Artykuły

Dyskretny urok absurdu

"Anioł zagłady" w reż. Macieja Masztalskiego w Grupie Artystycznej Ad Spectatores we Wrocławiu. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Maciej Masztalski wraz z Grupą Ad Spectatores od lat przyzwyczaja widzów do specyficznego, ocierającego się o granice nonsensu poczucia humoru. W najnowszej produkcji teatru - "Aniele zagłady" - artyści te granice przekraczają

Służący nieoczekiwanie zabija swego pana, którego jest kochankiem. Zbiór epizodów, które tworzą spektakl, jest co prawda inspirowany filmami Luisa Bunuela, ale można mówić raczej o dyskretnych odniesieniach niż przeniesieniu na scenę fragmentów scenariuszy. W przedstawieniu pojawiają się aluzje do "Widma wolności", "Dyskretnego uroku burżuazji" czy tytułowego "Anioła zagłady", jednak ostatecznie jest to spektakl jak najbardziej wpisujący się w komediowo-surrealistyczną linię Ad Spectatores.

(...)

Wszystko odbywa się w symbolicznej scenografii. Masztalski prowadzi z widzem swoistą grę, sugerując, że wszystko, co dzieje się na scenie, jest teatrem w teatrze. Nie zdradza jednak, w którym miejscu on się zaczyna, a gdzie kończy. Postaci mają tu absolutnie otwartą tożsamość - chyba absolutnie nikogo nie zdziwiłoby, gdyby kamerdyner w stroju z początku XX wieku, który po chwili okazuje się jedynie aktorem go grającym, nagle wyjął z kieszeni rewolwer i ujawnił się jako kowboj z czasów gorączki złota.

"Anioł zagłady" to z założenia spektakl o niczym. Nie krytykuje rzeczywistości, nie obala mitów, a nawet nie dekonstruuje dzieł Bunuela. W tym braku znaczeniowych zobowiązań tkwi jego siła - to zbiór świetnie napisanych i zagranych scen, które poza nieprzewidywalnością łączy niewiele. Masztalski z minuty na minutę miesza światy, które przed nami odsłonił, przenosi bohaterów w inne rzeczywistości, skreczuje i sampluje wątki. Reżyser momentami pozwala nam myśleć, że już pojęliśmy sceniczną intrygę, odchodzi na chwilę od poetyki purnonsensu, by niespodziewanie do niej powrócić i wywrócić cały porządek do góry nogami.

Zdecydowanie najmocniejszym aktorskim ogniwem w niezłym zespole Ad Spectatores jest Bartłomiej Firlet. Magnetyzuje jako sadystyczny kelner, chwilę później zręcznie wślizguje się w skórę bezrobotnego artysty. Ciekawie wypada także Paweł Kutny w roli męża jedzącego posiłek z arszenikiem.

Artystom Ad Spectatores po raz kolejny udało się stworzyć spektakl rozrywkowy, w który tym razem wpletli wątki zaczerpnięte z kultowych dzieł hiszpańskiego klasyka. Jednak nie trzeba znać filmów Bunuela, żeby na "Aniele..." śmiać się do łez.

***

Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji