Artykuły

Odważna premiera teatru

"Lovers Saute" w reż. Mariusza Pogonowskiego w Teatrze Dramatycznym w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

Tomek kończy właśnie śpiewać swoją piosenkę, na sekundę odwraca twarz w stronę Aśki - przyjaciółki swojej dziewczyny. Mija sekunda. A po niej nogi Aśki w różowych rajstopach oplatają jego biodra, para, całując się namiętnie, rzuca się na ziemię i przetacza gdzieś na skraj sceny...

Tak, tak - takie właśnie sceny są w "Lovers Saute" - najnowszej premierze płockiego teatru. Realizacji jak na naszą scenę wyjątkowej. I to z co najmniej czterech względów.

Pierwsza sprawa - "Lovers Saute" to produkcja w 100 procentach płocka, nasza. Scenariusz do sztuki napisał Mariusz Pogonowski, aktor Teatru Dramatycznego, on także zajął się reżyserią, światłami, zrobił nawet - zwróćcie, uwagę, dość odważne - zdjęcia, które ozdabiają ściany pokoju dwójki z czwórki bohaterów. Muzykę, a ta gra w przedstawieniu bardzo dużą rolę - sztuka mówi o młodych ludziach, którzy spotykają się podczas prób ich zespołu - napisał Krzysztof Misiak. Jak się po raz kolejny okazuje, artysta zdolny praktycznie do wszystkiego. Muzyka do piosenek, tych lirycznych, i tych wywrzaskiwanych - proszę bardzo. Ilustracja do poszczególnych scen, raz delikatna gitara, raz elektroniczne loopy - nie ma sprawy. Wszystko najwyższej jakości. I wreszcie aktorzy: Magdalena Tomaszewska, Katarzyna Anzorge, Łukasz Mąka, Jan Kołodziej. Wszyscy nasi. I wszyscy (ale panie w szczególności) świetni.

Po drugie - przestrzeń. "Lovers Saute" otwiera czysto teatralną działalność najmniejszej sceny płockiego teatru, mieszczącej się w piwnicy i zwanej w związku z tym Piekiełkiem. Po modernizacji budynku przy Nowym Rynku odbywały się tu tylko wieczorki tematyczne, czytano teksty dramatów współczesnych. W piątek (a potem jeszcze w sobotę i niedzielę) teatr wystawił tu pierwszą prawdziwą sztukę. Było ciekawie, bo Piekiełko jest ciasne jak diabli. Daje to niesamowity efekt intymności, bliskości wobec postaci i wobec tego, co dzieje się między nimi. Pogonowski musiał także poradzić sobie z dwoma filarami, które przecinają pomieszczenie i zasłaniają część widoku. Podzielił więc scenę na dwie części - w jednej urządził sypialnię Sylwii i Tomka, w drugiej salę prób. Akcja dzieje się na przemian (bardzo ciekawie przechodzi szybko z jednej sceny na drugą, a to, co mówią rozdzieleni ścianą bohaterowie, uzupełnia się w ironiczny i przewrotny sposób).

Trzecia sprawa - inspiracja. Mariusz Pogonowski nie ukrywał, że tekst swojej sztuki oparł w pewnej części na tym, co znalazł na internetowych blogach i formach poświęconych miłości, związkom. Do tego dorzucił trochę tego, co sam przeżył, trochę historii, które dotyczą jego znajomych. Wyszła z tego historia o dwóch parach. W dwuletnim związku Sylwii i Tomka właśnie zaczyna się coś psuć, druga para - Aśka i Krzysiek - są dopiero na początku swojej drogi. On kocha ją skrycie, a ona... Ona to kompletna wariatka.

(...)

Po czwarte - odwaga. Nie chodzi nawet o to, że to chyba najodważniejsze przedstawienie w historii płockiego teatru - z parą w łóżku, z dziewczyną wijącą się u stóp faceta, z kobietą rozbierającą się przed swoim ukochanym. Idźcie, zobaczcie, przekonacie się, że to żadna obscena, nie ma w tym krzty wulgarności. To także inna odwaga. Bohaterowie, to, co ich łączy, to, co im się przytrafia, wszystko, co mówią, jest w tej sztuce naprawdę "saute". Najbliższe życiu, odarte ze wszystkich upiększeń. Banalne, jak opowieść Aśki o jej samochodowej zdradzie, i tragiczne, jak wykrzyczany monolog Krzyśka o strachu przed samotnością. Zabawne, jak zaskakująco trafna uwaga o roli hobby w historii ludzkości, i beznadziejnie smutne, jak w momencie kiedy Aśka płacze.

(...)

Całość w Gazecie Wyborczej - Płock

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji