Artykuły

Obraz malowany nastrojami

Niewielką Czarną Salą do połowy zajmuje setna. Na surowych deskach rozstawione sprzęty: sztalugę, biurko, bujany fotel, stół, krzesła, w kącie stylizowany świecznik na sześć białych świec. Ekstrawagancki Ballested (ADAM TRELA) - człowiek od wszystkiego, w małym, nadmorskim norweskim miasteczku - maluje obraz. Ma to być fiord wśród wysp. Brakuje mu figury czyli modelki. Opowiada ze swadę i zabawnie o sobie (jest także nauczycielem tańca, fotografem, a gdy trzeba "uprawia" golenie i strzyżenie) i o swych artystycznych osiągnięciach początkującemu rzeźbiarzowi Lyngstrandowi ZBIGNIEW OLSZEWSKI). To preludium nie zapowiada jeszcze gęstej, dusznej atmosfery w domu doktora Wangla, w którą za chwilę wejdą widzowie.

"Tak rozpoczyna się najnowszy spektakl w Teatrze "Wybrzeże" - "Kobieta z morza". Niedzielna premiera stała się znaczącym wydarzeniem. Ten dramat Henryka Ibsena z 1888 roku jest prawie w Polsce nieznany. Autor "Wroga ludu" zaistniał na naszych scenach znakomitymi realizacjami, ale "Kobieta z morza" nie miała szczęścia. O tej sztuce Nicoll w "Dziejach dramatu" napisał: "Dotrwawszy do połowy Kobiety z morza mamy już dość syren i rybich oczu, a kaprysy Ellidy wydaja się nam zbyt nudne". Gdańskie przedstawienie w reżyserii Krzysztofa Babickiego jest absolutnym zaprzeczeniem tego krytycznego sądu.

Reżyser rozpoczyna widowisko wręcz brawurowo, od najwyższych tonów i napięć, Zagęszcza atmosferę, przykuwa uwagę do rodzinnego dramatu. Ellida Wangel jest drugą żoną doktora. Wchodzi do domu, gdy dwie córki aktora Boletta i Hilda już podlotkami. Ich małżeństwo trwa dziewięć lat. Nie jest szczęśliwe. Ellida tęskni do Obcego - człowieka ze statku, któremu kiedyś złożyła symboliczne ślubowanie. Nie może zapomnieć o złamanej przysiędze. Opętana dawną miłością i pożądaniem żyje ze świadomością. "sprzedania się" doktorowi. Akcja nabiera przyspieszenia, gdy do domu Wanglów przyjeżdża dawny przyjaciel - Arnholm, kiedyś nauczyciel domowy, dziś majętny dyrektor. Jako nastolatka kochała się w nim Boletta, a on zainteresowany był wtedy Ellidą.

Eliida to dziwna kobieta. Szalona w pomysłach i reakcjach. To prawdziwa kreacja Joanny Bogackiej. Aktorka oddaje wszystkie tony i napięcia. Od pozornego, prywatnego spokoju, kokieteryjnych min, nie ukrywanej obcości wobec pasierbic, po sceny obłędu - lęków i manii prześladowczych. Osaczyła ją przeszłość, ale i transakcja kupna - sprzedaży, czyli obecnego związku małżeńskiego czyni ją zniewoloną. Babicki poprowadził bohaterów sztuki Ibsena wyraziście, czasami nawet nadekspresyjnie, ale świadomie od ściszonego, dusznego psychologizmu do krzyku - rozpaczy i namiętności.

Doktora Wangla zagrał Jerzy Kiszkis - opanowany, zgnębiony, czasami zagubiony. Podnosi głos z bezradności. Pocieszenia szuka w kieliszku. Wie, że desperacja, niewiele osiągnie. Daje więc, z konieczności, wolny wybór żonie. Przyzwala niejako, by poszła za Obcym. W tym epizodzie Stanisław Michalski - wyciszony, pewny siebie, okrutny wręcz. Bolettę, tę uciekającą z domu córkę, gra z ogromnym wyczuciem Dorota Kolak. Jest ona jak jedna z "Trzech sióstr" Czechowa. Chce się wyrwać z marazmu małego miasteczka, w którym tylko w lecie, w czasie sezonu - trwa krótko życie. W pozostałe miesiące przytłacza ją zimna codzienność: sprzątanie domu, rodzinne kłopoty. Marzenia ukrywane latami nabierają niezwykłej siły. Godzi się (z oporami) na małżeństwo z Arnholdem - starym nauczycielem (Ryszard Ronczewski). Świetnie rozegrana scena w drugiej części spektaklu. Prawda psychologiczna postaci wycisza całkowicie widownię. Bohaterowie przykuwają uwagę, ich determinacja jest przejmująca.

Zupełnie nowe możliwości aktorskie ujawnił Zbigniew Olszewski jako Lyngstrand - dobrotliwy, naiwny, chory i zakompleksiały początkujący rzeźbiarz. Drepcze śmiesznie i rozpaczliwie, zarazem oświadcza się nie w porę i nie tej, której powinien. Budzi sympatię i rozbraja szczerością. Zjawia się w najmniej oczekiwanych momentach, ale jego obecność jest znacząca.

Bardzo pomysłowa scenografię i udane, stylizowane kostiumy stworzyła Anna Maria Rachel. Odnalazła także baśniowość i symbolikę Ibsena. Muzyka Andrzeja Głowińskiego (i efekty dźwiękowe - tło morza) dopełniają nastroju. Wdzierają się w spektakl, albo towarzyszą reakcjom bohaterów.

Krzysztof Babicki stworzył widowisko kameralne, psychologiczne i znaczące. Odczytał Ibsena w konwencji uniwersalnych udręczeń, dramatu bohaterów, którym pozornie powinno wieść się całkiem dobrze. Niepokój, tęsknota, miłość, nienawiść, pożądanie - to wszystko pulsuje w spektaklu i trwa. Udziela się widzom. "Kobietę z morza" należy koniecznie obejrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji