Artykuły

Misterium krwi

Działalność Czarnej Sali Teatru "Wybrzeże" po przebudowie, inauguruje premiera "Panny Julii" Strindberga. Reżyser Krzysztof Babicki zdaje się nawiązywać tu do stylu Osterwowskiej "Reduty". Autorka scenografii Maria Rachel stworzyła przestrzeń teatralną, którą obserwujemy z bliska, bez typowego teatralnego dystansu. To kuchnia-jadalnia tuż przed nami. Drzwi z tyłu wyprowadzają poza stałe miejsce gry; a więc na dwór, do pokoju Jeana. Za zasłoną znajduje się łóżko Krystyny. Krystyna w sennym odrętwieniu wejdzie też pomiędzy nas, ocierając się o nas, nie widzącą niczego, poddana magnetycznej władzy obowiązku.

Arcydzieło Strindberga nie traci swej magicznej mocy. Przedstawienie jest zwięzłe, zwarte (grane bez przerwy), niezwykle skupione i wciągające widza bez reszty. Nie ma tu pauz, momentów mniej ważnych, które pozwoliłyby aktorom i widzom na złapanie oddechu. Poczucie fatalizmu, zamknięcia, sytuacji bez wyjścia opanowuje nas od pierwszej sekundy. Wydaje się, że Babicki chce przedstawić świat, który wypadł z torów, poprzez dramat trojga ludzi. Akcenty społeczne, w tekście bardzo przecież ostre, wydają się w tym wypadku mniej ważne.

Panna Julia w interpretacji Doroty Kolak wydaje się być od razu ofiarą, skazaną na zagładę. Gorączka, która ją ogarnia, ma w sobie wiele z rozpaczy. To brnięcie coraz dalej, coraz głębiej, kiedy odwrót jest już niemożliwy i bezcelowy. Kiedy panienka i lokaj wracają - scena "po upadku" - mężczyzna wchodzi pierwszy, a tępe poczucie triumfu i odwetu zdaje się go wprost rozpierać. Julia nieśmiało, chwiejnie, pozbawiona wszelkiej siły, podąża za nim. Mężczyzna triumfuje, kobieta zdaje się żebrać swoją postawą o znak, który upewniłby ją, że może jeszcze mieć nadzieję na powrót do normy. Jacek Mikołajczak gra Jeana od początku okrutnego i prostackiego, rządzonego odruchami prawie zwierzęcymi. Bardzo zręcznie wygrane są tu naturalistyczne elementy zachowania - takie jak sposób poruszania się, jedzenia - służące charakterystyce postaci. Jean rzuca się łapczywie ha "pańskie" jedzenie, jednocześnie przypominając sobie, że... chciałby i on mieć podgrzany talerz. Chciałby i on pić wino pana, a wykradzioną z piwnicy butelkę demonstruje jak trofeum, symbol zwycięstwa. To właściwie nim, a nie panną Julią, rządzi rozpasanie nocy świętojańskiej. Powracają prawa dnia, Jean goli się pospiesznie - i powraca do pozorów ogłady, do swej roli służącego. Głos pana wprawia go w panikę, chce powrócić do dawnych stosunków, ale to już przecież niemożliwe. Niespodziewanie zupełnie pojawiają się motywy współczucia i strachu. On także jest w pułapce, brzytwę podsuwa Julii jakby mimowolnie, a ona bierze ją ukradkiem. Postać Krystyny - w interpretacji Marzeny Nieczui-Urbańskiej - zaciekłej, okrutnej i przewidującej, wysuwa się z tła na plan głównych osób dramatu. Piękna muzyka Stanisława Radwana zdaje się nastrajać aktorów do scen, które zapowiada. Krzysztof Babicki raz jeszcze mówi nam o zbrukaniu i odkupieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji