Nieudana gra w Berka
"Berek Joselewicz" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Historia Berka Joselewicza, żydowskiego bohatera powstania kościuszkowskiego, miała posłużyć twórcom spektaklu do opowieści o tym, jak pamięć wpływa na kształt historii. Ale ambitny w założeniu zamiar nie powiódł się. Niedopowiedzenia towarzyszą niemal każdej ze scen spektaklu.
Jedna z pierwszych scen to grane w jidysz spotkanie kochanków - Żydówki Ruchli i Józefa Joselewicza, syna tytułowego bohatera. Ona w białej tiulowej sukni wygląda niczym skrzyżowanie Ewy Demarczyk z japońską gejszą. On jak każdy z żołnierzy ubrany jest w mundur z reprodukcją Panoramy Racławickiej Styki i Kossaka. Młodzi zapewniają się o swojej miłości i żegnają. Chwilę później poznajemy Żydów - bojaźliwych i nieskorych do walki, którzy odpowiadają na odezwę Berka Joselewicza, by przyłączyć się do insurekcji, ale bardziej niż żołnierzy Kościuszki przypominają samurajów. Adam Poniński, skłócony z historią mężczyzna, uznawany jest za zdrajcę winnego klęski pod Maciejowicami, choć istnieją dowody na to, że jest niewinny. Naczelnik Kościuszko - w ciele kobiety (???), na szkielecie konia i w mocno prześwitującej bluzce - pojawia się niczym duch. Prawdopodobnie wszystko to miało widzom powiedzieć coś o historii Polski, ale nawet zakładając, że twórcy spektaklu wiedzieli, co chcą przekazać, zrobili to nieskutecznie.
(...)
Spektakl mimo przedpremierowych deklaracji w niewielkim stopniu jest też opowieścią o pamięci i zapominaniu. Dotyczy ona zarówno historii żydowskiego oddziału walczącego o wolność Polski, jak i losu Sceny Kameralnej, w latach 1949-1968 siedziby Dolnośląskiego Teatru Żydowskiego, odebranej Żydom po marcu 1968 roku. Gdy aktorzy grający w "Berku" kłaniają się po zakończeniu spektaklu, na ekranie ustawionym obok sceny widać żydowskich aktorów. Przed rozpoczęciem "Berka..." słuchamy opowieści Andrzeja Mrozka (gra Amstera) o wydarzeniach roku 1968, która ostatecznie jednak okazuje się nieprawdziwa. Przekonujemy się, jak łatwo powstają mity i jak szybko giną.
Nagromadzenie środków i odniesień powoduje, że "Berek..." po niezłym początku zaczyna szybko nudzić. Zmieniające się senne obrazy pod koniec stają się już trudne do zniesienia. I choć jak zwykle w Teatrze Polskim są w przedstawieniu świetne role: Wiesława Cichego jako Berka, Wojciecha Ziemiańskiego w roli Pałkina i generała Fersena czy Michała Majnicza jako Józefa Joselewicza, to jednak ze spektaklu powinno wynikać coś więcej niż tylko najlepsze nawet popisy aktorskie.
***
Cały tekst w Gazecie Wyborczej - Wrocław.