Artykuły

Wyższa szkoła jazdy

"Equus" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Studyjnym PWSFTViT. Pisze Joanna Rybus w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Scenografia w spektaklu jest bardzo skromna. Stół, krzesła i kilka uchwytów zamocowanych w ścianach, nad którymi wiszą charakterystyczne stajenne numerki. Dzięki świetnej reżyserii świateł w spektaklu nie potrzeba więcej rekwizytów. Sugestywne kolory bezustannie zalewają scenę i pomagają widzom odnaleźć się w kolejnych retrospekcjach nastolatka. Z tyłu sceny ustawiona jest trybuna, na której od pierwszych chwil siedzą tajemnicze postacie w beżowych płaszczach z twarzami schowanymi za maskami. Osiemnastu studentów młodszych lat, którzy w kolejnych scenach stają się chórem, końmi w stajni lub przypadkowymi przechodniami.

"Equus" pełen jest urzekających momentów. Kiedy Alan (Jakub Mróz) pędzi na grzbiecie konia (muskularnego Karola Stadnika), a w tle chór studentów naśladuje dźwięki rumaków, ciarki przechodzą po plecach. W scenie, w której Jill (Małgorzata Kocik), dziewczyna pracująca w stajni, niby od niechcenia głaszcze jednego z koni, nie można oderwać wzroku od stu-denta, który wierzga i domaga się pieszczot.

W "Equusie" nie ma zbędnej nagości czy takich gwoździ programu, jak obowiązkowy walczyk w spektaklu dyplomowym. Owszem, Waldemar Zawodziński wykorzystał proste ćwiczenia aktorskie, ale umiejętnie wkomponował je w swoją wizję. Dał studentom możliwość zabh/śnięcia w dyplomie, nie zapominając o widzach, którzy przychodząc do Studyjnego, mają świadomość oglądania dyplomów, lecz nie obniżają aktorom poprzeczki. Studenci "Equusem" po raz kolejny udowodnili, że dużo potrafią.

Jakub Mróz jako Alan i Marek Nędza jako doktor świetnie odnajdują się w swoich rolach. Matka chłopaka dzięki Iwonie Karlickiej staje się postacią groteskową - gadatliwą i impulsywną, pełną skrajnych emocji. Uwagę przyciąga też ciekawa kreacja Andrzeja Niemyta, zamkniętego w sobie, surowego ojca, który nie potrafi rozmawiać z własnym synem.

Spektakl trwa ponad dwie godziny, ale to czas, w którym łatwo zapomnieć, że siedzi się w teatrze pośród innych widzów. Widowisko jest tak przejmujące, że po premierze jeszcze na przystankach znajomi dzielili się swoimi emocjami, a nieczęsto się to zdarza.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji