Portret artystów we wnętrzu
Postacie, sceny i motywy z "Wesela" oraz "Wyzwolenia" Wyspiańskiego przywołał Jerzy Grzegorzewski w swym najnowszym spektaklu "La Boheme". Wyciągając na scenę inteligentów artystów kazał im przeżywać rozterki świadomości, będące udziałem cyganerii artystycznej początku wieku, a zarazem nieobce ich następcom u schyłku tegoż stulecia. Zawieszone między sceną a kawiarnią środowisko, lubujące się w retoryce, pozach tak melancholijnych, jak i patetycznych jest nieodparcie komiczne, a zarazem żałosne. Przez całe stulecie - zdaje się podpowiadać Grzegorzewski.
Ten portret artystów wymalował Grzegorzewski wybierając tonację pastiszowo-parodystyczną, zarówno w stosunku do własnych wcześniejszych inscenizacji, jak i samych występujących na scenie osób dramatu. Poczynając od ich stadnego wtargnięcia z bełkotliwym "jacy tacy, jacy tacy", poprzez ukazanie nicości, bezładu, bezsensu i niezborności ich myśli, poczynań czy nawet marzeń. Krzywe zwierciadło podstawione pod nos środowisku (inteligencji), nie oszczędza nikogo, drwiąc i ironizując z jego misji, wizji, niemocy, rozpaczy. Raz jeden uderza reżyser w wysoki ton w podsumowującym całość monologu Starego Aktora (Zdzisław Tobiasz) zakończonego słynnym "Mój ojciec był bohater, a my jesteśmy nic".
Jak zwykle w widowiskach Grzegorzewskiego uderza harmonijne zestrojenie wszystkich wysmakowanych plastycznych i muzycznych elementów oraz nadzwyczajna dyscyplina aktorów, gotowych nawet do popisów iście akrobatycznych. Na czoło stawki aktorskiej wysuwa się Andrzej Blumenfeld (Nos) i Krzysztof Majchrzak (Dziennikarz).