Artykuły

Nonszalancja

Książka "Jerzy Skarżyński. Chwile z życia malarza i scenografa" to albo wytwór fantazji autorki, albo kpina z nieżyjącego już artysty. To skandal, że znane wydawnictwo wypuściło coś takiego - oburza się Katarzyna Bik.

Książka wydana została przez znane m.in. z wielu publikacji poświęconych sztuce wydawnictwo Bosz z Olszanicy. Pokazała się w księgarniach na przełomie roku, w pierwszą rocznicę śmierci Jerzego Skarżyńskiego (1924-2004). Ma formę pisanych w pierwszej osobie wspomnień artysty, choć jako ich autor widnieje Katarzyna Filimoniuk. Na jej temat nie ma informacji w tej publikacji (oprócz fotografii na odwrocie) za to już ze wstępu dowiadujemy się pierwszych zaskakujących rzeczy o Jerzym Skarżyńskim [na zdjęciu].

Zbyt blisko artysty?

Ten "król życia" - jak go określa autorka - był nie tylko ciekawym malarzem, scenografem i rysownikiem (także twórcą nowatorskich plakatów, o czym Katarzyna Filimoniuk zdaje się nie wiedzieć), ale też "współtwórcą grup malarskich i nowych prądów w sztuce". O jakież to grupy i prądy chodzi - pani Filimoniuk tego nie wyjaśnia. Za to precyzyjnie opisuje tam swój "pierwszy raz" z artystą.

Skarżyński (nazywany też Skarzyńskim) przyszedł na spotkanie "w klasycznie skrojonym szarym garniturze, białej koszuli, niebieskiej butonierce w odcieniach krawata i z dziwnymi złoto-srebrnymi pierścionkami na palcach" i powiedział, uśmiechając się czarująco: "To na szczęście, pani Kasiu". Skoro autorka dostrzegła nawet odcienie nici w butonierce (w której raczej trudno przyjść, bo to nic innego jak dziurka w klapie marynarki), czytelnik nie może mieć wątpliwości, że była blisko artysty.

Mylenie i nonszalancja

I może pod wpływem oszołomienia bliskością wielkiego artysty nie sprawdziła tego, co jej mówił. A powinna, bo pamięć bywa zawodna, a rozmowy kawiarniane (na jakie powołuje się autorka) mają swoje ograniczenia. I nie może być usprawiedliwieniem to, że "gwar utrudniał nagrania magnetofonowe". Skutkiem bowiem tego są wierutne bzdury przypisywane Skarżyńskiemu.

Czytamy w jego wyznaniach, że szkiców wstępnych nie robił, z czasem "coraz bardziej zmiękczał przestrzenie", a w ogóle to "wielu malarzy miewało swoje okresy w kolorze". Dowiadujemy się - rzekomo od niego - że filozofia Nowosielskiego "przesycona była ideologią prawosławia", że Hopliński był "znawcą rzemiosł malarskich", Lila Krasicka (pani Kasia zmieniła jej imię na "Lidia") była "pierwszą muzą teatru Cricot ", a w komitecie założycielskim Grupy Krakowskiej znalazło się "9 malarzy i około 30 członków".

Autorce myli się teatr Cricot przedwojenny z powojennym Teatrem Cricot 2, Stary Teatr z Teatrem Starym. Nonszalancko przekręca nie tylko imiona znanych postaci, ale też nazwiska - z Jadwigi Maziarskiej robi Madziarską, a z Marcina Wenzla - Węcla. Zresztą często w ogóle pomija imiona. Miesza fakty, m.in. podając, że "Fantazy" był debiutem Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze, podczas gdy był to już jego piąty spektakl w tym miejscu.

Naprawdę z pamięci?

Wyznania artysty poprzetykane są tajemniczymi wtrętami, wytłuszczonymi lub pisanymi kursywą, które nie wiadomo komu przypisać, bo nie ma żadnych objaśnień. Mam też wątpliwości co do samej opowieści artysty. To, co mówi o komiksie (s. 40-41) w tej książce, jest nieznaczną przeróbką tego, co powiedział w wywiadzie Agnieszki Kozik, opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" 22 stycznia 2002 roku ("Na początku był komiks"). Nie wierzę, by po dwóch latach artysta pamiętał każde swoje słowo. Zaskoczyło mnie też, że Skarżyński, znany z niezależnych poglądów, powtarza (s. 28) niemal dosłownie to, co napisałam w drugim zdaniu mojego tekstu o Grupie Krakowskiej, który ukazał się w "Magazynie" 6 maja 1994 r. ("Grupą sobie, Panowie!").

W książce nie ma ani przypisów, ani bibliografii. Jest za to "indeks osób", czyli coś, co roi się od błędów i chwilami przypomina żart. Nie dowiemy się, kiedy dana osoba się urodziła i czy żyje, ale np. przeczytamy, że Hasior Władysław to tylko "rzeźbiarz", a już Kraupe Janina jest "wybitną malarką i grafikiem, profesorem krakowskiej ASP" (jedyną zresztą "wybitną" na liście autorki), zaś Skrzynecki Piotr - "krakowskim człowiekiem - legendą". Jest tam też "Jurek Panek - malarz, grafik, członek grupy Klub Marg". Poznamy natomiast rodzinne koligacje niektórych bohaterów. Dowiemy się, że Banach Andrzej to mąż Banach Elżbiety, a Banach Elżbieta - żona Banacha Andrzeja, Krakowski Piotr to "brat Wojtka", natomiast autorka nie zaspokoi już naszej ciekawości co do więzów łączących Bolesława, Karola i Jerzego Skarżyńskich.

Obraz - bo kolorowy, rysunek - bo czarno-biały

Trudno mi zrozumieć, czym kierowało się wydawnictwo Bosz, wypuszczając - i to w rocznicę śmierci artysty - taką kuriozalną publikację. Dlaczego nie zatrudniło redaktora, który zweryfikowałby fakty i poprawił błędy? 44 złote za to to cena stanowczo zbyt wysoka. Nawet nie tłumaczą jej ilustracje, bogato zdobiące tekst. Podpisy pod nimi są bowiem równie absurdalne jak cała książka. Niektóre prace Lidii Minticz - a nie Mintycz, jak chce Filimoniuk (na s. 66, 68 czy 69) przypisywane są Jerzemu Skarżyńskiemu. A tytułów, dat powstania ani technik, w jakich zostały wykonane, Katarzyna Filimoniuk nie podaje. Nazywa ją po prostu "obrazem" albo "rysunkiem". Kryterium stosuje proste - obraz powinien być kolorowy, a rysunek - czarno-biały. I tyle

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji