Mrożek o śmierci
Sławomir Mrożek po dwudziestu jeden latach pobytu we Francji, a wcześniej pięciu we Włoszech, zdecydował się w 1989 r. na zmianę w swoim życiu, wyjechał do Meksyku i tam zamieszkał. Meksyk omal nie stał się ostatnim etapem jego życia. Znalazło to bardzo mocne odbicie w jego najnowszej sztuce - we "Wdowach". Śmierć jest w niej wszechobecna, a człowiek w jej obliczu przeprowadza rozrachunek z całym swoim dotychczasowym życiem.
We "Wdowach" spotykamy znaną nam już z poprzednich dramatów, charakterystyczną dla Mrożka, parę bohaterów - inteligenta i chama, człowieka wrażliwego, lecz słabego, i pozornie silnego prostaka (Artur i Edek w "Tangu" czy AA i XX w "Emigrantach"). Nawet opowiadanie Pana 1-szego w walce z krokodylem w zoo jest tak samo zmyślone i nierealne, jak dworcowo-szaletowe ekscesy seksualne XX w "Emigrantach". Sam moment śmierci jest przedstawiony poprzez zastosowanie jednego z najsławniejszych u Mrożka motywów tańca. Lecz taniec z "Wdów" nie jest takim samym krążeniem w kręgu niemocy. To raczej dance macabre, w którym Śmierć wciąga do swego korowodu każdą żywą istotę.
Inscenizacja w krakowskim Teatrze Starym jest udana i sprawnie wyreżyserowana. Sławomir Mrożek w liście do Józefa Opalskiego (współreżysera spektaklu) sugerował, że aktorzy powinni być "jak najmłodsi wszyscy, mogą być tuż po szkole dramatycznej albo nawet studenci szkoły bez dyplomu. To nie będzie żaden Ibsen ani Gorki...". Zgoda, dobry aktor potrafi zagrać nawet jak student bez dyplomu.