Dostojewski Brejdyganta
W 1967 roku, w Teatrze Nowym w Poznaniu, Stanisław Brejdygant, wystawił po raz pierwszy swoją adaptację "Idioty" Dostojewskiego. Chociaż od tamtej premiery minęło już sporo lat i spektakli, mam jeszcze w pamięci to przedstawienie. Jego tajemniczą, pełną pauz i domówień atmosferę. Jego precyzyjne w każdym detalu aktorstwo. A przede wszystkim wyjqtkowo piękne kostiumy i dekoracje nieżyjącej od roku Zofii Wierchowicz. Sam Brejdygant także był chyba świadom walorów tego spektaklu, skoro zdecydował się je dwukrotnie jeszcze powtórzyć: w warszawskim Teatrze Dramatycznym i w Łodzi. A teraz - w Teatrze Bogusławskiego w Kaliszu.
Spektakl kaliski jest jednak nieco inny. Chociaż - jest to chyba ta sama, może tylko nieco skrócona, adaptacja. To samo myślenie teatralne. I zapewne te same, a w każdym razie bardzo do nich podobne, kostiumy i dekoracje. Nie ma tu tylko tej gigantycznej sieci z pajęczyn, która dzieliła w poznańskim przedstawieniu scenę od widowni i przez którą przedzierał się idąc ku nam, młody książę o umyśle i sercu naiwnego dziecka. Nie ma też tej siły emocjonalnej i ekspresji, jaką wnosiła do tego spektaklu Kazimiera Nogajówna w roli Nastazji Filipownej. Spektakl kaliski w porównaniu z poznańskim wydał mi się bardziej suchy i ascetyczny, w swym kształcie scenicznym niemal rapsodyczny. W sposób maksymalnie wierny i precyzyjny opowiada on nam fabułę Dostojewskiego i kreśli rysunek psychologiczny stworzonych przez niego postaci, ma w sobie jednak coś z melodramatu. Mniej jest w nim może prawd uniwersalnych o człowieku, o tym, jak trudno jest czynić innym dobro, nie stając się równocześnie śmiesznym i niezdarnym. Jak trudno jest w ogóle przyjąć i zaakceptować czyjąś dobroć. Więcej spraw i dramatów zawiera się w tym przedstawieniu w słowach i sytuacjach niż w psychice i emocjo jego bohaterów.
W Poznaniu Myszkina grał Stanisław Brejdygant sucho, powściągliwie, niemal szeptem. tak samo starał się również poprowadzić w tym spektaklu kaliskiego odtwórcę tej postaci, Marka Niemirowskiego. Jego Myszkin przypomina Brejdyganta z tamtego przedstawienia. Ujmuje nos swym skupionym, oszczędnym w środkach aktorstwem, ole świadomie usuwa się w cień, a wtedy walka dwóch walczących o niego kobiet i cały związany z tą walką wątek melodramatyczny staje się nagle sprawą najważniejszą Aktorsko spektakl ten ustępuje chyba przedstawieniu "Miłości i gniewu" Osborne'a z poprzedniego sezonu. Ale stawia też przed jego wykonawcami nieporównanie wyższe wymagania i zadania. Z licznej obsady aktorskiej zwracają uwagę trzy role i postacie. Książę Myszkin - Marka Niemierowskiego, Nastazja Filipowna - Ilony Bortosińskiej i Agłaja - Joanny Lissner. A więc role najważniejsze, zdecydowanie pierwszoplanowe.
W jakich kategoriach natężałoby więc widzieć ten spektakl? Trudno tutaj chyba byłoby mówić o wielkim sukcesie. Z całą pewnością jednak przedstawienie świadczy o dużej i rzetelnej pracy. Potwierdza z gruntu profesjonalny charakter zespołu. Ale przy okazji poucza, że nie zawsze ostatnia wersja tej samej inscenizacji musi być najlepsza, najciekawsza. A za to na pewno nie powinno się już winić aktorów.