Artykuły

Zaproszenie do "Rozmaitości"

Zaskoczył nas Andrzej M. Marczewski sięgając po sztuką Tadeusza Różewicza "Na czworakach" i realizując swoje przedstawienie z zespołem Teatru Rozmaitości. Skąd to zaskoczenie? Stąd, że spektakl Jerzego Jareckiego z lat siedemdziesiątych, ze znakomitym Zbigniewem Zapasiewiczem w roli Laurentego i z niezapomnianą Pelasią Ryszardy Kanin, żywy jest wciąż jeszcze w pamięci widzów ówczesnego Teatru Dramatycznego, pomimo że wzbudzał on przecież kontrowersje, pozostawiając po sobie uczucie pewnego niedosytu.

Jakże więc będzie teraz, w "Rozmaitościach"? Jak z tą zagmatwaną i wielowarstwową sztuką, jedną z najtrudniejszych w dorobku dramaturgicznym Tadeusza Różewicza, poradzi sobie Marczewski i jego aktorzy? Niepokoje były uzasadnione.

Przedstawienie trudno jest przyjąć bez zastrzeżeń. Ale też teatr nasz nie znalazł jeszcze jednoznacznej "recepty na Różewicza", który zarzuca nas zawsze dziesiątkami pytań i wątpliwości, wciągając w rozważania na tematy zasadnicze - tak w życiu, jak i w teatrze.

Inscenizatorowi nowej wersji scenicznej "Na czworakach" można byłoby zarzucić wprawdzie nadmierną fascynację formą, całą tą przewrotną i jakie pomysłową grą teatralnych pozorów: słów, sytuacji i rekwizytów (scenografie zaprojektował jugosłowiański plastyk - Żak Żivorad Kukle). Jednak spektakl Marczewskiego nie odbiega od poetyki "arcykomedii" Różewicza. Przeciwnie, kroczy śladem wyobrażeń scenicznych autora. Reżyser zręcznie balansuje pomiędzy groteską i absurdem, celowo wyolbrzymia, przejaskrawia, sięga nawet po chwyty teatralne z pogranicza dobrego smaku. Ale nie gubi w tym wszystkim istoty rzeczy: pytania o postawę i funkcjonowanie artysty w społeczeństwie (sporo tu - jak zwykle - autorskiej autoironii), w czasach wielkiego dziedzictwa kulturowego oraz wszechwładnie panujących mitów i stereotypów.

Jest kilka dobrych ról w przedstawieniu Marczewskiego. Sylwester Pawłowski wykazuje podziwu godne poświęcenie w tragikomicznej roli poety Laurentego. Poddaje się bez reszty dyktatowi inscenizatora. Czołga się po scenie na czworakach, "spółkuje" z młodą dziennikarką, a wreszcie rozbiera się do naga, kokietując widownię obnażonymi pośladkami. Drastyczne pomysły reżysera intensyfikują karykaturalny portret bohatera, nie przeszkadzając zarazem aktorowi wniknąć w jego pełne kompleksów życie wewnętrzne.

W roli dziewczyny-dziennikarki daje nam się poznać Maria Kalinowska - odważna, wrażliwa, utalentowana. Kusząco wdzięcznym, pudlem jest Wojciech Osełko, barwnym hermafrodytą - Wiesław Nowosielski, a trzech panów z ministerstwa grają na czworakach, z pełnym oddaniem: Wojciech Zagórski, Tadeusz Grabowski i Edward Wichura.

Zawiodła mnie jako Pelasia Teresa Szmigielówna. Nie tylko dlatego, że widziałem wcześniej w tej roli znakomitą Ryszardę Hairn. Szmigielównie nie pomógł niestety w znalezieniu korupcji tej roli ani reżyser, ani projektant kostiumu, przeciwstawiając sceniczny obraz Pelasi dowcipowi słownemu Różewicza.

Ale przecież warto wybrać się na to przedstawienie. Również i po to, by przekonać się, że paru latach dyrekcji Andrzeja M. Marczewskiego, Teatr Rozmaitości nie jest już prowincjonalną sceną w stolicy. Jest sceną ambitną, zdolną ze swym zespołem podjąć trudniejsze zadania, niż można było podejrzewać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji