Artykuły

Bohater i zdrajca mają się dobrze

"Operacja Reszka" w reż. Ewy Pytki w Teatrze TV na Scenie Faktu. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Jest listopad 1976 roku. Na dworcu kolejowym w Dreźnie młody człowiek, wysiadłszy z pociągu, który przywiózł go z Paryża, próbuje w pośpiechu ukryć bagaż w dworcowej skrytce. Niestety, w trakcie upychania wypadła jego zawartość: książki, ulotki w języku rosyjskim. Ów młodzieniec to znany opozycjonista Piotr Jegliński, student historii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, przebywający w Paryżu, gdzie później założy emigracyjną filię pisma "Spotkania" i będzie organizował przerzut do kraju zakazanych książek i ulotek. Dramat dokumentalny Włodzimierza Kuligowskiego "Operacja 'Reszka'" ukazujący historię Piotra Jeglińskiego pokaże Scena Faktu Teatru TVP w najbliższy poniedziałek.

To chyba pierwsza próba pokazania środowiska młodych katolików działających w latach siedemdziesiątych w podziemnym ruchu wydawniczym w Lublinie. Dziwne, że dotąd ten temat jakoś nie zainteresował twórców filmowych. Młodzi katolicy za swoje poglądy i działalność opozycyjną byli represjonowani, wsadzani do więzień, zastraszani. Część z nich się ukrywała. Ten rozdział polskiej współczesnej historii nie jest upowszechniany, a przecież owocność działań tych młodych, odważnych ludzi, narażających życie swoje i swoich rodzin, jest niewątpliwa. Wydawane przez nich niezależne pismo "Spotkania" w niemałym stopniu odegrało rolę formacyjną nie tylko w środowisku młodzieży KUL-owskiej. "Spotkania" zagospodarowywały przestrzeń intelektualną, co przyczyniało się do kształtowania właściwej oceny sytuacji w Polsce.

Spektakl pokazuje Piotra Jeglińskiego, który po wyjeździe na wakacje do Paryża nie wrócił do Polski, lecz postanowił stamtąd "dowodzić" ruchem kolportażowym. Stworzył sieć kurierów dostarczających do kraju zakazaną "bibułę". Kontaktował się ze środowiskami emigracyjnymi nie tylko we Francji, ale w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. A przerzucenie do Polski przy pomocy kurierów powielacza (co jakimś cudem się udało) umożliwiło uruchomienie w kraju podziemnej poligrafii. To wielka rzecz. Można już było na miejscu drukować "bibułę". Służby bezpieczeństwa postawiły niemal na baczność swoich agentów w różnych krajach, by zlikwidować ruch, który działał bardzo sprawnie, zataczał coraz szersze kręgi i był w stałej relacji z polskimi opozycjonistami w Lublinie. Ale najintensywniej, można powiedzieć - priorytetowo, sprawą Jeglińskiego władze PRL zainteresowały się wtedy, gdy w Moskwie zorientowano się, że przerzuca z Paryża do żołnierzy Armii Czerwonej stacjonujących w "demoludach" zakazaną w Związku Sowieckim literaturę i ulotki w języku rosyjskim. Wtedy zrobiło się gorąco. Dyrektywy płynące z Kremla postawiły w stan gotowości ubecję PRL. Zaangażowano wszystkie siły, by ująć i zabić Piotra Jeglińskiego. Operacji nadano kryptonim "Reszka". Jeglińskiego poddano totalnej inwigilacji, a jego bliskiego przyjaciela i współpracownika Kazimierza zwerbowano na tajnego agenta, który miał donosić na Piotra i w efekcie zwabić go do któregoś z krajów będących pod okupacją sowiecką, gdzie zostałby zabity. Niewykluczone, że dokonałby tego sam Kazimierz.

Spektakl ma dwóch bohaterów głównych: Piotra Jeglińskiego (w tej roli Jan Wieczorkowski) i Kazimierza (Maciej Zakościelny). Akcja skupia się przede wszystkim na przedstawieniu operacji MSW, ukazuje perfidię i bezwzględność metod działania ubecji. Żadne ludzkie skrupuły nie wchodziły tutaj w grę.

To ważny temat i dobrze, że Teatr Telewizji na swojej Scenie Faktu się nim zajął. Włodzimierz Kuligowski oparł swój scenariusz o zdarzenia autentyczne i o materiały znajdujące się w IPN. Sam w latach osiemdziesiątych XX wieku też działał jako kolporter, redaktor i dziennikarz wydawnictw związanych z podziemną "Solidarnością". Jego "Operacja 'Reszka'" ukazuje dwie postaci o odmiennych postawach ideowych, które dokonały diametralnie różnych wyborów życiowych.

Nakreślenie tego problemu zasługuje na uwagę i pozytywną ocenę. Podobnie jak pokazanie esbeckiej machiny łamiącej ludzi, zniewalającej i niszczącej sumienia. Natomiast kilka spraw budzi moje wątpliwości i zastrzeżenia. Ten poważny temat, stanowiący przecież część naszej bolesnej historii, tutaj chwilami potraktowany został jak thriller taniego filmu kryminalno-szpiegowskiego. Zarówno w warstwie dialogowej, jak i inscenizacyjnej. Nagromadzenie wątków i spiętrzenie scen, w których szantażowany Kazimierz zgadza się zostać agentem polskich służb, krótko potem przymuszony przez Jeglińskiego przyznaje się do winy, a znowu chwilę później, szantażowany przez francuskie służby i osadzony w więzieniu, zgadza się być agentem tamtejszych służb, itd., itd. Po prostu banał zdominował głębię problemu. Tak właśnie jest w scenach przesłuchiwania Kazimierza przez służby specjalne Francji. Zresztą cały ten wątek z francuską policją wybrzmiewa tu, niestety, dość groteskowo. Paweł Deląg jako inspektor robi miny "twardziela" z filmowej serii o Bondzie i w tejże bondowej stylistyce funkcjonuje również piękna francuska agentka służb specjalnych Tamara Arciuch. A już poczyniony przez drugiego agenta wtręt z ciastkiem podczas tej samej sceny przesłuchania Kazimierza sprawia, że z dramatu dokumentalnego tworzy się niewybredna farsa. Szkoda, iż reżyseria Ewy Pytki nie poszła w kierunku bardziej poważnym i że pani reżyser w kilku przypadkach pozwoliła aktorom na efekciarski sposób bycia, gierki, miny zupełnie nieprzystające do tematu. Zdzisław Wardejn jako pułkownik MSW prowadzący sprawę Jeglińskiego, a więc najważniejszy ubek - od niego bowiem zależą losy opozycjonisty - gra dobrego wujka, dość ograniczonego umysłowo, a tym samym właściwie niegroźnego. Takiego ubeka można polubić i nawet nie mieć mu za złe, że wydaje rozkazy zabijania ludzi. Bo to ubek z ludzką twarzą. Operetkowa postać.

Niezupełnie przekonuje mnie Jan Wieczorkowski w roli Piotra Jeglińskiego, sprawiający wrażenie, jakby groza sytuacji zupełnie do niego nie docierała. Gra optymistę, trochę takiego opozycjonistę romantyka. Natomiast Kazimierz Macieja Zakościelnego ma kilka dobrych scen. Bohater ten to paskudna postać, bez kręgosłupa. Kompleksy, chęć zrobienia kariery - to widać w interpretacji Zakościelnego. Warto dodać, że obaj panowie - Piotr Jegliński i jego zdrajca towarzysz Kazimierz - żyją i funkcjonują. Oczywiście każdy w innym obszarze wartości. Nazwiska Kazimierza nie wolno podawać, bo byłoby to naruszeniem jego dóbr osobistych. Powiem tylko, że ma się zupełnie dobrze, zrobił karierę, tak jak obiecali mu esbecy, znakomicie mu się powodziło i powodzi materialnie, podobno nadal zajmuje wysokie stanowisko w jakiejś firmie. A żeby już Państwa całkowicie "rozbawić", dodam, że po roku 2000 tajny współpracownik Kazimierz ubiegał się o status pokrzywdzonego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji