Artykuły

Poeta ze Szlaku Wielkiej Włóczęgi

Cisza. W zupełnej ciemności słychać tylko daleki gwizd lokomotywy. Powoli rozjaśnia się. Delikatne światła ukazują scenę i kontury ustawionych na niej instrumentów muzycznych. Siedzący wśród nich człowiek zaczyna opowiadać swoją biografię. To Janusz Michałowski jako Edward Stachura przedstawia krótki życiorys napisany niegdyś przez samego poetę.

Tak właśnie rozpoczyna się spektakl "Miłość, czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie zaśpiewane: wypłakane i w niebo wzięte przez Edwarda Stachurę". Jest to debiut reżyserski kompozytora teatralnego, Jerzego Satanowskiego (scenariusz, reżyseria, muzyka), scenografię przygotował Jerzy Juk-Kowarski, a wszystko to zdarzyło się w Teatrze Nowym w Poznaniu.

Rzecz to o Stachurze i Stachurze poświęcona. Autor "Całej jaskrawości" jawi się tutaj w kilku wcieleniach: jatko Edward Stachura, jako Edmund Szerucki i jako Michał Kątny. Każde z tych wcieleń gra inny aktor.

Przedstawienie pokazuje "życiopisanie" Edwarda Stachury, poety ze Szlaku Wielkiej Włóczęgi, który wciąż był w drodze, bowiem wierzył, iż za każdym zakrętem drogi coś ciekawego może się zdarzyć, coś w czym on musi wziąć udział. Dopiero później dowiedział się, że na drodze tej radość jest zawsze odwrotnością smutku, a życie - śmierci. Skrzętnie zapisywał w kajecikach w kratkę rozmowy, spotkania, życie. I znowu gnał w świat. Zatrzymywał się tam, gdzie zastał go zmierzch. A rano znowu wsiadał do pociągu, by w którymś momencie przybić choć na chwilę do przystani starej Potęgowej we wsi Zagubin. A potem, kiedy przyszło nań tragiczne zwątpienie, rozdał wszystko co posiadał, łącznie z kluczami od mieszkania.

Przedstawienie kończy Epilog, w którym poeta powie słowami zapisanymi w dzienniku ostatnich dni: "Człowiek - Nikt zniknął, ale zniknął też niejaki Edward Stachura, który sam siebie zanegował". Trochę za długi, choć znakomicie aktorsko zagrany przez Janusza Michałowkiego, jest ten epilog. Przez tę długość zaciera się wyrazistość i istota pointy.

Na spektakl składają się fragmenty utworów Stachury, jego dziennika "Pogodzić się ze światem", no i znakomite piosenki łącznie z "Białą lokomotywą" stanowiącą leitmotiv całego spektaklu wyrażający się nie tylko w słowie, muzyce, efektach dźwiękowych, ale i w scenografii (na scenie ustawiona jest miniaturka drewnianej "białej" lokomotywy). Całość jest spójna i jednorodna artystycznie, z myślą od początku do końca jasną, czytelną, prostą (może za bardzo?). Jest dużo muzyki, której słucha się z przyjemnością, są dwie interesujące role oprócz Janusza Michałowskiego także Waldemara Szczepaniaka. Ale czegoś tu brak! Zbytnia kameralność zaszkodziła przedsięwzięciu odbierając mu po trosze wielkość i głębokość tematu: miłość, cierpienie, tajemnica bytu, wieczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji