Artykuły

Chybiony cios

"Komedia romantyczna" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.

Tomczyk trafia z suspensem, kiedy trzeba, wierzy w spiskową teorię rzeczywistości. Ale drwina ze schematów gatunku wychodzi mu tak sobie. To nie jedyna słabość "Komedii romantyczne]" w łódzkim Powszechnym.

Ta straszliwa moda na komedie romantyczne w polskim kinie musiała w końcu dostać teatralny odpór. Ach, wyśmiać głupotę scenarzystów tych chał, przejechać się po drewnianym aktorstwie gwiazd i celebrytów, schlastać biczem satyry mało wymagającą publiczność nawiedzającą tłumnie multipleksy! Jaka by to piękna rzeźnia była! - gdyby tylko zrobić to z biglem, bez asekuracji. Teatr Powszechny wykosztował się na ustawiony na widowni ogromny pastiszowy billboard z zakochaną parą (popatrzysz dłużej - paw murowany!). Znalazł reżysera - autentycznego speca od fars i komedii. I postawił na autora, który gwarantował sukces. Kto jak kto, ale nieprzejednany bolszewikożerca Wojciech Tomczyk nadawał się do roli poskramia-cza tandeciarzy idealnie. Wystarczyło tylko podmienić sobie w świadomości agentów tajnych służb na producentów filmowych. Już wiadomo, kto jest zły, a kto będzie nosicielem wartości.

Mówiąc najkrócej, młodzi są uwikłani w pusty seks, bezideowi, skazani na samotność. Starzy wiedzą, co to miłość, wierność, odpowiedzialność. Świat zostaje podzielony po połowie, trzeba tylko wymyślić łącznik między strefami. Na przykład 40-letniego scenarzystę telenoweli o imieniu Tadeusz pogrążonego w nieustannej miłosnej frustracji. Właśnie rzuciła go dziewczyna, spakowała walizki i fru do Londynu. Maja Korwin (Mała) brawurowo żegna się z bohaterem prawie kultowym "Pozdro cię i sorry cię". Tadeusz (posiwiały na skroniach, aczkolwiek zapewne atrakcyjny dla płci pięknej Janusz German) siedzi na kanapie i cierpi, daje się namawiać swojej koleżance producentce (wystrzałowo zorganizowana Karolina Łukaszewicz) na nowy scenariusz, obserwuje z ojcem profesorem mknące po polskich torach polskie pociągi. Ojciec (Edward Sosna) strofuje go za zdradę powołania, talentu, krytykuje pogoń za forsą. Tadeusz bierze się w końcu do pisania tytułowej komedii romantycznej, nie odrzuca awansów producentki, która chce mieć z nim dziecko. Młodziakowaty aktor Marcin (Maciej Więckowski) wymyśla piosenkę do filmu, cyniczny reżyser Piotr (Jacek Łuczak) kręci kinowy przebój wszech czasów. A biedny scenarzysta nie znajduje jednak szczęścia w miłości - obie jego kobiety, była i aktualna, trafiają w ramiona innych.

Tomczyk ma poczucie humoru, trafia z suspensem, kiedy trzeba, wierzy w spiskową teorię rzeczywistości. Ale już drwina ze schematów komedii romantycznej wychodzi mu tak sobie. Starsi, zakochani państwo nudzą swoim moralizatorstwem. Tomczyk naprawdę serio wierzy, że idealny związek opiera się na niepracującej kobiecie, religii katolickiej i poszanowaniu tradycji. Może to i prawda, ale trzeba było to błyskotliwiej przeprowadzić. Marcin Sławiński, póki może, trzyma rytm tej opowieści, przez kwadrans jest nawet dowcipnie, potem tempo siada, wszystko staje się przewidywalne. Schemat pogania schemat. Przy życiu trzymała mnie tylko erudycyjna zabawa autora, który dał dwóm głównym bohaterom nazwiska postaci z młodzieżowych powieści Niziurskiego. Marcin Ciamciara i Tadeusz Zasępa - pamiętacie ich jeszcze? Dzięki Bogu, że zmartwychwstały, chłystki jedne. Tomczyk śmieje się, że Ciamciara został aktorem, Zasępa scenarzystą. Dzieli ich całe pokolenie, poznać ich nie sposób, ale jednak dalej coś między nimi iskrzy. Warto pogdybać, w co zamieniłaby się ich licealna anarchia. Tomczyk zaczyna jakiś trop, którego nie puentuje. A szkoda. Może kolejny realizator sztuki Tomczyka podłubałby tu, a nie gdzie indziej. Czekam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji