Artykuły

Aktorka na tronie

Przedstawienie na tronie i na koturnach. Co się stało, że tak doświadczony reżyser jak Janusz Kozłowski, dający wielokrotnie dowody, że czuje teatr i potrafi posługiwać się tworzywem w zgodzie z wymaganiami sceny, nagle ulega stereotypowi widzenia wielkości? Strasznie to polskie. Świętości nie szargać. A żeby nie szargać, to trzeba przyjmować pozycję na klęczkach, windować bohaterów na trony, osypywać błyskami, otulać, tiulami namaszczać.

Coś takiego zdarzyło się ze sztuką Kazimierza Brauna "Pani Helena". Autor napisał utwór o bogatym, skomplikowanym tyciu wielkiej polskiej aktorki Heleny Modrzejewskiej, rzecz o artystce i kobiecie, o jej romansach z wieloma panami, też wybitnymi przeważnie, nakreślił postać z licznymi zaletami, ale także wadami. Janusz Kozłowski zrobił akademię ku czci, benefis artystki, jubileusz w dawnym stylu. Dlaczego tak postąpił? Jest to dla mnie zagadką. Umieścił aktorkę Irenę Telesz, wykonawczynię tytułowej roli, na podwyższeniu, na tronie, nie pozwolił jej zejść na ziemię, cały czas prawie w pozycji siedzącej kazał wspominać minione życie artystyczne.

To prawda, że czas akcji umieścił autor u schyłku życia Heleny Modrzejewskiej gdy schorowana i zmęczona szykuje się do odjazdu ze Stanów Zjednoczonych, ale przecież ten tragiczny moment można było pokazać bardziej po ludzku i bardziej po ziemsku. Nie tworzyć świętości, nie budować pomnikowej wielkości, zaufać epizodom z prawdziwego życia.

Wątpliwy pomysł inscenizacyjny rozszedł się z materią sztuki i z predyspozycjami wykonawców i ich aktualną kondycją artystyczną. Irena Telesz powróciła po siedmiu latach na scenę, ale przecież nie żegna się z teatrem, jak jej bohaterka, którą zobaczył autor w momencie schyłkowym, w chwili rozgoryczenia, wynikającego z konieczności zamknięcia karty aktorskiej.

Jeśli już zrodziła się pokusa porównania dwóch losów życiowych, bo pewne szczegóły życiorysów pozwalają na takie zestawienie, to prawdziwsze byłoby przedstawienie o aktorce wracającej nie na pomnik, czy tron, ale do wytężonej ziemskiej pracy, której tyle wokół nas.

Fragmenty z biografii Heleny Modrzejewskiej, chociaż mające charakter wspomnieniowy, można przecież przełożyć na język sceny, "zagrać", ożywić działaniem, ruchem, Janusz Kozłowski przyjął koncepcję rozmowy wielkiej legendy i sławy z cieniami przeszłości. Tymi cieniami są przeważnie mężczyźni, z którymi stykała się Helena Modrzejewska, z którymi wiązały ją uczucia, interesy, kontakty zawodowe. Nosicielem postaci z przeszłości jest osoba nazwana Panem Kazimierzem. Autor wprowadził jakby siebie w roli narratora. Ale Pan Kazimierz narratorem nie jest i w ogóle nie ma takiej funkcji. Aktor Artur Steranko gra kolejno różne postacie historyczne: Ignacego Paderewskiego, Gustawa Zimajera - pierwszego kochanka i impresaria Modrzejewskiej, Karola Chłapowskiego - męża-hrabiego. Henryka Sienkiewicza - wielkiej niespełnionej miłości, amerykańskiego impresaria rosyjskiego urzędnika, wreszcie Adama Chmielowskiego.

Najciekawszy i najpełniejszy jest fragment z Henrykiem Sienkiewiczem. Najwięcej tu realiów i motywacji. Pojawia się motyw najważniejszy w życiu Heleny Modrzejewskiej: kim jest. Artystka niezmiennie powtarza, że jest polską aktorką, myśli i mówi po polsku, a tylko ambicje zawodowe pchnęły ją na kontynent amerykański. W polskości utwierdza ją Henryk Sienkiewicz, agituje za jej najważniejszą misją - grania dla Polaków, realizowania się w kraju i dla kraju.

Dramatyzm życia i czasów był jednak złożony. Gesty patriotyczne powodowały, że nie mogła występować na ziemi polskiej. Cały ten splot historycznych i prywatnych czynników sprawia, że schyłek życia artystki zawarty w "Pani Helenie"' Kazimierza Brauna jest gorzki, przepełniony żalem, pytaniami o spełnieniu, czy nie spełnieniu życia. Helena Modrzejewska w sztuce Brauna reaguje tak, jak większość ludzi sztuki: kapryśnie, czasem histerycznie, momenty wzniosłe sąsiadują z drobinami kabotyństwa.

Szkoda, że materiał literacki nie zamienił się w zjawisko teatralne w pełnym tego słowa znaczeniu. Irena Telesz wielokrotnie w przeszłości dowiodła, że jest artystką o witalnym, werystycznym stosunku do tworzywa artystycznego. W "Pani Helenie" mogła zagrać różne kobiety - aktorki w różnych okresach życia. Uwięziona w fotelu na tronie, w pewnym oddaleniu, mogła jedynie kontaktować się z myślami i z duchami przeszłości.

Wbrew rygorom narzuconym przez reżysera w kilku momentach teatr aktorski, teatr dialogu partnerów zajaśniał pełnym blaskiem, przebijał się przez sztywny kostium przyjętej konwencji inscenizacyjnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji