Artykuły

To będzie nieprzyjemne. Sztuka według Marqueza z Jedwabnem w tle

Rozmowa z Wojtkiem Klemmem, reżyserem sztuki "Kronika zapowiedzianej śmierci"

Dzień zaczyna pan od lektury gazet.

- Patrzę na polską rzeczywistość. Szokują mnie wywiady z liderami Ligi Polskich Rodzin lub Rodziny Wszechpolskiej. Dla mnie jest to Giertychjugend, organizacja, która wydaje mi się fałszywa i niebezpieczna. Wypaczają pojęcie patriotyzmu, wartości narodowych lub religijnych, działają w stylu najgorszych bojówek faszystowskich. Jej liderzy mówią w gazecie otwarcie, że za rok przejmą władzę, a ich pierwszym krokiem będzie wysyłanie homoseksualistów na leczenie. Jeśli nie będą chcieli, zmuszą ich. Czytam gazetę dzień później i widzę, że nikt nie protestuje, nie mówi: w demokracji tak być nie może. Boję się, co z tym krajem się stanie, kiedy taki człowiek jak Maciej Giertych dojdzie do władzy.

Czy czuje się pan Polakiem?

- Od dwudziestu lat żyję w Niemczech. Urodziłem się w Polsce. Jestem Polakiem, z rodzicami rozmawiam po polsku, ale na problemy polsko-niemieckie patrzę z zewnątrz. Wydaje mi się, że aby dialog mógł się udać, obydwie strony muszą otwarcie i wprost rozmawiać na temat swoich własnych błędów i brudnych paznokci.

Punktem wyjścia sztuki jest polska wioska, w której mieszkańcy mordują Żyda, aby przypodobać się Niemcom. Pan oskarża?

- Nie, musimy mówić o sprawach trudnych. Dla mnie Jedwabne to jeden z najistotniejszych momentów w historii Polski w ostatnich latach. Dziwię się, dlaczego nikt z elity kulturalnej nie napisał na ten temat powieści, nie zrobił sztuki. Jeden z moich kolegów, młody polski reżyser, twierdzi, że Jedwabne jest ważniejsze od Powstania Warszawskiego. Podpisuję się pod tym całkowicie.

Ta sztuka to prowokacja.

- Nie. Ten spektakl wcale nie jest taki ostry. Szukam momentów, w których człowiek podejmuje decyzję o opuszczeniu innego człowieka. Pytam, dlaczego się tak zachowujemy? To temat jest ostry.

Uważa pan, że nie protestujemy?

- Jak Giertychjugend ma swój zjazd - nikt nie protestuje. W Niemczech w latach 30. było dokładnie to samo. Mówiono: Przecież oni nie dojdą do władzy a budują nam autostrady. Wiemy, czym się to skończyło. Moim obowiązkiem jest powiedzieć - uwaga, ci ludzie są niebezpieczni...

Tekst Marqueza został mocno zmieniony...

- Przepraszam bardzo, czy chodzimy do teatru po to, żeby zobaczyć, jak ktoś ładnie zrobił jeszcze jednego Szekspira, albo jeszcze jedną rosyjską sztukę, gdzie ludzie piją herbatę i śpiewają smutne piosenki? Czy idziemy do teatru, aby zobaczyć, że coś kogoś kręci? Ja robię teatr, bo mnie coś kręci. Nie ciekawi mnie Marquez jako autor pięknej literatury. Jest genialny, ale ja szukam dialogu z publicznością. Przyjechałem, żeby przedstawić mój punkt widzenia. Być może dla niektórych to będzie nieprzyjemne.

Pewnie będzie panu potrzebny prawnik po premierze.

- Być może. Dzisiaj, tematy które są dla kogoś niewygodne, załatwia się przez prawnika. Jak sprawę prałata Jankowskiego przeciwko Pawłowi Huellemu, jak proces pani, która zrobiła dzieło sztuki z krzyżem, czy proces przeciwko Urbanowi. Jeśli tak jest rozumiana demokracja, to ja też mogę iść do prawnika.

Jest pan bezkompromisowy w swoich sądach...

- Ostra myśl jest zawsze więcej warta niż prowokacja. Ale zapewniam, że jest to spektakl poprowadzony w normalnej konwencji teatralnej. Staramy się znaleźć sposób gry, który jest lekki i pozwala na zamieszczenie tekstów Lindemanna obok Prusa, Giertycha i Leppera.

Jak pan postrzega Polaków?

- Żaden berlińczyk z mojej generacji nie powie: Jestem dumny z tego, że jestem Niemcem, bo ma świadomość historycznej winy swojego narodu. My, Polacy wychowaliśmy się na mitach i legendach narodowych - duma z polskości jest w nas wciąż bardzo silna. Wychowaliśmy się na bitwie pod Grunwaldem, na legendzie o Wandzie, co to nie chciała Niemca, czy na słowach Roty "Nie rzucim ziemi skąd nasz ród". Nasza skłonność do martyrologii każe nam myśleć o sobie jak o heroicznych ofiarach, nigdy zaś jak o katach.

Wojtek Klemm

Urodził się w 1972 roku w Warszawie. Wyjechał do Niemiec w 1985 roku. Skończył studia reżyserskie w Akademii Ernst Bunsch w Berlinie. Po studiach pracował jako reżyser w Austrii i Niemczech. Od 2002 roku jest asystentem Franka Castorfa w Berlin Volksbühne. "Kronika zapowiedzianej śmierci" to jego pierwsza realizacja w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji