Artykuły

Tydzień recenzenta. W Rozmaitościach (fragm.)

W Rozmaitościach na premierowej "Balladynie" były tłumy. Jan Dobraczyński i minister Żygulski, proniści i pronistki, grupy autokarowe, luźni widzowie. Gala, atmosfera świąteczna, słowem - nic, tylko napisać, że to teatr żywy, prawdziwy, potrzebny i świetny.

No więc - żywy na pewno, aktywny na pewno. Czy świetny? Andrzej Maria Marczewski jest reżyserem, który - i przedtem, na prowincji, i teraz, w Warszawie - nie wstydzi się zastawiać pułapki na widza. Czasem wygrywa, czasem nie. Jego pułapki bywają szlachetne i takie, o których zawistnicy powiadają: koniunkturalne. Wystawiał sztuki Karola Wojtyły i Bułhakowa, sięgał po Micińskiego i regularne melodramaty. Ma dobrą prasę (dokładnie: telewizyjną publicity), życzliwych mecenasów, od czasu do czasu sukces, o którym mówi się długo ("Mistrz i Małgorzata" wedle Bułhakowa).

Nie dysponuje w Rozmaitościach zbyt wyrównanym zespołem aktorskim, nie na miarę swoich ambicji i fantazji reżysersko-dyrektorskich, to pewne.

"Balladyna" tutejsza jest barokowo-rozbuchana inscenizacyjnie, bogata w pomysły, wielowątkowa, pomyślana jako epos narodowy, studium o władzy i studium o pokusie zła. Chce być ta "Balladyna" polityczna w wydaniu wczesnoprasłowiańskim i polska, moralitetowa i bajkowa, pełna przestróg na dziś i szekspirowska w wymiarze.

Tyle zamysłów naraz nie mogło się udać. Jest tu dużo scen dobrych, jest rozmach, interesująca scenografia (Jerzy Michalak), trochę bajki, niezły Grabiec (Jan Jurewicz - nie wiem, jaki jest Maciej Wolf, prawie cała obsada jest dublowana), nieco melodramatu i sporo ojczyźniano-narodowej deklamacji. Bardzo podoba się wszystkim Goplana Małgorzaty Ząbkowskiej, nie da się nic zarzucić Barbarze Rachwalskiej (Wdowa) i Józefowi Fryźlewiczowi (Kanclerz).

Mówi się już w Warszawie: to polemika z hanuszkiewiczowską "Balladyną" z hondami. Może. Ale jeśli - zabrakło jej oddechu, klasy i konsekwencji. (Zresztą: siatka rozpięta nad sceną, na której balansuje Goplana, do złudzenia przypomina siatkę z innego spektaklu Hanuszkiewicza, mianowicie "Dekamerona". Czyżby więc polemika dotyczyła także i pomysłów formalnych?)

Najistotniejsze zdradzę na końcu: "Balladyna" Marczewskiego nie ginie od pioruna. Zło trwa dalej. Towarzyszy nam kiedy opuszczamy teatr. W roli Balladyny oglądałam Barbarę Dembińską. Nie jest ani "zła" ani agresywna, raczej daje się prowadzić przypadkom i fatalnemu fatum. W finale wierzy się, że mogłaby być dobrą władczynią, że byłaby sprawiedliwa. Może dlatego Marczewski ją oszczędza? Władza może się oczyścić przez charyzmat władzy? Trochę to nie tak wymyślił Słowacki, ale czego to już w sprawie "Balladyny" nie sugerowano... (...)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji