Artykuły

Kobiety, faceci i różne rodzaje testosteronu

"Amfitrion" w reż. Wojtka Klemma w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Scenografka Mascha Mazur zbudowała maszynkę do grania "Amfitriona" - scenę przecina na pół zasłona z białych, plastikowych pionowych pasów (jak powiększona biurowa roleta). Na obrotówce metalowa konstrukcja, w połowie wyłożona lustrzanymi płytami, tworzącymi pochyłą powierzchnię. Raz widzimy lustra, a za obrotem sceny - ich rewers, rusztowanie, na którym zostały zbudowane. U góry wielki napis: "It's not you, it's me". Temat przedstawienia został więc wyłożony (dosłownie) wielkim literami - chodzi tu o podmianę, zawłaszczenie człowieka przez boga. Jupiter przyjmuje postać Amfitriona, by uwieść jego żonę, Merkury z kolei wciela się w Sozjasza, sługę Amfitriona. I też uwodzi jego żonę Charysę, służącą Alkmeny (...)

Maszynka sceniczna, choć niezbyt urodziwa i tandetna, kręci się sprawnie. Podobnie maszynka aktorska. Kolejne fazy komedii omyłek zostają pokazane. Ale o co właściwie chodziło reżyserowi? Może o pokazanie dwóch światów - męskiego i kobiecego? Jakoś się to powiodło, tyle że mężczyźni w tym spektaklu są rysowani grubą krechą. Marcin Kalisz (Sozjasz) od początku do końca jest rozedrgany i rozkrzyczany, Arkadiusz Brykalski (Merkury) podobnie, tyle że z dodatkiem złośliwości. Błażej Peszek (Amfitrion) miota się po scenie w (słusznym) gniewie i zazdrości, a Adam Nawojczyk (Jupiter) to zarozumiały, nieprzyjemny szef w eleganckim garniturze i ze złotym zegarkiem. To nie tyle mężczyźni, ile faceci, karykaturalni i niezbyt interesujący.

Kobiety są ciekawsze, głębsze i swobodnie poruszają się na cienkiej granicy między graniem formalnym a psychologicznym. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik (Alkmena) jest przekonująca i wtedy, gdy do mikrofonu zwierza się ze swych wątpliwości co do tożsamości męża, i wtedy, gdy w gniewnym monologu wychodzi zza kulisy w coraz to innym szlafroku, i wtedy, gdy tylko stoi z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Beata Paluch (Charysa) z wdziękiem śpiewa, kłóci się z mężem i dialoguje z Alkmeną.

Tak, kobiety są zdecydowanie ciekawsze - i jako postaci, i jako aktorki. Ale u Kleista męskie problemy są równie interesujące. W spektaklu Klemma właściwie ich nie ma, zostały zakrzyczane, zatupane, utopione w sztampowym aktorstwie, w karykaturalnym pokazywaniu różnych rodzajów testosteronu. Brakuje przełamania, spojrzenia z innej strony na opowiadaną historię, w której jest przecież sporo okrucieństwa, bezradności, nieprostego komizmu.

Całość w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji