Artykuły

"Wizyta" i powrót

"Świat zrobił ze mnie dziewkę, teraz ja zrobię ze świata burdel". Oto są słowa star­szej pani, która przyjeżdża do Gullen, by wyrównać rachunki krzywd, jakich dozna­ła od uwodziciela Illa. Wszystkim się wy­daje, nawet mieszkańcom Gullen, że na pro­pozycje zabicia Illa, za co miasto ma otrzy­mać bajońskie sumy, wszyscy odpowiedzą protestująco. W końcu wiadomo jednak, że Ill musi zginąć, bo nikt nie chce być bied­nym, klepiącym przysłowiową nędzę czło­wiekiem. W trakcie decyzji, jaka zapada w sercach mieszkańców Gullen, rośnie dobro­byt. Ludzie kupują sobie na raty telewi­zory, buty, wódkę, samochody - bo wie­dzą, iż ktoś w końcu musi skapitulować przed kuszącą propozycją s t r a s z n e j pani.

Ten skrócik, dość fragmentaryczny zresztą, daje pojęcie o zasadniczych treściach fi­lozoficznych "Wizyty starszej pani" Fryderyka Durrenmatta. Relatywizm, względność prawideł moralnych, naginanych do bieżących potrzeb jednostek dysponujących wymarzonym w tamtym świecie kapi­tałem - kapitulacja najuczciwszch odru­chów, które w zestawieniu z widmem nę­dzy i propozycją dokonania zbrodni, dla zniszczenia skutków nędzy - sąsiadują w "Wizycie starszej pani" z chęcią, dość wyraźną, dokonania obrachunku moralnego z tym systemem. Nie ulega żadnej wątpliwo­ści; tak zresztą widzi tę sztukę Lidia Zamkow-Słomczyńska, reżyser "Wizyty" wystawionej w Teatrze im. J. Słowackiego. Na­wet wtedy jest to próba obrachunku auto­ra, kiedy zgodzimy się, że końcowa litanijna i zupełnie niezrozumiała apostrofa poświęco­na niszczącym moralnie skutkom bogactwa, będzie potraktowana w sposób satyryczny. Jeszcze jeden cytacik: "Klara Zachanassian nie uosabia ani sprawiedliwości, ani planu Marshalla, ani tym bardziej Apokalipsy. Powinna być jedynie tym, czym jest - najbogatszą kobietą świata, która dzięki swemu majątkowi może działać jak bohaterka greckiej tragedii, jak dajmy na to Medea: w sposób ostateczny i okrutny. Może sobie na to pozwolić". Tutaj dość istotna propo­zycja poprawki. Wydaje mi się, że jeśli Kla­ra Zachanassian może być Medeą bez­względną i okrutną, to tym bardziej może być uosobieniem Apokalipsy. A z planem Marshalla to już jest inna sprawa... W każ­dym bądź razie jeśli można w pełni zgo­dzić się z Lidią Zamkow-Słomczyńską, któ­ra potraktowała "Wizytę starszej pani" jako "mądrą, piękną i okrutną bajkę", nie moż­na się zgodzić na piekielny dysonans, jakim jest ostatni obraz "Wizyty". To rzeczywiście jest bardzo nieładnie: i w samym tekście sztuki, i na przedstawieniu. Boże, jak ci ludzie boją się bogactwa! Fe! niesmaczne... Lidia Zamkow-Słomczyńska grała w "Wizycie starszej pani" Klarę Zachanassian. Zaraz po przedstawieniu w rozmowie z dwoma szacowny­mi krytykami doszliśmy do przekonania, że Zamkow-Słomcżyńśka, jako aktorka, trochę niekonsekwentnie potraktowała Zamkow-Słomczyńską, jako reżysera. Miejscami była ona zanadto do­słowna, prawdziwa, okrutna starsza pani. Ale na szczęście miejscami Klara Lidii Zamkow-Słomczyńskiej była symbolem bajkowym, uosabiającym wszystko złoto co się świeci. Rola milionerki w "Wizycie" jest rolą pierwszoplanową. Ale nie je­dyną, choć można by i tak tę sztukę potraktować. Odnosiłem wrażenie, że Ill Władysława Woźnika jest nieco mniej ważny, niż Klara. Tymczasem te dwie postacie są postaciami współgrającymi na jednakowych planach. Woźnik dopiero wtedy się ukazał jako pełny współpartner Klary, gdy po­kazał przełom w duszy małomiasteczkowego skle­pikarza. Przełom polegający na zrozumieniu nie­odwracalności dokonanych czynów i na przyjęciu nieznośnej postawy ekspiacji.

Bardzo, bardzo podobały się nam wszyst­kie sceny zbiorowe. Zamkow-Słomczyńska miała tu zresztą specjalnie trudne zadanie, ponieważ pozornie zbiorowe sceny "Wizyty starszej pani" wymagają za każdym razem osobnego dopracowywania każdej postaci z osobna. Już sam spis osób daje o tym wyo­brażenie. Występują tam przecież Ill, jego żona, jego córka, obywatele: I, II, III, IV, kobiety: I, II itd. itd. Wanda Niedziałkowska jako żona Illa zwracała uwagę specjalnie starannym dopracowaniem roli, która, choć fragmentaryczna, wywarła dość silne wra­żenie na widzach. Myślę o scenie w gospo­dzie pod "Złotym Męczennikiem", kiedy przerażony krzyk żony Illa i poruszenie gulleńczyków wyrażają protest wobec pro­pozycji Klary Zachanassian. Eugeniusz Fulde jako burmistrz był źle obsadzony w swo­jej roli. Za bardzo jest krwisty, zamaszysty, chociaż w scenie sądu w radzie miejskiej nadał piętno niesamowitości przez dobitnie wypowiadane słowa wyroku. Również An­drzej Kruczyński w roli policjanta pokazał z dużą inwencją rubaszność przedstawiciela władzy, który raptem ma co robić... Stwierdzić należy, że dziennikarze w "Wizycie" są nieprawdziwi, ponieważ za bardzo się spieszą...

No i wreszcie Andrzej Cybulski. Poza potworną, nawet jeśli to jest ujęcie sa­tyryczne (ale to zupełnie nie wychodzi) karykaturą neonów - wszystkie, jego deko­racje są piękne, wywierają na nas niezatarte, wrażenie, tak jak maska Klary Zachanassian. Stodoła Petersena - kapitalna. Oscylująca między po prostu naturalizmem, a jakimś skrótowym ujęciem wnętrza, zawalonego gratami, z pajęczyną, strzechą i starą bry­ką. Doskonała smutna ściana stacyjki, za­kurzone schody wiodące do gospody pod "Złotym Męczennikiem", kontury domów za­rysowane natrętnie, białą kreską. Wszystko współbrzmi z niesamowitością "Wizyty'', tak zresztą, jak muzyka Lucjana M. Kaszyckiego. Muzyka podkreśla ów nastrój niesa­mowitości, jest ciekawa i nie reprezentuje "intermediów wypoczynkowych". W ogóle współbrzmienie trzech elementów: gry aktor­skiej, plastyki i muzyki było w "Wizycie" czymś mało spotykanym na scenach krakow­skich.

Gratulujemy Lidii Zamkow-Słomczyńskiej powrotu z Warszawy do Krakowa. Tym powrotem, najbardziej wiążącym ją z na­szym miastem, jest doskonałe przedstawie­nie "Wizyty starszej pani".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji