Artykuły

Łysa śpiewaczka wciąż czesze się tak samo

OSTATNIĄ premierą tego sezonu w Teatrze "Wybrzeże" była "Łysa śpiewaczka" Eugene Ionesco na sopockiej scenie. Ta dość leciwa, ale wciąż niezmiernie aktualna i zabawna sztuka należy do typowego teatru absurdu. Jest sztandarowym dziełem surrealizmu. Przedstawienie wyreżyserował Grzegorz Chrapkiewicz z grupą absolwentów krakowskiej PWST z okazji jubileuszu tej szkoły. Przez półtorej godziny premierowa, zazwyczaj dość sztywna publiczność kulała się ze śmiechu, biła brawo - jednym słowem reagowała ze spontanicznym entuzjazmem.

Reżyser - Grzegorz Chrapkiewicz - popisał się świetnymi pomysłami. Tytułowa łysa śpiewaczka pojawia się na scenie osobiście, co się nigdy nie zdarza w tej sztuce, w dodatku w osobie Jarosława Tyrańskiego w czerwonych szpilkach. Odziana w krynolinę ze światełkami, śpiewa arię Mozarta. Dorota Kolak jako pani Martin odgrywa właściwie kilka różnych ról jednocześnie. Jest równie znakomita we wszystkich i okazuje się zupełnie inną Dorotą Kolak, do której przyzwyczaiły nas ostatnie kreacje. Ewa Kasprzyk - rozmamłana pani Smith jest kolejną postacią wyjętą wprost z podręcznika do języka angielskiego. Podobnie ich mężowie grani przez Grzegorza Gzyla i Krzysztofa Matuszewskiego. Absurd dialogów wyjętych wprost z książki do idiotycznych ćwiczeń językowych, pokazuje najlepiej cały absurd wzajemnych relacji i niemożność komunikacji między ludźmi.

W tym spektaklu znakomicie współgra wiele elementów, także scenografia Łucji i Bruna Sobczaków, dobrze wymyślone kostiumy, kanapa, która w efekcie tańczy. Jako "wypadek" przy pracy traktujemy nadmierne zadymienie widowni podczas premiery. Scenografowie obiecali, że na następnych przedstawieniach dymu będzie o połowę mniej. Interesujący okazał się ruch sceniczny - fantastyczne tango "ustawione" przez Bernarda Szyca bardzo zdolnego choreografa. W tej niezmiernie efektownej scenie zabłysnął sprawnością aktorską, dykcyjną i taneczną Mirosław Krawczyk jako... strażak.

Na koniec odjechał wyimaginowany pociąg, zamilkła muzyka Andrzeja Głowińskiego i były tylko brawa, brawa, kwiaty i stojące owacje. Przy lampce wina dziękowała artystom nie tylko za tę premierę, ale za cały sezon dyrektor naczelna Teatru Wybrzeże Ewa Bonk-Woźniakiewicz. I w foyer zaczął się następny teatr. Grzegorz Chrapkiewicz i jego koledzy biorący udział w spektaklu zostali "wywołani" do odpowiedzi i zmuszeni do odgrywania i opowiadania zabawnych anegdotek z życia krakowskiej szkoły teatralnej. I znów publiczność kulała się ze śmiechu, ale już całkiem prywatnie. Na koniec tej części wieczoru grano na fortepianie, śpiewano i stepowano stare szlagiery. Było bardzo wesoło. ,A co u łysej śpiewaczki?"- pytano tekstem Ionesco. "Wciąż tak samo się czesze" - brzmi prawidłowa odpowiedź.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji