Artykuły

Co myślą widzowie? 11 wypowiedzi o sztuce "Derby w pałacu"

Zebrała: Tamara Karren

"Derby w Pałacu" Abramowa, sztuka pisarza krajowego grana obecnie w "Ognisku Polskim" w Londynie, wydaje mi się dość interesująca i charakterystyczna dla tego, co się w Polsce dzisiaj widzi i jak się pisze, aby warto było pomyśleć o niej i porozmawiać nawet po wielu tygodniach od premiery. Zwróciłam się do kilku znanych czytelnikom osób z prośbą o garść uwag. Oto one:

Maria Danilewiczowa:

"Derby w pałacu" czytałam w "Dialogu" po ukazaniu się jej przed dwoma laty. Sztuka wydała mi się bardzo interesująca i choć nie ma ciężaru gatunkowego Mrożka, uważałam, że jest w jakimś stopniu reprezentatywna dla dzisiejszego polskiego dorobku scenicznego. Sądziłam, że jest warta wystawienia na naszej scenie emigracyjnej. Czekałam. Gdy przed kilkoma tygodniami obejrzałam ją na scenie "Ogniska Polskiego", byłam zaskoczona o ile bardziej jeszcze jest ona interesująca, niż sobie w czytaniu zdawałam sprawę.

Jest to po prostu świetna sztuka rozrywkowa, obliczona na szeroką publiczność, a posiadająca przy tym wiele warstw głębszych i dla chcącego pomyśleć widza dająca coś więcej niż samą rozrywkę. Ten aspekt rozrywkowy jest jednak bardzo ważny, bo tak nieczęsto się dziś zdarza. Widz jest zainteresowany. Na przerwie słyszałam rozmówki i pytania: "Co dalej będzie?" Jeżeli chodzi o samo przedstawienie, to uderzająca jest przede wszystkim scenografia, która na maleńką scenkę "Ogniska Polskiego" pozwoliła wtłoczyć tyle koniecznych rekwizytów a przy tym pozostawiła wrażenie przestrzenności. Świetna jest para murarzy, bo też najlepszy bodaj mieli oni dialog.

Zbigniew Grabowski:

Jest to sztuka ambitna, ale nie dociąga do Mrożka. Tak samo zestawienie ojca (Igora Neverle, autora "Pamiątki z Celulozy") z synem też nie wychodzi na korzyść autora "Derby w pałacu". Brak mi było w tej sztuce większego wstrząsu; operowanie snem czy zjawą nie wydało mi się koniecznością artystyczną. Natomiast jest to sztuka bardzo interesująca pod względem politycznym i to nie tylko usprawiedliwia jej wystawienie, ale czyni z niej pozycję potrzebną w naszym repertuarze.

Postacie sztuki są dobrze postawione - w pewnym sensie przypominały mi postacie z "Tanga". Podziwiałem jak udało się i reżyserowi i scenografowi osiągnąć, że tyle się mieści i tyle dzieje na małej scenie "Ogniska Polskiego". Z wykonawców Ewa Suzin miała największe możliwości - w dwóch interesujących i tak różnych rolach. W obu była doskonała i wykazała w tej sztuce swe duże, niewykorzystane jeszcze możliwości. Uderzył mnie doskonały dialog - dwoisty w tej roli: warszawski żargon dzisiejszego "kociaka" z pięknym staroświeckim językiem "Czarnej Damy".

Stefania Kossowska:

Sztuka mi się nie podobała, a raczej denerwowała mnie. Głównie denerwowała mnie nieprawdziwa, skoślawiona postać hrabiego - tak jakby widziana oczami sowieckiej groteski. Smutne to, że autor takich sposobów musiał używać, aby móc przemycić jakieś inne swoje spostrzeżenia czy satyrę. Poza tym dialog sztuki wydawał mi się nieporadny, a pomysł snu - to najłatwiejsze wyjście z każdej pisarskiej sytuacji.

Włada Majewska:

O przedstawieniu, jako aktorka, ze zrozumiałych względów mówić nie mogę. Sama sztuka dała mi uczucie wielkiego zadowolenia. Autor krajowy umiał pokazać nam bohatera, który jest komunistą, a dla którego pewne wartości, nam wspólne, są najważniejsze. Aby stworzyć taką postać musiał mieć takie przykłady w życiu. W epoce cynizmu i pesymizmu ziejącego z tego, co w Polsce się dzieje, dobrze jest wiedzieć, że Przełęccy jeszcze istnieją.

Jan Radomyski:

Jest to przede wszystkim sztuka bardzo ciekawa i utrzymująca widza w napięciu. Uderza doskonałe wyczucie dialogu - widać, że autor terminował w kabarecie literackim - tak teatralny jest tekst. Postacie sztuki napisane są wielowymiarowo, dając olbrzymie pole dla interpretacji reżyserowi i aktorom. Z każdej z nich można, o ile się chce, zrobić czarny charakter, albo bohatera pozytywnego. Ta wielowarstwowość i jakby wymienność, to bardzo ciekawy eksperyment artystyczny. Nie we wszystkim wypadł on dobrze w londyńskim wykonaniu. Najbardziej przekonywujący był Byrczak - a przecież na podstawie tych samych słów mógł być ustawiony zupełnie inaczej. Największym walorem sztuki jest to, że zostawia tyle wolności i dla interpretacji i dla odbioru widza.

Marta Reszczyńska-Stypińska

"Derby w Pałacu" widziałam przed dwoma laty w Warszawie. Pamiętam uczucie zaskoczenia, że tego rodzaju sztuka została pokazana. Widownia reagowała bardzo żywo na wszystkie akcenty, które również w Londynie wywoływały oklaski, ale tam każdy moment podkreślający tradycjonalizm, uosobiony zwłaszcza w postaci hrabiego i kamerdynera szczególnie fascynował publiczność. Teraz ucieszyły mnie walory przedstawienia londyńskiego i rozwiązanie trudnej problematyki stworzenia sugestii dużego wnętrza na małej scenie, konsekwentna koncepcja reżyserska i wczucie się każdego z aktorów w swoją rolę w ramach tej koncepcji. Niektóre z ujęć aktorskich wydały mi się nawet bardziej przekonywające niż w spektaklu warszawskim. Zwłaszcza dobry był przejmujący i groźny Byrczak w interpretacji Oleksowicza. Po doskonałej "Rodzinie" znów bardzo dobre przedstawienie w naszym emigracyjnym teatrze.

Tadeusz Alf-Tarczyński:

Miałem na przedstawieniu "Derby w Pałacu" dziwne doznania. Początek wydawał mi się jakiś senny, problem zapowiadał się jakich wiele. Dopiero gdy sztuka przekształciła się w sen - widz jakby budzi się w niej i staje się coraz bardziej zainteresowany. Ta konstrukcja zaskoczenia wydaje mi się bardziej interesująca od realistycznego ujęcia przesady w "Tangu" Mrożka. Wydaje mi się bardziej od "Tanga" przekonywająca. Przedstawienie jest bardzo dobre. Najcięższa jest rola Karbota, w wykonaniu Schejbala. Dość długo nie rozumie się, co on właściwie chce wyrazić, dopiero później, we śnie, postać staje się zrozumiała i ujęcie jej przez aktora logiczne i wiele dające.

Ignacy Wieniawski:

Ciekawa i śmiała sztuka, doskonałe przedstawienie. Sztuka wykazuje dobitnie i dramatycznie miażdżenie osobowości przez dzisiejszy ustrój w Polsce. Nie zawsze jasno mi się tłumaczyło, co autor chciał powiedzieć w konfrontacji przedstawicieli starego i nowego porządku - co wyrażał Hrabia, a co Karbot? Ani jeden ani drugi nie stawiali kropki nad "i" - czy dawniej było dobrze, a dzisiaj źle, czy odwrotnie? Ale na tym chyba polega wartość sztuki, że jest niedopowiedziana.

Sztuka grana jest bardzo dobrze - nie widzę właściwie żadnych słabych punktów. Najlepszy wydał mi się Oleksowicz w roli Byrczaka, doskonali dwaj murarze-ubecy (Edward Chudzyński i Zbigniew Yourievski). Urbanowicz stworzył ciekawą sylwetkę Hrabiego - podobał mi się dużo bardziej niż w "Rodzinie" czy w "Tangu".

Kazimierz Wierzyński:

Kto chce zobaczyć jak wygląda życie w Polsce powinien tę sztukę zobaczyć.

Dziennikarz z Polski:

Przede wszystkim uwaga na marginesie, ale bardzo istotna: tacy baciarze murarscy, jak para z "Derby w pałacu", powinni pić wódkę z butelki z czerwoną nalepką (a nie żadną luksusową czy eksportową), czyli tak zwany "likier strażacki", o zapachu nisko-oktanowej benzyny, i lać ją sobie prosto z butelki do gardła, nie dotykając szyjki ustami.

Żarty na bok (choć to wszystko prawda!) - sztuki w Polsce nie widziałem. Wydaje mi się, że odczytuje się ją zupełnie jednoznacznie, jako ostrą krytykę zjawisk zachodzących w Polsce i to właśnie w ostatnich latach. Znani nam są dobrze ci straszni karierowicze, którzy nie przebierając w metodach, nie stwarzając nawet pozorów, że robią to dla idei, pną się w górę i osiadają w "socjalistycznych salonach". Sztuka ta, to jakby żywa ilustracja do artykułu Zygmunta Baumana z grudniowego numeru "Kultury", piszącego o tych "nowych działaczach", którzy wyłonili się na szczycie.

Uważam to za wielki sukces, że w tym zalewie doskonałych teatrów angielskich macie w Londynie swój własny teatrzyk. W przedstawieniu uderza entuzjazm reżysera i aktorów. Aktorka grająca dziewczynę i Czarną damę to fajna babka, szczególnie po północy. Dobry był wachmistrz. Może on i kawał draniaszka, cwaniaka i donosiciela, ale wierny żołnierz: dwadzieścia lat przechowywać taką wyśmienitą starkę dla hrabiego i nie wysuszyć jej samemu!

Studentka z Polski:

Jest to sztuka, która wstrząsnęła nami w Warszawie, a która mną wstrząsnęła bodaj jeszcze bardziej w inscenizacji londyńskiej. Najtragiczniejsze zdanie z całej sztuki to ostatnie słowa Karbota: "Ja tu tylko przechodziłem..." - tak jak tragiczna jest sytuacja nas wszystkich w Polsce, którzy próbujemy zrobić coś dobrego i wiemy, że ktoś inny przyjdzie i wszystko zniszczy. Nie wiem, czy wy to możecie zrozumieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji