Artykuły

Wystarczy zamknąć oczy

Krakowski Salon Poezji. Wiersze Kazimierza Przerwy-Tetmajera czytały Elżbieta Karkoszka i Karolina Stefańska. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Oto w niedzielne południe człowiek na Salonie Poezji przebywa sobie jak gdyby nigdy nic. Ciepło za oknami, słońce zmartwychwstało, przyjemnie jest.

Człowiek więc sobie w wygodnym krześle spoczywa bez nerwowości, bądź po pustych korytarzach Teatru im. Juliusza Słowackiego niespiesznie wędruje - i słucha. Elżbieta Karkoszka i Karolina Stefańska wierszowaną mgłę melancholijną Kazimierza Przerwy-Tetmajera czytają w 70. rocznicę śmierci poety, a Mariola Cieniawa powłóczyste frazy delikatnie z fortepianu wydobywa. Do pełnej harmonii między słowem a dźwiękiem więcej nie potrzeba. Najspokojniej zatem siedzi sobie człowiek w pączkującej harmonii, siedzi, wędruje, słucha, podziwia, obmyśla salonowy felieton, który w poniedziałek napisze - i nie wie, biedak, co się święci.

Poniedziałkowym świtem człowiek wstaje, kawę przyrządzą i wokół słowa harmonia krąży. To ma być sedno felietonu. Tak - zachwycająca, cokolwiek dziewiętnastowieczna harmonia między głową Stefańskiej a ramionami Stefańskiej. Dalej - na pierwszy rzut oka paradoksalna, wręcz niemożliwa, a w istocie kojąca dla słuchacza zgoda między napisanymi młodopolskimi mgłami Przerwy-Tetmajera a świetną intonacją Karkoszki, brzmieniem, co mgłę strof na ziemię ściąga, utwardza, czyni ludzką. Wreszcie Cieniawa i jej gra dyskretna jak przez pusty pokój przejście na palcach. Słowem, felieton ma być portretem potrójnego związku zgody - podobizną teatru, którego nad Wisłą coraz mniej, lecz wciąż jeszcze się zdarza. I co?

Cieszy się człowiek, pióro szykuje, kawę dopija i tuż przed postawieniem pierwszej litery poniedziałkową "Wyborczą" kartkuje. Cóż począć - taki tik. Otwiera na kulturze - i już wie, co los wyświęcił teatrowi nadwiślańskiemu. Otóż - dysputę filozoficzną! Wiekopomny panel estetyczny! Kolokwium epistemologiczne! Idący przez dwie kolumny, wielkimi jak kaflowe piece czcionkami wywalony tytuł nie pozostawia nadziei: "Awantura o dupę? Awantura o teatr?". Pod kaflowymi piecami - szczegółowe streszczenie afery, pióra Joanny Derkaczew, potężny wywiad z Joanną Szczepkowską, która w ostatnim dziele Krystiana Lupy z majtek wyskoczyła i ze sceny pokazała Lupie to, co pokazała, wreszcie wielki syntetyczno-analityczny esej, protest-song Lupy "Performance? Wolę w to nie wierzyć".

Człowiekowi pióro w fusy wpada. Człowiek szepcze. Panie Niebieski, więc oni to wszystko na poważnie biorą? Co dalej? Gołemu zadkowi Szczepkowskiej spiżową tonację nadadzą? Magistrów, doktorów, profesorów do dysputy zaproszą? Dzieła naukowe pisać zaczną? Jakie? "Fenomenologia uwolnionych tyłów"? "Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie opadających majtek"? "Traktat logiczno-dupologiczny"? Jakże ja mam, Panie Niebieski, o filigranowej harmonii ciał, głosów, słów i nut pisać, skoro za chwilę pół narodu nad golizną Szczepkowskiej mózgi pochyli, by dociec, czy golizna ta jest końcem, środkiem, czy też początkiem polskiego teatru dziś?

Zamyka człowiek oczy. Już mu się nie chce pióra niepokoić. Nie chce mu się, bo nie chce lekkiej salonowej godziny fajdać tym w "Wyborczej" ogłoszonym matołectwem teatrologicznym. Zamyka oczy - i wraca pamięć. Pod powiekami widzi okruchy niedzielnego Salonu. Słyszy dobrą, bo nie napuszoną mowę, i fortepian nieomylny. Na powrót smakuje godzinę harmonii. A problemat dupy? Czeźnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji