusji twórczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji