Artykuły

Towarzystwo, kolejny raz

"Noc tuż przed lasami" w reż. Darii Woszek w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Każdy mógł to powiedzieć. Dionizos, z flaszką w garści wjeżdżający na ośle do Aten. Później - Sofokles, Szekspir, Molier, Ibsen, Czechow bądź Bernard-Marie Koltes, gdy pisał monodram "Noc tuż przed lasami", lub cokolwiek innego. Obojętne kto.

Każdy uczestnik gry o oddech, inaczej zwanej teatrem, tysiąc, dwa, trzy tysiące lat temu, bądź wczoraj, dziś, przed chwilą, każdy, choćby ten Nikt Bezimienny w szarym prochowcu i czarnych spodniach - Radosław Krzyżowski, na Scenie Miniatura grający w monodramie "Noc tuż przed lasami", tak, każdy mógł ułożyć te słowa w tym porządku. Każdy mógł - ułożył Samuel Beckett w opowieści "Towarzystwo".

"Jakiś głos dochodzi do kogoś w ciemności. Wyobrazić sobie". I jeszcze. "Głos wypowiada się w drugiej osobie. Na trzecią skazany jest ktoś inny. Gdyby mógł mówić do kogoś i o kimś, o kim mówi głos, wtedy mówiłby w pierwszej. Ale nie może. Nie będzie mógł. Nie możesz. Nie będziesz mógł". I jeszcze. "Poza głosem i słabym oddechem nic nie słychać. W każdym razie nic nie słyszy. Mówi mu o tym słaby oddech". Tyle wystarczy, by zacząć kolejną grę o oddech.

Więc - wyobrazić sobie. Pusta scena, światło biedne, pobladłe, nic więcej. On w tym. Nikt o skulonych plecach. Szary prochowiec, czarne spodnie, ciche buty. Dłonie wystrugane z lęku. Nikt mówi. Znów mówi, znów na słabym oddechu. Która to już noc jego słów aż do świtu? Zaczyna, jak wczoraj, jak jutro, jak zawsze. "Skręcałeś za rogiem ulicy, kiedy cię zobaczyłem, pada /.../". Tu urywam.

Muszę urwać. Wyreżyserowana przez Darię Woszek "Noc tuż przed lasami" Koltesa jest jednym zdaniem - makiem sunącym poziomo przez bez mała czternaście stronic. Zdaniem-nie-zdaniem, szmerem piachu liter w klepsydrze, niekończącym się szumem słów iglastych, liściastych, bajką, co wciąż przepędza kropkę, bo kropka oznacza koniec, ciszę, ciemność już nie do rozchylenia. "Noc tuż przed lasami" jest lasem słów odpychających noc.

Mówi więc Nikt. Z pustej sceny, z dna światła biednego, pobladłego - do kogoś w ciemności. To jest sedno teatru. Ktoś samotny i jego słowa, naprzeciwko ciebie cichego - w tym cały teatr tkwi jak owoc w pestce. Na Scenie Miniatura Woszek powtarza za Koltesem to stare zaklęcie sceny. Mówi więc Nikt. Głównie w drugiej osobie. W pierwszej nie może, nigdy nie będzie mógł. Mówi: ty, choć nie o ciebie chodzi. Kiedy słucha się Krzyżowskiego, gdy się patrzy na jego dłonie wystrugane z lęku i samotność jak ołów - przychodzi na myśl wiersz Herberta "Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu".

Należy: "wyodrębnić w sobie/ i jeśli to możliwe/ stworzyć z materii cierpienia/ rzecz albo osobę// grać/ z nim/ oczywiście/ grać// bawić się z nim/ bardzo ostrożnie/ jak z chorym dzieckiem /.../" Nikt gra z tym kimś wyodrębnionym. Mówi doń: ty. Bawi się z nim w słowa ostrożnie, a kamień narasta w gardle. Opowiada wyodrębnionej osobie garść przygód, w czasie odległych i bliskich, garść historyjek o swej włóczędze codziennej, wędrowaniu przez miasto po nic, tylko, by iść, każdym krokiem dowodząc sobie, że się jeszcze jest, historyjek, co mają smak grapefruita, cukru, cytryny, wilgoci powietrza na moście, czegokolwiek, wszystkiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji