Artykuły

"Idiota"

Bałem się nad wyraz serdecznie. Przedstawienie zaczyna się świetnie, to prawda, ileż jednak widziałem już takich świetnie rozpoczynających się przedstawień, które potem rozlazły się w gadulstwie, zaczęły dźwięczeć pusto i martwo? Scena biegła wszelako za sceną, a na widowni wciąż panowało przejmujące, zasłuchane milczenie. I tak było aż do końca.

2.

Nie należę do miłośników adaptacji, skoro jednak zostają dokonane, stosunkowo mało obchodzi mnie pytanie, na ile są wierne. Teatr jest teatrem i musi bronić się sam, własnymi środkami, choć oczywiście uparta pamięć nieustannie podsuwać nam będzie te czy inne karty książki, te czy inne rozwiązania z wcześniejszych adaptacji filmowych.

Odpędzam te obrazy. Ze wszystkich księciów Myszkinów obchodzi mnie jedynie Myszkin ANDRZEJA MAYA, ze wszystkich Rogożynów - Rogożyn BOGUSŁAWA SOCHNACKIEGO. Obaj, choć tak odmienni, są równie znakomici, prawdziwi, ludzcy, obecni tak bardzo, że czuje się pulsowanie żywej krwi.

May, Myszkin, jest wielkim dzieckiem, brnącym przez życie ze zdziwionym, przepraszającym uśmiechem. Nie rozumie niczego - choć zdaje się rozumieć tak wiele - ale błąkając się bezradnie, nie pozwala innym ustroić się w pozory i dalej grać komedię. To on właśnie - najmniej winny i nieświadomy - jest rzeczywistym sprawcą dramatu.

Bo przecież wszyscy mogli być na swój sposób szczęśliwi. Rogożyn, strwoniwszy na Nastazję Filipownę paręset tysięcy rubli, zapiłby w końcu dramat i zabrał do ojcowskich interesów. Piękna Nastazja wyszłaby wreszcie za mąż, Agłaja też - za jakiegoś innego Myszkina, trochę tylko mniej zwariowanego.

Gania dorwałby się do jakiejś posażnej panny, Lebiediew niańczył kogoś innego, Ferdyszczenko też kogoś innego naciągał na drobne pożyczki. Ej, książę, książę, po coś ty wracał z tej Szwajcarii...

3.

"Starałem się zrobić wszystko (przynajmniej takie były moje intencje) - pisze w teatralnym programie STANISŁAW BREJDYGANT, autor adaptacji i reżyser spektaklu - by bohaterowie sceniczni wydali się widzowi bliscy, znani. A jeśliby tu i ówdzie odniósł on wrażenie zwierciadła... jakichś swoich spraw czy spraw sobie bliskich - znaczyłoby to, że mi się udało".

Odniosłem takie wrażenie i rad poświadczę, że spektakl ten udał się reżyserowi. Tło, epoka, szczegół obyczajowy - od którego Dostojewski przecież nie stronił - niemalże zniknęły, choć czuło się przecież, że jesteśmy w bezkresach carskiej Rosji, gdzie ludzie (niektórzy przynajmniej) mieli wiele czasu, aby kochać, nienawidzieć i przeżywać.

Sprawy ludzkie w istocie wysunęły się jednak na plan pierwszy, tylko one okazały się trwale ważne, znaczące. Zarazem pozostało właściwe Dostojewskiemu mistrzostwo psychologicznej analizy i gwałtowność pytań moralnych, bez których "Idiota" byłby przecież tylko melodramatycznym kiczem, o kobiecie, która tak długo nie umiała wybrać, aż zginęła zamordowana.

4.

Brejdygant rozgrywa spektakl surowo, oszczędnie, w skupieniu. HENRI POULAIN zaprojektował scenografię opartą na czarnych kurtynach, kilku niezbędnych meblach i spokojnych, stonowanych kostiumach, wydobywanych z ciemności snopami ostrego światła. I tak jest właśnie dobrze, bo - najprościej.

Nie ma w tym przedstawieniu wielkich gestów, nie ma krzyku. Za to wszyscy, cały zespół, wspaniale potrafi słuchać, słuchać w tak drapieżnym napięciu, że cisza ta drży również w nas, w widzach.

Pisałem już wyżej o znakomitych rolach BOGUSŁAWA SOCHNACKIEGO i ANDRZEJA MAYA, ale nie tylko oni pracowali na ostateczny sukces. Doskonały, śliski i galaretowaty był RYSZARD DEMBIŃSKI jako Lebiediew, dowcipny, wysoce charakterystyczny epizodzik dał w roli Ferdyszczenki ZBIGNIEW NAWROCKI. Zadziorną, choć pustą wewnętrznie Agłają była ILONA BARTOSIŃSKA, w miniaturowych rolach generałostwa zostali w pamięci BOLESŁAW NOWAK i JANINA JABŁONOWSKA.

Waham się trochę, co napisać o STANISŁAWIE ZATŁOCE w roli Gani - byłby mnie chyba bardziej przekonał, gdybym przed rokiem nie oglądał "Ameryki".

Wreszcie IZABELA PIEŃKOWSKA, aktorka mająca dar (a i odwagę) wyglądania tak jak rola tego wymaga - na piękność, lub straszydło. Nastazja Filipowna jest piękna, Pieńkowska też była więc piękna (zważcie Państwo - była, a do piękności trzeba się urodzić, trzeba mieć tę niezachwianą pewność, że rzuca się mężczyzn na kolana), rozdarta i skazana.

Obsady dopełniali ALEKSANDRA KRASON, ELŻBIETA JASIŃSKA, IWONA SŁOCZYŃSKA, CELINA KLIMCZAKÓWNA i STANISŁAW SZYMCZYK.

Muzyka JERZEGO GARDO.

5.

Sam spektakl TEATRU NOWEGO należy tedy zapisać na dobro wreszcie interesującego sezonu. Dwie sceny odsłoniły już swoje karty, czekamy na TEATR POWSZECHNY, któremu oby również się powiodło!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji