Artykuły

"Starsza pani" odwiedza Kraków

Nie wiadomo dlaczego Marceli Ranicki i An­drzej Wirth, tłumacze sławnej już na całym Zachodzie "komedii tragicznej" Fryderyka Durrenmatta, przełożyli jej tytuł na: "Wizyta starszej pani", zamiast - zgodnie z oryginałem - "Wizy­ta starej pani". Poza wymaganiami wierności przekładowej określe­nie "Stara Pani'' wydaje się mieć w języku polskim podźwięk nieco symboliczny i metaforyczny (trochę tak, jak np. "Stary Człowiek" w "Na srebrnym globie") podczas gdy "starsza pani" jest, po prostu, star­szą panią.

Jeżeli wspominam o tym skąd inąd drobiażdżku, to tylko dlatego, że właśnie owa "symboliczność" i "metaforyczność" są istotne dla problematyki utworu Durrenmatta, a prawdopodobnie i dla całej problematyki tzw. nowoczesnej literatury i dramatu. "Wizyta starszej pani" (zostańmy już przy tym ty­tule) będzie kiedyś, być może, kla­sycznym dramatem połowy XX wieku, podobnie jak "Czarodziej­ska góra" jest klasyczną powieścią sprzed tej połowy. W tym utworze bowiem krystalizuje się najwyraziściej podstawowa zasada estetycz­na - i nie tylko estetyczna - naszego czasu: mówienie nie wprost, mówienie wielkimi, symbolicznymi obrazami, wielką aluzją, tworzenie niejako podwójnego języka - je­dnego, który zawarty jest w reali­stycznej tkance opowiadanych spraw, drugiego, który mieści się pod tą tkanką, który ją poszerza, uzupełnia, jak cień poszerza i uzu­pełnia człowieka.

Tego rodzaju symboliczność jest jednak tylko formalnym elementem tzw. nowoczesnej literatury. Są jeszcze elementy dotyczące samej treści. Można by je sprowadzić do trzech najważniejszych, którymi byłyby: brutalność, brzydota, ironia. Lite­ratura współczesna operuje często motywami brutalnych czynów, mordów i gwałtów, tak samo jak operuje brutalnym językiem. Jej świat jest światem brzydoty, świa­tem szpetnych fizycznie i psychi­cznie ludzi z dna (podobnie jak bo­haterami współczesnego malarstwa są koślawe, kanciaste, chropowate postacie Picassa, Makowskiego, Rouaulta, podobnie jak w muzyce współczesnej króluje dysonans, a najbardziej podniecającym śpie­wem jest chrapliwy, głos Armstronga). I wreszcie trzecim elementem jest ironia, groteskowy stosunek do świata, programowa błazenada jako przekorny protest przeciw patosowi, emfazie, egzaltacji.

W "Wizycie starszej pani" skon­centrowane są wszystkie owe elementy. Do małego miasteczka, któ­re tonie w beznadziejnej nędzy, przyjeżdża stara, potworna, straszliwie okaleczała miliarderka, on­giś mieszkanka tego miasta, a po­tem dziewka z domu publicznego. Przyjeżdża m. in. w towarzystwie dwóch oślepionych i wykastrowanych na jej rozkaz fałszywych ongiś świadków i ofiaruje miastecz­ku miliard pod warunkiem zamor­dowania dawnego kochanka, który ją przed laty zdradził. Mniejsza z tym, jak się sprawa dalej toczy, niektórzy z czytelników mogliby mieć pretensje o przedwczesne ujawnianie sensacyjnych szczegółów. W każdym razie miasteczko zarabia w końcu miliard. Ale niech nikt nie sądzi, że nastąpiło mor­derstwo, broń Boże, w tym miasteczku mieszkają sami uczciwi obywatele! Po prostu, przeprowadzono - w całym majestacie prawa - rozprawę sądową, wydano legalny wyrok, stało się zadość - sprawiedliwości. Oto mamy wszy­stkie trzy cechy: brzydota, brutal­ność i - ironia.

Nowoczesność pomysłu Durrenmatta tkwi w jego wielowarstwowości. Utwór jest jednocześnie iro­niczny i tragiczny, realistyczny i fantastyczny, okrutny i sentymentalny. Wszystko, co się tu dzieje, ma cyniczną, ale zarazem drama­tyczną podwójność: Pani Zachanassian jest żywą kobietą, ale za­razem jakby kamiennym posą­giem komandora z "Don Juana", śmierć Illa jest uplanowanym za­bójstwem, ale i wyższą humanisty­czną koniecznością (lub na odwrót), drzewa, dzięcioły, kukułki, sarny z Konradowego Lasku to zarazem fikcyjne twory wyobraźni ludzkiej, przyroda jest po prostu szekspi­rowskim teatrem, gdzie zwykła tablica z napisem oznacza przedstawianą rzeczywistość. Podobnie jak u Tomasza Manna np. w "Józefie i jego braciach", rzeczywistość od­słania coraz dalsze, coraz bardziej w głąb sięgające dno, świat jest podszyty symbolami, wszystko ma swoją wymowę równocześnie hi­storyczną i mitologiczną.

Nie bez powodu wspominam już po raz drugi największego współczesnego pisarza Niemiec. Utwór Durrenmatta, Szwajcara piszącego po niemiecku, leży bowiem - z tym wszystkim co było powiedzia­ne - w kręgu i klimacie kultury niemieckiej. Poczynając od okrut­nych, drapieżnych baśni germań­skich braci Grimm, z ich sierotka­mi pożeranymi, gdy już zostaną dobrze utuczone, przez wiedźmy, ze złymi macochami wypędzającymi na śnieg i mróz bose pasierbice i z katami uzbrojonymi w topory ociekające, posoką - aż do teatru Brechta z jego prostytutkami, z bandytami, którzy są równocześnie najbardziej, czcigodnymi obywatela­mi jak w "Operze za trzy grosze", z jego ekspresyjną filozoficznością - wszystko to da się odnaleźć w tej sztuce. Jak również to, co z germańskości jest w Szekspirze, autorze krwawego "Tytusa Andronikusa'' i kronik historycznych. W tym Szekspirze, przeciw któremu protestował Shaw, przeciwstawia­jąc swój jasny, trzeźwy i laicki sceptycyzm jego operowemu, mo­numentalnemu światu mrocznych instynktów.

Przy całej bowiem zimnej, bez­względnej rzeczowości Durremmatta, niedaleko od niej - u tego syna protestanckiego pastora - do jakiegoś fantastycznego, mistycznego irracjonalizmu, do żelaznej, ale absurdalnej logiki moralitetu. To przemieszanie wyjątkowego nacjo­nalizmu z wyjątkowym irracjona­lizmem, to operowanie logiką tak doskonałą, że aż doprowadzającą do obłędu - jest również esencją naszej epoki i współczesnej sztuki. Ale ta esencja może stać się substancją trującą, jeżeli dostanie się w niepowołane ręce. Tępi, syci, cy­wilizowani Szwajcarzy mogą za­pewne ze znudzoną obojętnością śledzić historię miliardów Klary Zachanassian, wytrawiających do­koła siebie wszystkie ślady uczuć ludzkich, jak kwas pruski. Oba­wiam się jednak, czy w naszym społeczeństwie, gdzie wielu jest wy­znawców alkoholu, loterii i cudów - to niszczące działanie będzie przyj­mowane z równą obojętnością. Trzeba jednak dobrze uważać, co się na­szemu narodowi podsuwa do upaja­nia się - przynajmniej w sztuce.

Wróćmy jednak do sprawy ironi­cznego moralitetu, cynicznego kazania, realistycznej baśni. Trudność realizacji - polega tu na tym, aby ową wielość elementów ująć w ca­łym jej mieniącym się bogactwie. "Wizyta starszej pani" w Teatrze im. Słowackiego jest wielkim przedstawieniem. Jednym z tych, które pamięta się na długo. Drugie to po "Wyzwoleniu" przedstawienie, które - po dłuższej posusze w Krakowie - przynosi powiew prawdziwego Teatru, czarodziejstwo tak olśniewające, że sztuka staje się suwerenną, autonomiczną rzeczywistością. Reżyser Lidia Zamkow-Słomczyńska wraz z scenografem Andrzejem Cybulskim wytropili czujnie spod racjonali­stycznej powłoki symboliczno-mitologiczne jądro, scena zakwitła jak trochę fantazyjna, trochę upiorna wizja, Petersowa stodoła - w zu­chwałym widzeniu Cybulskiego - miała olbrzymią, okrutną i mę­czącą dokładność koszmarnego snu, podobnie wyrafinowanie, złośliwie okrutne były inne szczegóły, np. owa secesyjna lektyka Klary z zielonymi i czarnymi pióropuszami, istotnie jak z niemieckich baśni.

Ale wydaje się, że ta symboliczno-mitologiczna warstwa wysunęła się w koncepcji reżyserskiej trochę zbyt silnie na pierwszy plan, nieco przesłaniając bardziej realisty­czne, bardziej komediowe składni­ki. W widowisku - niezwykle zre­sztą konsekwentnie i precyzyjnie komponowanym przez Zamkow - ujawnia się przewaga elementów jak gdyby misteryjnych, jest ono niemal czymś w rodzaju oratorium, moralitetu w stylu "Jedermanna", którego właściwy bohater to nieubłagany los. Stąd ujęcie tytułowej postaci jako prawie że nieludz­kiego czy nadludzkiego tworu, na pół mechanicznej kukły w mas­ce, marionetkowego posągu ko­mandora. Już w pierwszej sce­nie pobrzmiewa po trochu ta moralitetowa, misteryjna tonacja, rozmowa nędzarzy Gulleńskich przed dworcem toczy się jednostaj­nie i ponuro, skandowana z monotonną, melodramatyczną rytmiką przy sugestywnej muzyce (Lucjana M.Kaszyckiego). A końcowy chór wzbogaconych Gulleńczyków i cała jego orkiestracja posiada majestatyczny i patetyczny rozmach i wymiar, który zupełnie zaciera iro­niczny, groteskowy nurt.

Tego rodzaju machina insceniza­cyjna, wydaje się nieco zbyt - powiedzmy - dostojna, chociaż rea­lizator ma w tym swoje racje i jak zaznaczono - czyni to z pełną konsekwencją stwarzając widowisko jednolite i przejmujące. Trochę w takim moralitetowym sosie gu­bią się, być może, indywidu­alności aktorskie, gdyż kon­cepcja "Jedermanna" idzie, z natu­ry rzeczy, w kierunku wydobywa­nia nastroju zbiorowości. Ale kto wie, czy w tym wypadku wina jeżeli tak to można nazwać nie leży raczej w samych indywi­dualnościach krakowskich aktorów, a ścisłej w ich nieprzystosowaniu do bardziej nowoczesnych, elastycznych form ekspresji, przeplatających giętko groteskę, patos, naturalność. Koncepcja tytułowej postaci stwarza z niej coś w rodzaju sztywnego, zautomatyzowanego półmechanizmu. Lidia Zamkow-Słomczyńska realizuję tę koncepcję z pasją i zaciekłością, autentyczniejszą niż u dublującej rolę Katarzyny Meyer. Ale osobiście wolałbym widzieć tę pasję i zaciekłość (oraz wiele innych rzeczy) u żywej postaci. Natomiast ani żywą postacią ani kukłą nie jest w tym przedstawieniu sklepikarz Ill, szary człowieczek zagnany w sytuację bez wyjścia, czyli w bohaterstwo, postać na miarę aktorską Stefana Ja­racza. Władysław Woźnik nie odczytuje nic z tej małej wielkości, recytuje tekst dość mechanicznie ze zdawkowymi uśmiechami, rosnąc trochę dopiero w milczącej scenie na "ławie oskarżonych".

Z całej - świetnie zresztą, nie­mal po schillerowsku w scenach zbiorowych komponowanej - ma­sy ludzkiej wbiły się w pamięć sylwetki nauczyciela (Eugeniusz Solarski) burmistrza (Eugeniusz Fulde), ochmistrza (Włodzimierz Ma­cherski), małżonków VII-IX (Ry­szard Pietruski), a zwłaszcza - duża niespodzianka! - dwóch oślepionych kastratów (Irena Hrehorowicz i Kazimiera Szyszko-Bohusz), niosących z sobą ten naj­istotniejszy dla "Wizyty starszej pani" głęboki, komiczny tragizm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji